Już przed tygodniem podczas Tatra Road Race - jednego z największych wyścigów szosowych, przeprowadzono badanie zarówno pod kątem dopingu farmakologicznego, jak i technicznego. To początek akcji PZKol wymierzonej przeciwko dopingowiczom startującym w wyścigach dla amatorów. O tym, że zjawisko to jest patologią kolarstwa amatorskiego pisaliśmy już przed rokiem (WIĘCEJ TUTAJ).
- Naszym celem nie jest łapanie i piętnowanie osób stosujących doping. Naszym celem jest czysty i zdrowy peleton. Dlatego wspieramy każdą inicjatywę organizatorów amatorskich imprez kolarskich, która ma na celu rywalizację w duchu fair play - przekazał za pośrednictwem informacji prasowej Sebastian Rubin, wiceprezes PZKol.
W tym roku kontrole antydopingowe odbyły się już podczas czterech imprez, między innymi Mistrzostw Polski Masters w Starachowicach. A w trakcie niedawnego Tatra Road Race, we współpracy ze Służbą Celną, prześwietlano również rowery zawodników i sprawdzano czy nie są wyposażone w ukryte silniki. Żadnego wspomagania technicznego nie znaleziono.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Niecodzienne wydarzenie w wyścigu kolarskim
- Wszystkie dotychczasowe kontrole były zapowiedziane i tak będzie też w przypadku każdej kolejnej - mówi Sebastian Rubin. - Nie chcemy organizować "polowania na czarownice". Chcemy działać prewencyjnie. Przede wszystkim zwiększać świadomość samych zawodników. Także wiedzę o negatywnych skutkach zażywania substancji dopingujących - dodaje.
PZKol oferuje organizatorom wyścigów pomoc w kontaktach z Polską Agencją Antydopingową. - Koszt zatrudnienia agencji i jej ekspertów do przeprowadzenia badań nie powinien znacząco obciążyć budżetu największych zawodów. Jestem przekonany, że sami zawodnicy zgodzą się również na zwiększenie wpisowego o symboliczne dziesięć złotych, żeby mieć poczucie zdrowej i uczciwej rywalizacji - tłumaczy wiceprezes PZKol.
- Sport amatorski się profesjonalizuje. Zawodnicy często trenują po kilkanaście godzin w tygodniu, przypinają numery startowe do najlepszych rowerów dostępnych na rynku, jadą po zabezpieczonej trasie, na bufetach czeka na nich wolontariusze z bidonami. Mogą naprawdę poczuć się jak zawodowcy. Naturalnym jest więc, że chcą rywalizować w uczciwych i czystych zawodach. Jestem przekonany, że organizatorzy wyścigów im to umożliwią - wyjaśnia Rubin.
Zobacz także: Tomasz Czechowski: Doping jak dobre auto czy młoda blondynka u boku