15 mln złotych długu Polskiego Związku Kolarskiego. "To śmierć kliniczna"

Z dnia na dzień jest coraz gorzej: nie ma funduszy na wynagrodzenia, na remonty, na wodę, prąd czy internet. Na dodatek komornik zabrał sprzęt potrzebny sportowcom do treningu. W tym tunelu nie widać światła. Nic nie widać.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Na zdjęciu kolarze w czasie wyścigu Agencja Gazeta / Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta / Na zdjęciu kolarze w czasie wyścigu.
- Trudno oszacować dokładnie dług PZKol - mówił na specjalnie zwołanej konferencji prasowej na pruszkowskim torze (jedynym w Polsce), prezes Polskiego Związku Kolarskiego, Krzysztof Golwiej. - Mniej więcej to około 15 milionów złotych i ponad 100 podmiotów, którym jesteśmy winni różne kwoty. Jednak nie znamy dokumentów, nie ma umów, głównie z lat 2016-17, nie możemy więc wykluczyć, że ktoś przyjdzie do nas z niezapłaconą fakturą i tym samym dług jeszcze wzrośnie.

- To śmierć kliniczna - dodawał wiceprezes związku, Sebastian Rubin. - Apelujemy do ministra sportu Witolda Bańki, aby się z nami spotkał, wysłuchał i abyśmy wspólnie szukali wyjścia z tej sytuacji - przyznał z kolei drugi wiceprezes, Tomasz Kramarczyk.

Apelują o spotkanie z ministrem

Słowa Kramarczyka nie są przypadkowe. Dzień przed konferencją (we wtorek, 1 października) w serwisie www.przegladsportowy.pl ukazał się wywiad z ministrem sportu. Bańka zaatakował szefów PZKol, że nie mają żadnego planu, żadnego pomysłu i nie ma sensu z nimi rozmawiać. Uznał środowisko kolarskie za "niewydolne" i "patologicznie zarządzane". Dodał, że drzwi jego gabinetu są dla tych ludzi "definitywnie zamknięte" (TUTAJ więcej szczegółów >>).

ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Reprezentacja Polski nie ma perspektyw? "Cały czas wozimy się na plecach Roberta Lewandowskiego"

Golwiej, Kramarczyk i Rubin przeprosili za zachowanie środowiska w ostatnich latach (chociaż oni są w zarządzie dopiero od końca maja 2019) i poprosili o spotkanie z ministrem. - Nie obrażam się na ministra za te słowa, które padły - przyznał Kramarczyk. - Nie miałem jeszcze nigdy okazji rozmawiać z nim osobiście. Apeluję więc do niego o dialog. Usiądźmy i porozmawiajmy.

Bańka przyznał, że w ostatnich latach nikt z PZKol nie przyszedł do niego z żadną propozycją na wyjście z kryzysowej sytuacji. -  My nie oczekujemy, że ministerstwo spłaci za nas zobowiązania - dodał Rubin. - Chcemy się spotkać i omówić możliwe wyjścia z sytuacji. Mamy pewne pomysły.

Sprzedaż toru jedynym rozwiązaniem?

Jednym z pomysłów jest sprzedaż toru w Pruszkowie. Obiekt, którego budowa wpędziła związek w tak potężne tarapaty (na końcu TEGO artykułu znajdziesz całą historię długu w PZKol >>), został wyceniony na ponad 80 mln złotych, ale trudno się spodziewać, że znajdzie się ktoś, kto wyłoży taką kwotę za tak specyficzny obiekt.

Jeżeli dojdzie do licytacji komorniczej (największy wierzyciel PZKol-u, firma Mostostal Puławy ma od 31.12.2018 taką możliwość), to można się spodziewać, że ta kwota jeszcze spadnie. Dlatego w styczniu 2019 pojawił się pomysł, aby to Centralny Ośrodek Sportu przejął tor, spłacił dług i tym samym zakończył ten finansowo-organizacyjny pat.

Podczas trójstronnego spotkania (minister, prezes Mostostalu Puławy - Tadeusz Rybak oraz ówczesny prezes PZKol - Janusz Pożak) umówiono się, że MSiT zbada sprawę pod względem prawnym. Od stycznia minęło 9 miesięcy, w Pruszkowie rozegrano mistrzostwa świata (a Mostostal Puławy mógł je teoretycznie storpedować wprowadzając komornika), a informacji zwrotnej z ministerstwa nie ma.

Wniosek o upadłość na 100-lecie?

Tak przynajmniej twierdzi przedstawiciel Mostostalu Azoty, mecenas Jarosław Makarewicz: - Efektem naszych rozmów była obietnica, że znajdzie się sposób na rozwiązanie tego wieloletniego długu. Niestety, od tamtego czasu nie udało się już spotkać z ministrem, nie otrzymaliśmy żadnej informacji, jak ma wyglądać spłata zobowiązań.

Na początku 2018 roku Bańka - m. in. po tym, jak Piotr Kosmala ujawnił w rozmowie z WP SportoweFakty seksaferę w polskim kolarstwie (TUTAJ cała rozmowa >>) - wstrzymał finansowanie związku. Od tego momentu sytuacja finansowo-organizacyjna związku jest beznadziejna. - Nie mamy pieniędzy na nic - przekonywał Rubin. - Pracujemy za darmo, jeździmy na spotkania za własne pieniądze, nie ma diet - dodawał Kramarczyk.

Co prawda minister zapewnił środki na przygotowania naszych najlepszych zawodników i wypłaca je poprzez inne instytucje, ale to nie do końca rozwiązuje problem. Przykład? Kilka dni temu komornik zajął sprzęt (m.in. maszyny startowe) potrzebny torowcom do treningu. I to tuż przed mistrzostwami Europy w Apeldoorn (16-20.10.). Biało-Czerwoni nie mają więc gdzie trenować. A za kilka miesięcy czekają nas igrzyska olimpijskie w Tokio.

Finansowanie poza PZKol-em nie gwarantuje również szkolenia następców obecnych reprezentantów. Nie ma dyrektora sportowego, nie ma planu rozwoju... Nic nie ma. Jeżeli ministerstwo i związek nie znajdą porozumienia, nie zaczną rozmawiać, to 100-lecie (w 2020 roku) PZKol może przywitać z wnioskiem o upadłość.




Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×