W 2007 roku Michael Rasmussen prezentował wysoką formę, choć w czasie wiosennych przygotowań do sezonu unikał kontroli antydopingowych. 25 lipca, po efektownej etapowej wygranej w Pirenejach, jego zespół Rabobank wycofał go z rywalizacji w Tour de France. Wtedy był liderem wyścigu, a jego przewaga nad Alberto Contadorem wynosiła 3 minuty i 10 sekund. Został ukarany dwuletnią dyskwalifikacją.
Rasmussen nie mógł pogodzić się z decyzją kierownictwa zespołu. Gdy został wycofany z wyścigu, miał myśli samobójcze. - Chciałem skończyć ze sobą, zastanawiałem się, na czym się mogę powiesić. Podobnie było, gdy leciałem samolotem. Wizja katastrofy lotniczej, pojawiająca się w głowie, nie była taka zła. W tamtym momencie nic nie miało dla mnie znaczenia - powiedział w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Po latach Duńczyk przyznał się do stosowania dopingu. W swojej książce ze szczegółami opisał, jak wyglądał cały proces w kolarskich zespołach. Po raz drugi został zdyskwalifikowany na dwa lata. Sam przyznał, że nie żałuje swojej decyzji o zażywaniu zakazanych substancji. O tym, że stosuje doping wiedzieli jego rodzice, przyjaciele, była żona, członkowie i władze zespołu.
- Marzyłem o osiąganiu sukcesów, trenowałem, ile się dało. Wszyscy mówili mi, że mam duże możliwości. I nagle odkryłem, że aby realizować te cele, muszę brać. Gdy jesteś w takiej sytuacji, widzisz, że wszyscy najlepsi stosują doping, nie możesz nic zmienić. Zostaje ci tylko przyłączyć się i robić to, co oni. Nie żałuję tamtej decyzji, bo gdyby nie doping, nie spełniłbym marzeń - dodał Rasmussen.
Duńczyk przyznał, że doping brał przez niemal całą swoją karierę. Teraz uczy kolarstwa szosowego i górskiego w szkole. Cieszy się, że nadal jest przy tej dyscyplinie sportu.
Czytaj także:
Koronawirus. Jest decyzja UCI. Imprezy kolarskie zawieszone do 1 czerwca
Polska zawodniczka o chorobie wywołanej koronawirusem. "Nie mam smaku i węchu"
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film