Polski kolarz był świadkiem makabrycznego wypadku. Wtedy postanowił zrezygnować

Newspix / Rafal Oleksiewicz / PressFocus  / Na zdjęciu: Cezary Zamana
Newspix / Rafal Oleksiewicz / PressFocus / Na zdjęciu: Cezary Zamana

Cezary Zamana był sprinterem, specjalistą od walki na finiszu. W pewnym momencie powiedział jednak "stop". - W domu czekała żona, dzieci, zrobiłem to dla nich - tłumaczy.

Nadal wielu z nas ma przed oczami makabryczny wypadek z pierwszego etapu Tour de Pologne. Dylan Groenewegen tak zaciekle walczył z Fabio Jakobsenem, że wbił (dosłownie) go w barierki przy trasie, użył jeszcze łokcia i w efekcie spowodował, że sprinter grupy Deceuninck-Quick Step doznał potężnych obrażeń. Medycy najpierw walczyli o jego życie na miejscu, przed katowickim "Spodkiem", a potem już w sosnowieckim szpitalu.

Teraz już wiemy, że Holender powoli dochodzi do siebie, został wybudzony ze śpiączki farmakologicznej (TUTAJ więc szczegółów >>). Wydaje się, że będzie już z górki. Najgorsze ma za sobą.

"Zrobiłem to dla rodziny"

Świadkiem podobnej kraksy był podczas Tour de France (rok 1994) Cezary Zamana. Polski kolarz specjalizował się wówczas w sprintach. Jeździł w bardzo mocnej ekipie - Kelme. Jego zadaniem była walka na ostatnich metrach z najszybszymi kolarzami na świecie.

- Na finiszu drugiego etapu TdF doszło do makabrycznej kraksy - opowiada. - Wilfried Nelissen przy prędkości 70 km/h zahaczył o policjanta i upadł razem z innymi kolarzami. Krew, krzyk, złamania, makabra.

Poniżej ta kraksa. UWAGA! Wideo zawiera sceny nieodpowiednie dla widzów małoletnich i o słabych nerwach

Ta sytuacja długo siedziała w głowie Zamany. - Ostatecznie postanowiłem, że rezygnuję z walki o etapy i zmieniam swoją charakterystykę. Ze sprintera na zawodnika walczącego bardziej o klasyfikację generalną, bardziej w górach. Wmówiłem sobie, że w ten sposób będę bezpieczniejszy. W domu czekała żona, dzieci, zrobiłem to dla nich - mówi.

Uderzył głową w betonowy słupek

- Sprinterom czegoś w głowie brakuje, jakiegoś połączenia. Muszą wyłączać strach, bo nie da się inaczej - mówił ostatnio na łamach "Przeglądu Sportowego" Michał Gołaś.

- Tak, sprinterzy to zupełnie odrębna grupa kolarzy, tzw. szaleńcy - dodaje Zamana.

Ale to nie koniec dramatycznych przeżyć polskiego kolarza. Rok po wypadku Nelissena (czyli w 1995) Zamana w TdF ostatecznie nie pojechał. Walczył o miejsce do końca, miał pomagać w Motoroli słynnemu Lance'owi Armstrongowi, jednak trenerzy koniec końców wybrali Fabio Casartellego.

- Byłem wściekły - opowiada Zamana.

18 lipca 1995 roku Casartelli podczas karkołomnego zjazdu w okolicach Col de Portet d'Aspet wypadł z drogi i uderzył głową w betonowy słupek. Wtedy jeszcze kolarze nie mieli obowiązku zakładania kasku. Nie miał szans na przeżycie (więcej informacji znajdziesz TUTAJ >>).

"Ktoś nade mną czuwał"

- Przecież to mogłem być ja - mówi Zamana. - Ktoś nade mną czuwał, że ostatecznie to nie mnie wybrali do tego wyścigu. Do dzisiaj ta sytuacja mnie rozbija psychicznie.

Zamana, który wygrał TdP w 2003 roku, wielokrotnie wygrywał mistrzostwa Polski, jechał w najważniejszych wyścigach świata, nie rzucił kolarstwa, bo to był jego zawód, jego pasja, jego miłość.

Jednak te makabryczne sytuacje spowodowały, że zwolnił, że już tak nie szalał.

Mimo to jego żona wiele przeżyła. - Zdaję sobie z tego sprawę, nie oglądała moich wyścigów w telewizji, nie interesowała się kolarstwem - wylicza. - Mimo to wiem, ile przeszła, jak musiała się denerwować.

Temat tabu

Kiedy Zamana zakończył karierę, wydawało się, że rodzina odetchnie, nie będzie trzeba ciągle myśleć o tym, czy wróci z wyścigu cały i zdrowy. Nic z tego.

Syn Zamany postanowił iść w ślady ojca i marzył o wielkiej karierze. Jako 12-latek miał wypadek podczas zawodów. - Była końcówka etapu, nerwy, prędkość. Wyglądało to bardzo źle, był nieprzytomny, trafił do szpitala. Jako rodzice przeżyliśmy bardzo tę sytuację. Czarne myśli wdzierały się do mózgu - wspomina były triumfator TdP.

Na całe szczęście syn wyszedł z tego wypadku zdrowy. Dojście do siebie trwało trochę, ale ostatecznie wszystko jest ok.

Wtedy małżonka Zamany powiedziała "dość". - Podjęła decyzję, że mąż i syn uprawiający tak niebezpieczną dyscyplinę sportu to za dużo - mówi były kolarz. - Dlatego syn nie wrócił już na szosę.

A temat kolarstwa w ich domu to temat tabu. Zwłaszcza po wypadku syna.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skandaliczne zachowanie koszykarza! Potraktował rywala brutalnie

Komentarze (1)
avatar
ByczaKrólowa18X
8.08.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Każda forma sportu zawodowego jest niebezpieczna. Nawet od szachów można zgłupieć. Wielu zawodników, w wielu dyscyplinach miało poważne kontuzje, często ocierali się o śmierć, ale wracali. Właś Czytaj całość