Stanisław Szozda: nie ma go z nami już 7 lat. Kolarz z niezdiagnozowanym ADHD

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / Irek Dorożanski / Na zdjęciu: Stanisław Szozda
Newspix / Irek Dorożanski / Na zdjęciu: Stanisław Szozda
zdjęcie autora artykułu

Wszędzie go było pełno, nie znosił nudy i rutyny, miał niespożyte pokłady energii. A przy okazji był jednym z najlepszych zawodników w historii polskiego kolarstwa. Przywiózł worek medali z igrzysk olimpijskich czy mistrzostw świata.

23 września 2013 roku odszedł Stanisław Szozda. Nie miał jeszcze 63 lat (dwa dni później miał obchodzić urodziny). Przegrał z nowotworem żołądka. Rak zaatakował go kilka lat wcześniej. Trzy tygodnie przed śmiercią przechodził chemię. Wyniszczyła go tak, że już nie wstał ze szpitalnego łóżka. - To był dla Staszka ostatni etap ziemskiej pielgrzymki, módlmy się, by teraz zdobył swoją ostatnią premię, którą będzie życie wieczne - mówił podczas ceremonii żałobnej ksiądz Adam Drwięga.

Podczas pogrzebu przedstawiciel ówczesnego Prezydenta RP - Bronisława Komorowskiego - nadał pośmiertnie kolarzowi Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. To drugie co do ważności cywilne odznaczenie państwowe. Nic dziwnego. Szozda to dwukrotny medalista olimpijski, pięciokrotny medalista mistrzostw świata, zwycięzca Wyścigu Pokoju i Tour de Pologne, mistrz Polski. Sportowiec kompletny i spełniony. Dominator.

"Staszek, co ty robisz?"

Razem z Ryszardem Szurkowskim zdominowali amatorskie kolarstwo w latach 70. XX wieku. Robili co chcieli i jak chcieli. Przed startem umawiali się, kto z nich wygra. Reszta zawodników nie miała nic do powiedzenia.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłka lądowała w ich siatce... 37 razy! Kuriozalny mecz w Niemczech

Tak było podczas mistrzostw świata w 1973 roku. Szurkowski z Szozdą umówili się, że wygra ten pierwszy. Szozda miał mu to umożliwić: zaatakować w odpowiednim momencie, potem holować kolegę, a na końcu zablokować innych rywali. Problem w tym, że Szozda był niecierpliwy, wręcz narwany. Kipiał energią.

- On miał niezdiagnozowane ADHD - zażartował w rozmowie z WP SportoweFakty, Czesław Lang, jego kolega z reprezentacji, a obecnie organizator Tour de Pologne.

I tak mogło być. Na 70 kilometrów przed metą Szozda postanowił zaatakować. - Staszek, za wcześnie, co ty robisz, przecież się zajedziemy - krzyczał za nim wściekły Szurkowski. - Odpuść!

Nie odpuścił. Po jego ataku na czele pozostało zaledwie czterech kolarzy: Szurkowski, Szozda, Duńczyk i Francuz. Powiększali przewagę nad peletonem, Szozda pracował jak wół, wiadomo było, że mistrz świata jedzie w tej ucieczce.

"Kłócicie się jak Szurkowski z Szozdą"

Ale to nie jedyny wyskok Szozdy w tym wyścigu. Kiedy Szurkowski szykował się już na finisz, podjechał do niego partner z kadry i powiedział: uciekaj Rysiu, ja zablokuję rywali.

Wszystko niby zgodnie z planem, ale do mety było jeszcze 2 km, a umowa mówiła o kilkuset metrach przez końcową linią. Zanim Szurkowski zareagował, Szozda zaatakował, odbił na prawą stronę, Duńczyk i Francuz pojechali za nim, a przed drugim z Polaków otworzyła się cała lewa strona. Szurkowski nią popędził, a Szozda zablokował przeciwników.

Złoto dla Polski! Ale nie tylko. Szozda po 70 km morderczej pracy miał jeszcze na tyle sił, że ograł rywali na finiszu i zdobył srebro. Duet Szurkowski-Szozda znów był na ustach wszystkich Polaków.

Ich biegunowo różne charaktery (Szurkowski spokojny i wyważony, a Szozda nerwowy i chaotyczny) powodowały, że co chwilę się kłócili. A te nieporozumienia podchwytywali dziennikarze i robiło się medialne zamieszanie. "Szorstka" przyjaźń obu panów przedostała się nawet do popkultury. W jednym z odcinków bardzo popularnego 50 lat temu serialu "Czterdziestolatek" padają słowa: "kłócicie się jak Szurkowski z Szozdą".

Radziecki "bandyta"

Szozda był nie tylko przebojowy i wszędzie go było pełno, ale też mówił to, co myślał. Nie miał w zwyczaju przejmować się poprawnością polityczną. A przecież mówimy o czasach PRL-u, gdzie za nieodpowiednie słowa pod adresem np. sportowców ze Związku Radzieckiego można było sporo stracić.

Po jednym z etapów Wyścigu Pokoju w roku 1974 wypalił do kamery Telewizji Polskiej słowa, które mogły spowodować jego sportową śmierć. Na ostatnich metrach etapu reprezentant ZSRR - Walerij Lichaczew - zajechał mu drogę i dlatego Szozda przegrał. Dziennikarz TVP podszedł do Polaka i zapytał: "no i jak było?".

Szozda nie zastanawiając się nawet pół sekundy odpowiedział: "mieliśmy walczyć jak sportowcy, a nie jak bandyci". Kiedy dziennikarz zrozumiał, że polski kolarz właśnie obraził reprezentanta ZSRR natychmiast zasłonił kamerę i szybko próbował wytłumaczyć, że Szozda jest zmęczony i stąd mówi takie głupoty. Wywiad był na żywo.

Co ciekawe, kilkanaście minut później sędziowie przyznali rację Polakowi. Zdyskwalifikowali radzieckiego kolarza i to Szozda wygrał etap.

Wkurzył się na PZKol

Szozda nie miał zahamowań i nie interesowało go czy walczy z reprezentantem ZSRR, NRD czy Czechosłowacji. Nigdy nie odpuszczał. A 50 lat temu podczas finiszów Wyścigu Pokoju sporo się działo. W ruch szły łokcie, pięści, a nawet... pompki, które wtedy zawodnicy wozili ze sobą.

Mimo filigranowej postury Szozda nie odpuszczał. Zakładał pod koszulkę sweter, koszulę flanelową, a nawet kawałki gąbki. To miało mu pomóc znosić ciosy rywali i ochronić przed otarciami podczas ewentualnej kraksy. Tak przygotowany walczył jak szalony.

ADHD dało o sobie znać także przy zakończeniu kariery. Przedwczesnym. W 1978 roku Szozda miał wypadek podczas Wyścigu Pokoju. Chciał jechać dalej, kłócił się z lekarzami, ale ci byli niezłomni. Wycofali Szozdę z dalszej rywalizacji i wysłali do Warszawy na dokładne badania. Kolarz miał potężnie stłuczony kręgosłup.

Kilka tygodni później zawodnik odebrał list z Polskiego Związku Kolarskiego. - Ze względu na bezpodstawne wycofanie się z Wyścigu Pokoju, a tym samym osłabienie zespołu i przyczynienie się do porażki, cofa się obywatelowi pomoc bytową za maj (cytat za pro-cycling.org).

Tego było za wiele. W gorącej wodzie kąpany Szozda postanowił zakończyć karierę. - Niech mnie w d... pocałują - krzyczał targając list na drobne kawałki. Miał dopiero 28 lat. Przed nim było jeszcze wiele sezonów wypełnionych sukcesami.

Z pobocza

Po zakończeniu kariery wyjechał do USA, gdzie pomagał Edwardowi Borysewiczowi, który zajmował wówczas stanowisko trenera reprezentacji Stanów Zjednoczonych. Szozda był szczęśliwy, wrócił do kraju i chciał trenować zawodników. Jednak nie znalazł klubu, który dałby mu wolną rękę i nie mieszał się w to, jak chce pracować. - Miałem pomysł na pracę szkoleniową, ale to był mój pomysł, nie zamierzałem przed nikim się spowiadać - mówił w swoim stylu.

Szybko rzucił więc sport i zajął się biznesem. Założył sklep, działał na rynku kapitałowym. Żył całkiem dobrze.

Z kolarstwem nie pogniewał się na zawsze. Nie zerwał więzi. Często jeździł na wyścigi, ale obserwował je z pozycji kibica, sympatyka. Nigdy nie mieszał się do pracy trenerów, organizatorów. Spoglądał z pobocza.

Od siedmiu lat we wrześniu jest organizowany memoriał ku czci Szozdy, w Prudniku. Impreza ma charakter kryterium ulicznego, w którym mogą wziąć zarówno młodzi adepci tego pięknego sportu, jak seniorzy. Zawody są wpisane w oficjalny kalendarz PZKol i są pięknym gestem w kierunku wybitnego zawodnika.

W Prudniku i Piasecznie są dwa ronda im. Stanisława Szozdy. W tym pierwszy mieście - gdzie kolarz spędził większość swego życia - w rocznicę (2014) jego śmierci postawiono prosty postument ku jego pamięci. Włodarze Prudnika zapowiadają jednak, że dokładnie za rok (23 września 2021), w ósmą rocznicę śmierci Szozdy, w centralnym punkcie miasta odsłonią pomnik jednego z najwybitniejszych polskich sportowców.

Czytaj także: Michał Kwiatkowski odpowiedział krytykom. Bez słów. Po prostu wygrał etap Tour de France [OPINIA] >>

Czytaj także: Tour de France. Twitter zachwycony sukcesem Kwiatkowskiego. "Przekozak", "Profesor", "Monster ride" >>

Źródło artykułu:
Komentarze (1)
grolo
23.09.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
No , i takie artykuły aż chce się czytać .