Tegoroczny wyścig Tour de Pologne był jedną z pierwszych kolarskich imprez na świecie po odmrożeniu sportu. Zapamiętany został głównie z powodu koszmarnej kraksy na finiszu etapu w Katowicach. Dylan Groenewegen i Fabio Jakobsen jechali z prędkością 80 km/h i walczyli o zwycięstwo. W pewnym momencie Groenewegen zepchnął Jakobsena na barierki.
Holender miał sporo szczęścia, że przeżył. Lekarze skutecznie walczyli o jego życie, ale powrót do normalnego funkcjonowania zajmie jeszcze sporo czasu. Jakobsen po uderzeniu miał zmasakrowaną twarz i musi przejść kilka operacji. Jednym z pierwszych, który go ratował był kolega z grupy Deceuninck Quick-Step, Florian Senechal.
To właśnie Senechalowi Jakobsen może zawdzięczać życie. - Tracił bardzo dużo krwi. Zrozumiałem, że się krztusi i moją pierwszą reakcją było delikatne podniesienie jego głowy, by krew nie spływała do płuc. Najbardziej przeraził mnie widok jego twarzy. Wiedziałem, że to on, ale nie mogłem go rozpoznać. Jego twarz była zmasakrowana. Tak, jakby rozerwał ją granat - powiedział Francuz w wywiadzie dla "L'Equipe".
Po tym wydarzeniu Senechal miał traumę. Potrzebował pomocy psychologa. Bał się, że jego kolega z drużyny nie przeżyje dramatycznego wypadku. Jakobsen w ramach podziękowań podarował mu skrzynkę wina i dał do zrozumienia, że to, co zrobił Francuz pomogło w uratowaniu jego życia.
Czytaj także:
Zjawiskowa Puck Moonen zachwyca fanów kolarstwa. Nie boi się żadnego wyzwania
Kolarstwo. Giro d'Italia: Koronawirus szaleje. Są kolejni zarażeni
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: błąd sędziego, a za moment potworny nokaut!