To przez jej nieodpowiedzialne zachowanie doszło do największej kraksy w historii Tour de France. Podczas I etapu słynnego wyścigu 30-letnia kobieta tak bardzo chciała pokazać do kamery baner z pozdrowieniem dla dziadka i babci, że była nieuważna i przez przypadek zahaczyła o jednego z kolarzy.
W efekcie upadku zawodnika na asfalcie znalazło się kilkudziesięciu uczestników "Wielkiej Pętli" (więcej TUTAJ). Po spowodowaniu katastrofy kobieta uciekła z miejsca zdarzenia. Policja aresztowała ją dopiero po kilku dniach - niedaleko małego miasteczka w Bretanii, Landerneau (więcej TUTAJ).
Organizatorzy TdF początkowo chcieli skierować sprawę do sądu, ale - jak pisze "Daily Mirror" - ostatecznie wycofali się z tej decyzji.
ZOBACZ WIDEO: Jakie szanse medalowe na igrzyskach ma Polska? "Zróbcie to, do czego się szykowaliście przez ostatnie lata"
- Każdy musi się uspokoić w tej sprawie. To wszystko nabrało szalonych rozmiarów. Chcemy uspokoić nastroje wokół wyścigu. To również kwestia zwiększenia bezpieczeństwa podczas rywalizacji kolarzy - zapowiedział w mediach dyrektor TdF Christian Prudhomme.
Decyzja o wycofaniu skargi przeciwko młodej Francuzce nie oznacza zamknięcia śledztwa prokuratorskiego. Śledczy oskarżają ją o spowodowanie wypadku w peletonie, a następnie ucieczkę z miejsca zdarzenia, w którym poważnie rannych zostało kilku kolarzy (m.in. Jasha Suetterlin).
Jest to przestępstwo z oskarżenia publicznego we Francji zagrożone karą do roku więzienia i grzywną w wysokości 15 tys. euro.
Zobacz:
Tour de France: Michał Kwiatkowski odpowiedział na bardzo ważne pytanie