O tej kraksie mówili kibice na całym świecie. Podczas I etapu Tour de France jedna z fanek spowodowała upadek prawie połowy peletonu (TUTAJ znajdziesz więcej szczegółów >>). Chciała tak bardzo pokazać do kamery napis na tekturowym banerze (chodziło o pozdrowienia dla babci i dziadka), że weszła na drogę, zahaczyła jednego z zawodników, a chwilę potem... Kilkudziesięciu kolarzy leżało na asfalcie. Wielu z nich odniosło poważne obrażenia.
Kiedy na miejscu pojawiła się policja, kobiety już nie było. Widząc, co się stało, po prostu uciekła. Przez kilka dni nie można było jej nigdzie znaleźć.
Tak wyglądała fatalna kraksa.
The fan was watching the TV cameras and not the riders. #TDF2021 pic.twitter.com/hHtNkx6gFu
— CyclingTips (@cyclingtips) June 26, 2021
A policja jej szukała, bowiem organizatorzy wyścigu postanowili skierować sprawę do sądu (pisaliśmy o tym TUTAJ >>).
Jak poinformowali dziennikarze "Le Parisien" - powołując się na źródła policyjne - śledczy skupili się przede wszystkim na social mediach. Za ich pomocą kontaktowali się z kibicami, którzy byli w bliskim sąsiedztwie poszukiwanej fanki. Po kilku dniach przesłuchań i zbierania informacji doszło do zatrzymania kobiety.
Kobieta została znaleziona w pobliżu miejsca wypadku (mówi się o promieniu 40 km) i przewieziona do aresztu w małym miasteczku w Bretanii - Landerneau. Co dalej?
Grozi jej przede wszystkim grzywna w wysokości 1500 euro. Jeżeli jednak organizatorzy i niemiecki kolarz Jasha Suetterlin, który w wyniku kraksy musiał wycofać się z TdF, postanowiliby dochodzić sprawiedliwości, wówczas zdaniem prawników fanka wpadłaby w poważne kłopoty. Grzywna mogłaby zostać zwiększona aż dziesięciokrotnie (do 15 tys. euro), a zatrzymanej groziłoby pozbawienie wolności. Nawet na 12 miesięcy.
ZOBACZ WIDEO: Zawodnicy mdleli podczas zawodów w Chorzowie. "Temperatura przy bieżni osiągała ponad 60 stopni"