Koniec wojny, gdy "Rosjanie przestaną istnieć". A tak mówi o Polakach

Jego rodzina pochodzi z Nebratu, małej wioski położonej około 80 km na zachód od Kijowa. Pojawili się tam zmęczeni, głodni rosyjscy żołnierze. Sąsiedzi bliskich Jegora Panczenko ukrywali się przez dwa tygodnie w piwnicy. I modlili się o przetrwanie.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Na zdjęciu zniszczony budynek w Kijowie W kółku: Igor Panczenko PAP/EPA / PAP/EPA/Facebook / Na zdjęciu zniszczony budynek w Kijowie. W kółku: Igor Panczenko.
Jegor Panczenko to trener kolarski. Mieszka w Kijowie. Dziesięć dni przed wkroczeniem rosyjskich wojsk na teren Ukrainy wrócił z obozu przygotowawczego na Cyprze. - Dochodziłem do siebie po koronawirusie, który dopadł mnie w grudniu 2021 roku - mówi WP SportoweFakty. - Wszystko szło w dobrym kierunku. Z nadzieją patrzyłem w przyszłość, miałem wielu zawodników pod opieką. Trenowałem ich, rozmawiałem z nimi, ustalałem zajęcia, ćwiczenia.

24 lutego 2022 wszystko się skończyło. - Byłem przerażony, nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca - wspomina. - Jednak mieszkam w Kijowie i w pierwszych godzinach bardziej nasłuchiwałem medialnych doniesień, niż poczułem na skórze działania wojenne.

"Spokój" nie trwał długo. Cztery dni po bandyckim najeździe wojsk rosyjskich na Ukrainę, Panczenko na własne oczy i uszy przekonał się, że nie może czuć się bezpiecznie. - To był atak lotniczy na Browary, miejscowość pod Kijowem, oddaloną około 10 km w linii prostej od mieszkania mojej mamy, gdzie od wybuchu wojny przebywam - tłumaczy. - Wybuchy były tak silne, że trzęsły się szyby, trzęsły się ściany, a za oknem widzieliśmy ogień i dym.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodziewana scena na treningu Nadala. Co za gest!

Wizyta u 91-letniej babci przyjaciela zmieniła jego życie

Pewnego dnia przyjaciel poprosił go, aby podjechał do jego babci. Ma 91 lat, mieszka sama, a zabrakło jej lekarstw i jedzenia. Komunikacja w Kijowie była już częściowo sparaliżowana. Panczenko miał łatwiej - mógł po prostu wsiąść na rower i pojechać.

Tak zrobił. Wcześniej mama ugotowała barszcz, przygotowali paczkę pełną żywności, dołączyli lekarstwa. - Pojechałem do babci przyjaciela i... Ta wizyta zmieniła moje życie - przekonuje. - Zobaczyłem starszą osobę, która od kilku dni nie wychodziła z domu, z nikim nie rozmawiała, rozpłakała się na mój widok. Posiedzieliśmy, porozmawialiśmy, nawzajem podnieśliśmy się na duchu.

Panczenko wrócił do domu i postanowił działać. - Skoro mam rower, mam kondycję, mogę codziennie zrobić i nawet 100-150 kilometrów, to czemu mam nie wozić lekarstw, jedzenia czy innych potrzebnych artykułów ludziom, którzy z różnych powodów nie mogli iść do sklepu - mówi.

Rower daje radę

Jak postanowił, tak zrobił. Po kilku tygodniach działa w grupie "Wolontariusze z Kijowa", współpracuje już z kilkudziesięcioma kolarzami, pomagają setkom osób. Zupełnie niedawno w naszym serwisie opisywaliśmy bardzo podobną grupę kolarzy-wolontariuszy, którzy działają w Indiach (TUTAJ więcej szczegółów >>). Tam pomagają ludziom ze względu na pandemię koronawirusa, w Kijowie powodem jest wojna.

- Jeżdżę około sześciu godzin dziennie - przyznaje Jegor. - Wcześniej to był tylko Kijów, teraz po wycofaniu wojsk rosyjskich pomagamy również ludziom w okolicznych miejscowościach.

Obecnie ze względu na zaminowane mosty, zniszczone drogi, czy walające się wraki czołgów i innych maszyn wojskowych, to właśnie rower jest często najszybszym środkiem transportu.

- Rower daje radę - śmieje się Panczenko. - Jest czasami zimno, trzeba dbać o swoje zdrowie, ale generalnie nasza grupa działa bardzo dobrze.

Ukrywali się przez dwa tygodnie

Zimno jest nie tylko na dworze. Zimno jest także w mieszkaniu mamy trenera kolarskiego. - W moim pokoju jest około 17 stopni, jeszcze nie tak źle - wyjaśnia. - Ale już w salonie to bardziej 15 stopni. Potrzebne są koce i ciepła herbata. W Kijowie nie ma ogrzewania, jak rozumiem władze podjęły taką decyzję, by oszczędzać zasoby energetyczne na cele wojskowe.

Ale i tak nie narzeka. Dotarło do niego, co się stało pod Kijowem. Jeżdżąc na rowerze widzi, jak wyglądają przedmieścia. - W Kijowie uszkodzono może z 30 budynków, nie jest więc źle - twierdzi. - A w miasteczkach wokół stolicy... Tragedia! Wszystko zniszczone. Wszystko.

Rodzina Jegora pochodzi z Nebratu, małej wioski położonej około 80 km na zachód od Kijowa. Mają tam jeszcze dom. Przez wiele tygodni nie wiedział, co się tam dzieje, nie mógł pojechać. Nie miał też kontaktu z sąsiadami. Dopiero po wycofaniu wojsk rosyjskich dodzwonił się do nich.

- Powiedzieli mi, że nasz dom jest niezniszczony, mieliśmy szczęście - opowiada. - Ale wszystko wokół wygląda katastrofalnie. Oni przez dwa tygodnie ukrywali się w piwnicy. Bo pojawili się tam zmęczeni i głodni rosyjscy żołnierze. Próbowali dostać się do nich, sforsować drzwi, moi sąsiedzi modlili się o przetrwanie.

Na celowniku żołnierzy

Widok kolarza na kijowskich ulicach czy podkijowskich drogach nie jest czymś normalnym w czasach wojny. Dlatego Panczenko miał kilka poważnych sytuacji, chwil, w których bał się o życie.

- Pamiętam, jak byłem na celowniku żołnierzy, którzy kierowali na mnie karabiny maszynowe - wspomina. - To byli ukraińscy żołnierze pilnujący kolejnych barykad. Nie wiedzieli z daleka, z kim mają do czynienia. A ja nie wiedziałem, czy mają na tyle silne nerwy, by nie wystrzelić nagle. Dobrze, że mają zimną krew.

Były i również "kursy" w pobliże frontu. Trzeba było zawieźć lekarstwa w trybie błyskawicznym. Wytrenowany kolarz mógł to zrobić błyskawicznie.

Polacy, kocham was!

18 lat temu połknął bakcyl kolarstwa dzięki bratu, który po raz pierwszy zabrał go na dłuższą przejażdżkę rowerową: z Kijowa do... Irpienia. - A teraz Irpień jest całkowicie zniszczony przez najeźdźcę - głos mu się załamuje.

- Chciałbym podziękować wszystkim Polakom - kontynuuje po chwili. - Kocham was! To, co dla nas robicie, jest niesamowite. Bez was nie dalibyśmy rady.

Panczenko twierdzi, że dla niego wojna się skończy dopiero wtedy, gdy "Rosjanie przestaną istnieć". Nie wyobraża sobie normalnego życia z takimi sąsiadami.

Na razie więc nie myśli o przyszłości, a pomaga potrzebującym. Na lekarstwa, żywność, artykuły higieniczne potrzeba oczywiście pieniędzy. Dlatego prosi Polaków o dalsze wspomaganie Ukraińców. - Możecie to robić albo przez duże organizacje pomocowe, ale możecie też bezpośrednio. Możecie znaleźć w internecie mój profil na Facebooku, albo kontakt do "Wolontariuszy z Kijowa", skontaktować się i ustalić, jak nam pomóc. Bądźcie z nami. Wspólnie pokonamy najeźdźcę!

Czytaj także: Rosjanie splądrowali wszystko. Tak wygląda mieszkanie ukraińskiego mistrza >>




Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×