Już od 24 lutego trwa wojna za naszą wschodnią granicą. Rosyjscy najeźdźcy zabijają obywateli Ukrainy i celowo niszczą budynki mieszkalne. W dalszym ciągu trwa oblężenie Mariupola.
Andrij Sanin z bliska mógł przyjrzeć się rosyjskim zbrodniom. Po 25 dniach Ukrainiec postanowił wyjechać z Mariupola. W rozmowie z portalem fanday.net działacz piłkarski opowiedział o tym, co stało się z jego miastem.
- Po kolejnej nieprzespanej nocy powiedziałem rodzinie: dosyć, musimy wyrwać się z tego piekła. Wsiedliśmy do samochodu, zabraliśmy ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechaliśmy. Teraz po fakcie zdaję sobie sprawę, że mimo ryzyka to była słuszna decyzja - relacjonował.
W Mariupolu ukraińscy żołnierze bohatersko bronią się przed agresorem. - 90 proc. miasta jest zniszczone? Obawiam się, że to wciąż bardzo optymistyczna ocena tego, co widziałem na własne oczy. Miasto jest kompletnie zniszczone, nie ma żadnych budynków. W tych 25 dniach najgorsze było ciągłe oczekiwanie na śmierć - wspominał.
Sanin jest wiceprezydentem FK Mariupol. Działalność tego klubu musiała zostać zawieszona. - Według dostępnych informacji, wszystkie nasze obiekty sportowe zostały zniszczone w jakimś stopniu przez bombardowania. Dopiero po wojnie będziemy mogli ustalić pełną skalę zniszczeń - dodał.
Czytaj także:
Jurij Niemczenko zginął z rąk Rosjan. Zostawił żonę i trójkę dzieci
Kiedy baraż MŚ z udziałem Ukrainy? UEFA zaproponowała terminy