Sam, po opuszczeniu Inowrocławia, grał w Kołobrzegu, Włocławku i Wałbrzychu. Z zespołem z tego ostatniego miasta nie udało mu się utrzymać w ekstraklasie. W nadchodzących rozgrywkach Maciej Raczyński znów będzie występował w inowrocławskiej drużynie. Wrócił do niej po trzech latach.
- Nie zastanawiałem się długo nad wyborem klubu. Działacze Sportino przedstawili mi konkretną ofertę, zdecydowałem się na nią przystać - powiedział tuż po podpisaniu kontraktu. Propozycja ta nie była jedyną, jaką otrzymał w letniej przerwie. - Były zapytania z kilku innych ekip PLK, jedno z I ligi. Jednak teraz nie ma już sensu się nad nimi rozwodzić - mówi Raczyński.
Jeśli chodzi o zdobycze punktowe, ubiegły sezon był dla niego drugim najlepszym (7,6) - zaraz po wspomnianym wcześniej 2005/06. W Wałbrzychu szczególnie dobry miał początek i... koniec. Po zwolnieniu ze stanowiska trenera Jerzego Chudeusza i przyjściu w jego miejsce Andrzeja Adamka, w jednej chwili z zawodnika pierwszej piątki, Raczyński stał się głębokim rezerwowym. - Nie było między nami żadnego konfliktu. Na treningach robiłem to, co pozostali gracze - ciężko pracowałem. Moja sytuacja zmieniła się dopiero wtedy, gdy objął nas trener Młynarski - opowiada. Zbiegło się to z wycofaniem z klubu strategicznego sponsora. Spowodowało to wyjazdy obcokrajowców, sezon dokończono w większości juniorami. Górnik, który przed dwoma laty awansował do ekstraklasy kosztem... Sportino (w półfinale pokonał inowrocławian 3:2, choć w rywalizacji przegrywał już 0:2), w marcu się z nią pożegnał.
I mimo że Raczyński jako pierwszy z obecnego składu inowrocławian zakończył poprzednie rozgrywki – jak sam mówi - nie wpłynie to negatywnie na jego formę. - Gdy w PLK trwały pre play-offy i play-offy, ja trenowałem we Włocławku - wyjaśnia. - Teraz ostro przygotowujemy się do nowych rozgrywek. Chciałbym pokazać się miejscowej publiczności z dobrej strony.