To był jeden z większych transferów w okresie przerwy na mecze reprezentacji. Do Polski ponownie zawitał Chorwat Ivica Radić, który sezon 2022/2023 zaczynał w Sportingu Lizbona. Warto wspomnieć, że podkoszowy wcześniej pojawił się w Polsce na meczu z Anwilem Włocławek, tam był zresztą gorąco powitany przez lokalnych kibiców. Wydawało się, że w portugalskim zespole będzie ważnym elementem, ale w ostatnim czasie jego minuty poszły znacząco w dół. Nie do końca też umiał się porozumieć z trenerem i strony ostatecznie zadecydowały o przedwczesnym zakończeniu współpracy.
Skorzystał z tego Trefl Sopot, który od kilkunastu tygodni szukał nowego podkoszowego. Radić tworzy duet z Amerykaninem Gordonem, to zupełnie inni środkowi. Na ten "kontrast" liczą właśnie w Sopocie. Chorwat jest graczem zespołowym, potrafi wykańczać akcje przodem, jak i tyłem do kosza. To będzie jego trzeci klub w Polsce: wcześniej grał w Zastalu (tam współpracował z Żanem Tabakiem) i Anwilu.
- Anwil? To był jeden z najgorszych sezonów w historii klubu. Wszystkiego wtedy doświadczyliśmy. Było mnóstwo zmian w składzie, mieliśmy trzech trenerów w ciągu kilku miesięcy! Do tego dochodziły kontuzje, problemy z koronawirusem, byliśmy w kwarantannie, nie mogliśmy trenować w pełnej obsadzie, to wszystko miało przełożenie na naszą grę. Były jeszcze kwestie finansowe - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Ivica Radić, chorwacki środkowy Trefla Sopot.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Świątek już znudziło się odpoczywanie
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty: Nie ukrywam, że byłem nieco zaskoczony faktem, iż po raz trzeci wylądował pan w Polsce. Zacznijmy od tego, dlaczego - w trakcie trwania rozgrywek - opuścił pan zespół Sportingu Lizbona?
Ivica Radić, nowy zawodnik Trefla Sopot, były gracz m.in. Enea Zastalu BC i Anwilu Włocławek: Nie ukrywam, że moja wizja gry różniła się od tej, którą preferował trener Sportingu Lizbona. Wiele razy rozmawialiśmy na ten temat, ale nie mogliśmy wypracować porozumienia. Nie chcę nikogo krytykować, bo pożegnałem się z klubem w dobrych relacjach, ale po prostu nie umiałem się odnaleźć w takiej koszykówce.
Był pan też niezadowolony z małej liczby minut?
Tak. Tych minut faktycznie w ostatnich meczach nie było za dużo, co na pewno było nieco frustrujące, na dodatek nie umiałem się odnaleźć w tym stylu gry, który był przede wszystkim nastawiony na zawodników obwodowych. To była szybka koszykówka, gdzie obwodowi oddawali sporo rzutów. Nie mam nic przeciwko temu, ale po prostu nie czułem się w tym najlepiej. Chciałem coś zmienić i powiedziałem to wprost trenerowi, który to zrozumiał i zaakceptował. Nie było żadnych kłótni czy wymiany zdań. Szybko też ustaliliśmy warunki rozstania. Podaliśmy sobie ręce na sam koniec i życzyliśmy powodzenia.
Jak do tego doszło, że wylądował pan w Treflu Sopot?
Gdy wiedziałem, że nie dojdę do porozumienia z trenerem Sportingu ws. stylu gry i wykorzystania mnie na boisku, mój agent zaczął rozglądać się za nowym miejscem pracy. Wtedy odezwał się trener Tabak, który - jak to zwykle czyni - obserwuje sytuację na rynku transferowym. Znał moją sytuację doskonale. Nie ukrywam, że ponowna możliwość współpracy z Żanem Tabakiem była bardzo kusząca. Wiedziałem, czego on oczekuje, podoba mi się też jego wizja gry i wykorzystanie graczy podkoszowych. Porozmawialiśmy i obaj doszliśmy do wniosku, że taka sytuacja będzie z korzyścią dla obu stron.
Proszę powiedzieć, jak istotną rolę w pana karierze odegrał Żan Tabak?
Nie ukrywam, że sporo mu zawdzięczam, to trener, który wiele mi w koszykówce pokazał. Istotny jest fakt, że trener Tabak w przeszłości występował na podobnych pozycjach, zebrał bardzo cenne doświadczenie, którym lubi i umie się dzielić. Pokazuje mi, jak zachować się w konkretnych sytuacjach, jak postawić dobrą i mocną zasłonę, jak podać piłkę do kolegów. Sporo też pracowaliśmy nad techniką i taktyką.
Tutaj wtrąca się Łotysz Rolands Freimanis, który mówi z uśmiechem na twarzy: "Ivica, powiedz prawdę na temat trenera Tabaka. Wszyscy go chwalą i komplementują, powiedz, co naprawdę o nim myślisz!"
"Może po wywiadzie... albo po karierze" - śmieje się Ivica Radić.
Kontynuujmy wątek trenera Tabaka. Tęsknił pan za jego okrzykami, wywieranem presji na treningach i meczach?
Ha, ha! Trochę tak. On wie, jak to robić. I nawet jak krzyczy, to wiesz, że nie ma złych zamiarów, po prostu popełniłeś błąd i musisz się poprawić. Chce wyciągnąć jak najwięcej z twoich umiejętności. Myślę, że gorzej by było, gdyby przestał krzyczeć. Bo to mogłoby oznaczać, że stracił nadzieję i wiarę, że można to jeszcze poprawić.
Polska to dla pana szczególne miejsce?
To najlepsze miejsce, w którym kiedykolwiek grałem. Co prawda Włochy też były świetne, ale jednak Polska w mojej hierarchii jest wyżej, o czym najlepiej świadczy fakt, że właśnie podpisałem kontrakt z kolejnym zespołem w PLK. Miałem świetny sezon w Zielonej Górze, to była duża przyjemność, później był ciężki sezon we Włocławku, ale generalnie wspomnienia są bardzo dobre. Do dzisiaj mam kontakt z ludźmi stamtąd.
Najlepszym tego dowodem był niedawny powrót do Hali Mistrzów. Było gorące powitanie ze strony kibiców, sporo okrzyków, wspólne zdjęcia po meczu, w którym Sporting pokonał Anwil w FIBA Europe Cup. To był naprawdę miły moment, zdałem sobie sprawę, że ludzie we Włocławku kochają koszykówkę. To jest jak religia. Nie ma zbyt dużo takich miejsc w Europie, więc cieszę się, że sam tego doświadczyłem.
Chociaż sezon 2020/2021 w barwach Anwilu Włocławek był szalony, zwariowany...
Oj tak, to było szaleństwo. To był jeden z najgorszych sezonów w historii klubu. Wszystkiego wtedy doświadczyliśmy. Było mnóstwo zmian w składzie, mieliśmy trzech trenerów w ciągu kilku miesięcy! Do tego dochodziły kontuzje, problemy z koronawirusem, byliśmy w kwarantannie, nie mogliśmy trenować w pełnej obsadzie, to wszystko miało przełożenie na naszą grę. Były jeszcze kwestie finansowe...
Głośnym echem w Polsce odbiła się pana wypowiedź na konferencji prasowej, podczas której powiedział pan, że na kiepską grę Anwilu duży wpływ mają zaległości finansowe. Nie ma co ukrywać, że zawodnicy o takich sprawach praktycznie nie mówią w przestrzeni publicznej.
Wiem, też pamiętam tę sytuację. Sporo się wydarzyło po tej konferencji prasowej. Zrozumiałem wtedy, że czasami lepiej być cicho, choć frustracja u mnie i w zespole sięgała zenitu. Sytuacja nie układała się po naszej myśli od dłuższego czasu, były z pieniędzmi duże problemy, rozmawialiśmy o tym w szatni, dlatego też postanowiłem o tym głośno powiedzieć na spotkaniu z dziennikarzami. Ale nie zrobiłem tego przeciwko komuś, tylko po to, by uświadomić wszystkich, że kwestie niezapłaconych faktur mają wpływ na naszą kiepską grę. I tyle.
Otrzymał pan już wszystkie pieniądze z Anwilu Włocławek?
Tak. Klub stanął na wysokości zadania, szybko spłacił wszystkie zaległości. W przeciwieństwie do Zastalu, który nadal jest mi winny pieniądze. Jeśli nic się nie zmieni, w grudniu oddam sprawę do BAT. Nie chcę już dłużej czekać. I tak wykazałem się ogromną cierpliwością.
Dlaczego po dobrym sezonie w Enea Zastalu BC, gdzie zdobył pan mistrzostwo Polski, przeniósł się do Anwilu Włocławek? Dla wielu ten ruch był mocno zaskakujący.
Zacznijmy od tego, że chciałem zostać w Zielonej Górze. Długo czekałem na ofertę ze strony Zastalu. Wszyscy wiemy, jaka była wtedy sytuacja finansowa klubu, który nie mógł mi złożyć konkretnej propozycji. Były rozmowy, ale nic z nich nie wynikało. Do połowy lipca czekałem, ale nie udało nam porozumieć, a ja musiałem w końcu podjąć decyzję. Anwil przedstawił mi konkretną propozycję, rozmawiałem też z trenerem Mihevcem, który nakreślił mi plan działania i wykorzystania mnie w swoim systemie. Później okazało się, że byłem jedynym obcokrajowcem, który rozegrał cały sezon. Ale nie chcę narzekać, po prostu pokazać, że sport to sinusoida, gdzie dobre momenty przeplatają się z gorszymi, z którymi trzeba wyciągać wnioski, by stawać się lepszym zawodnikiem.
Gdy patrzę w CV Ivica Radicia widzę tam sporą liczbę zespołów. Skąd te częste wędrówki po klubach?
Jeśli nie czuję się komfortowo w danym miejscu, to jest po prostu zmieniam. Nie ma sensu na siłę siedzieć i próbować coś zmieniać za wszelką cenę, bo w taki sposób można sobie zaszkodzić i całej drużyny. Uważam, że trzeba z ludźmi rozmawiać na temat danej sytuacji i szukać rozwiązań, by obie strony były zadowolone. To jest najważniejsze.
Najbardziej szalony to był chyba sezon 2020/2021, w którym zagrał pan aż w trzech klubach...
Prawda. Wzięło to stąd, że z Anwilem skończyliśmy szybko sezon, więc podpisałem krótkoterminowy kontrakt we Włoszech. Tam byłem przez kilka tygodni, a następnie przeszedłem do zespołu, który był na zapleczu włoskiej ekstraklasy, gdzie zagrałem w fazie play-off. To było szaleństwo. Ludzie tak mogą na to patrzeć, ale nikt mnie nie zwolnił z żadnego klubu. Po prostu tak się życie układało. Zawsze staram się szukać jak najlepszych miejsc do grania i życia. Bo koszykówka to nie wszystko. Mam też rodzinę, o którą muszę dbać. Chcę, by też byli zadowoleni.
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
Show trenera na konferencji. "Zastal nadal mi nie zapłacił"
Billy Garrett, gwiazda ligi: Polska wiele mi dała
Sporo w niego zainwestowali. W Polsce stał się gwiazdą
Amerykanin nie ukrywa: Jestem jedną z gwiazd ligi