Początek wyraźnie należał do I-ligowców. Objęli prowadzenie 7:0 i chyba taki obrót rzeczy zdecydowanie ich rozluźnił. Zaczęli bowiem bawić się grą, ale na tą "zabawę" nie dała się nabrać wiślacka młodzież, która nie tylko odrobiła straty, ale po kilku kontrach i dystansowych rzutach Mateusza Kępki oraz takim też trafieniu Szymona Czepca objęła 9-punktowe prowadzenie. To niespodziewanie utrzymało się aż do przerwy, choć II kwarta nie była już aż tak widowiskowa, jak I. Więcej było w niej przepychanek i kłótni, niż często samej gry. Nerwy zaczynały odgrywać swoją rolę.
To co zaczęło dziać się jednak po przerwie, to była już prawdziwa wojna. Podrażnieni koszykarze z Krosna wzięli się mocno do pracy i zwłaszcza dzięki punktom Ożoga i Mroczka-Truskowskiego najpierw ze stanu 40:30 dla Wisły, w 26 minucie gry, sami wyszli na prowadzenie 41:40, a po chwili udowodnili też samym sobie, że są faworytem i odskoczyli na 50:42. Zanosiło się na spokojne dowiezienie wygranej do końca meczu, ale tak jak w III kwarcie I-ligowcom udawało się niemal wszystko, tak w IV mocno się "zacięli". Zdobyli zresztą przez ponad 9 minut gry ledwie jeden punkt! Koszmarną nieskuteczność gości wykorzystali ambitnie walczący wiślacy, którzy po punktach Jakuba Dwernickiego, na dwie i pół minuty przed końcem, znów objęli prowadzenie 51:50.
To utrzymywali aż do ostatnich 20 sekund. Z dystansu trafił jednak wtedy Mroczek-Truskowski i ekipa z Krosna była już chyba pewna awansu. Wprawdzie piłkę mieli jeszcze wiślacy i mogli z nią grać do końca, a trener krakowian, Marek Paulisch, poprosił o czas, ale goście już rozmyślali nad kolejnym pucharowym rywalem.
Szyki pokrzyżował im jednak Kuba Dwernicki, któremu nie zadrżała ręka i mimo asysty dwóch wyższych zawodników z Krosna, dokładnie na dwie sekundy przed końcem, wyrównał stan meczu na 53:53.
Dogrywka była niezwykle wyrównana, ale bardziej doświadczeni goście umiejętnie ustawili się w defensywie, czym zupełnie zablokowali wiślaków. Spokojnie odskoczyli na trzypunktową przewagę, a tą powiększyć mógł jeszcze Kamil Michalski. Nie trafił jednak ani jednego z dwóch osobistych, a piłka przez ostatnie 16 sekund była w posiadaniu Wisły. Długą akcję zakończył niezawodny jak się znów okazało Dwernicki, który równo z końcową syreną trafił pewnie z dystansu! Akcja i rzut rodem z finałów NBA!
Mamy więc kolejny remis, a warto dodać, że sam Dwernicki w całym meczu aż 10 razy próbował trafiać "za trzy". Łącznie z tym "złotym rzutem" udało mu się to tylko dwa razy!
Druga dogrywka, po wspomnianej "finałowej bombie", kompletnie wytrąciła z rytmu gości. Choć Mroczek-Truskowski starał się rzucać z każdej niemal pozycji, a Ożóg mocno walczył pod tablicami, to właśnie niesieni wcześniejszymi niesamowitymi rzutami wiślacy byli już wyraźnie lepsi, no a cały przebieg rywalizacji i jej dramaturgia dodał im pewności siebie. Odskoczyli więc zaraz na początku na kilka punktów i umiejętnie - niczym starzy ligowi wyjadacze - dowieźli wygraną do końca.
Wygraną niespodziewaną, acz zasłużoną, bo to "Wawelskie Smoki" miały jak się okazało więcej atutów. To II-ligowcy wygrali walkę o tablicę (zbiórki 46:38) oraz mieli lepszą skuteczność. Za to należą im się bez wątpienia brawa, no i premia w postaci awansu!
Wisła Kraków - Delikatesy Centrum PBS Bank MOSiR Krosno 70:66 (21:12, 11:11, 14:27, 8:4, d. 7:7, d. 9:5)
Wisła: Pająk 21 (13 zb.), Dwernicki 19 (2x3, 4 zb., 4 prz.), Kępka 9 (3x3), Czepiec 7 (1x3), Banach 6, Dudziewicz 4, Piech 4, Eliasz-Radzikowski 0, Orlicki 0, Stec 0.
MOSiR: Mroczek-Truskowski 22 (4x3), Ożóg 12 (11 zb., 3 as.), Bal 8 (2x3), Bochenkiewicz 7, Puścizna 6 (1x3), Michalski 4, Musijowski 3, Hajnsz 2, Piątek 2, Sołtysiak 0.