Napędzają go duże emocje. Charyzmatyczny Łotysz robi furorę w PLK! [WYWIAD]

Materiały prasowe / Rafał Jakubowicz / Na zdjęciu: Aigars Skele
Materiały prasowe / Rafał Jakubowicz / Na zdjęciu: Aigars Skele

Aigars Skele latem długo szukał klubu. Znalazła go Stal. Teraz jest czołowym obwodowym w PLK. Podczas gry buzują w nim emocje, ale jak sam mówi, nie wyobraża sobie, aby było inaczej. Kibice to uwielbiają, a jego to nakręca.

Drużyna BM Stal ma bilans 16-6 i niespodziewanie jest aktualnie na szczycie Energa Basket Ligi. Niespodziewanie, bo kto przed samym sezonem spodziewałby się takiej postawy żółto-niebieskich?

Igora Milicicia zastąpił debiutujący na stanowisku pierwszego trenera Andrzej Urban. W drużynie nie ma ponadto obcokrajowców kontraktowanych za pokaźne kwoty, jak często miało to miejsce w poprzednich latach.

Są za to ciekawi koszykarze. Jednym z nich jest Aigars Skele, który nie ukrywa, że przed tym sezonem jego telefon raczej milczał. Długo czekał na konkretne oferty. W końcu pojawiła się ta od Stali i trenera Urbana. Łotysz odwdzięcza się za zaufanie, jest jednym z najlepszych rozgrywających w PLK.

Teraz nikt w Ostrowie Wielkopolskim nie wyobraża sobie drużyny bez Skele, który daje gwarancję zespołowej gry i zadziorności na parkiecie. 30-latek na 20 meczów ligowych, tylko trzy razy wyszedł w pierwszej piątce, ale i tak zdobywa średnio 14,3 punktu, 3,3 zbiórki i 6,1 asysty, trafiając 54-proc. rzutów z gry. To wszystko przeciętnie w zaledwie 24 minuty.

Łotysz ostatnio w meczu ligi ENBL przeciwko drużynie Enea Zastal BC Zielona Góra zdobył 16 punktów, siedem zbiórek i 19 asyst. Ustanowił rekord rozgrywek pod względem rozdanych kluczowych podań. Jego rola w zespole jest nieoceniona.

Historia Skele jest ciekawa. Jak sam mówi, "był późnym dzieckiem". Ma starszego "bardziej utalentowanego brata", który w przeszłości występował w Anwilu Włocławek. Aigars do kadr młodzieżowych się nie łapał. Długo czekał na swoją szansę. Prywatnie mąż i ojciec dwójki dzieci. Parkiet i życie osobiste, to w jego przypadku jak ogień i woda. Kiedy wychodzi na boisko, czuć jego niesamowitą charyzmę.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co on zrobił?! Genialny rzut z... kolan

Patryk Pankowiak, dziennikarz WP SportoweFakty: Często się wściekasz?

Aigars Skele, zawodnik BM Stali. Czołowy rozgrywający ligi: Jestem zdecydowanie bardziej nerwowy na parkiecie, niż normalnie na co dzień w prawdziwym życiu. W zasadzie to jestem bardzo cichą osobą.

Naprawdę? Nigdy bym na to nie wpadł, oglądając cię w akcji na parkiecie. 

Kiedy zaczynam grać, staję się bardzo emocjonalny. Wszystko we mnie buzuje. Kocham koszykówkę i kocham dawać z siebie wszystko za każdym razem, kiedy wychodzę na parkiet. Dlatego kiedy coś układa się źle, mocno się frustruje, a kiedy jest dobrze, też pokazuję to na zewnątrz, żywiołowo reagując. Cieszę się chwilą.

Chłoniesz atmosferę z trybun?

Zdecydowanie. Grając tu, w Ostrowie, kibice mnie jeszcze do tego popychają. Wspierają nas naprawdę bardzo mocno w każdym z meczów, hala wypełnia się praktycznie co wieczór do ostatniego miejsca. Jest gorąco atmosfera, są głośni, i to mi się bardzo podoba. Nakręca mnie.

To widać.

Grając w koszykówkę mogę zwariować, wpaść w takie szaleństwo. Każdy mecz jest dla mnie o coś, jest bardzo ważny. Cieszę się chwilą.

fot. Rafał Jakubowicz / materiały prasowe BM Stali
fot. Rafał Jakubowicz / materiały prasowe BM Stali


Zdarzyło ci się złapać w tym sezonie już kilka faulów technicznych czy nawet zostać wyrzuconym z parkietu. Czy taki temperament przypadkiem nie przeszkadza?

Jestem odmiennego zdania. Kiedy robi się gorąco, ja się rozkręcam.

Taka atmosfera na pewno mi pomaga. Kiedy jesteś koszykarzem i nic nie czujesz, nie masz tych emocji, uważam że trudniej wznieść się na wyżyny. Trudno być koszykarzem bez emocji.

Kiedy nie towarzyszy ci stres bądź nerwy, wiem od razu, że mecz nie ułoży się dobrze. Tak jest w moim przypadku.

Czyli ten stres, ta adrenalina, cię nakręca. 

Z pewnością potrzebuję tych emocji, żeby grać lepiej. Naprawdę zależy mi na odnoszeniu zwycięstw, bo byłem już w zespołach, które przegrywały sporo meczów. Miałem solidne statystki, ale nikt o to nie dbał. Najważniejszą rzeczą w koszykówce, jest wygrać mecz. Jeśli wtedy będzie się grało dobrze i drużynowo, każdy to dostrzeże.

Jest dwóch Aigarsów.

Dokładnie. Jeśli chodzi o normalne życie, to tak, jestem bardzo spokojny - zupełne przeciwieństwo mnie na boisku. Jestem normalnym facetem. Trenuję, spędzam czas z rodziną. Kiedy jest okazja, zwiedzamy Polskę, spacerujemy po mieście. Nie wyróżniam się z tłumu.

Słyszałem, że twój telefon pomiędzy sezonami długo milczał.

To prawda, latem nie miałem zbyt wielu ofert. Czekałem, czekałem, czekałem. Dlatego podpisałem kontrakt tak późno.

Co się działo?

Podczas ostatniego sezonu, który spędziłem w Niemczech, miałem naprawdę sporo kontuzji i to po raz pierwszy w karierze. Skręciłem kostkę raz, drugi, później jeszcze coś innego.

Wypadłem z formy i rytmu. Grałem słabo i mało. Opuściłem dwa ostatnie sezony. Dlatego było trudno znaleźć, jakiś klub latem. Wszyscy widzieli, że nie grałem przez tę końcówkę sezonu. Obawiali się, czy ze mną wszystko w porządku, jak z moim zdrowiem.

Może tak miało być.

Koniec końców wyszło naprawdę dobrze. Klub z Ostrowa, trener Urban dali mi szansę, a ja odwdzięczam się, pokazując to, co mam w sobie najlepszego. Cieszę się, że mogę pomagać drużynie.

Masz dobry kontakt z kibicami.

Uwielbiam grać w Ostrowie. To koszykarskie miasto. Każdy tu interesuje się koszykówką, bilety na mecze praktycznie co wieczór są wyprzedane. Mamy świetną halę. Muszę przyznać, że bycie koszykarzem w tym mieście jest naprawdę przyjemnością.

Nie zawsze w Europie w danym miejscu panuje taka moda na koszykówkę. 

W moim rodzinnym mieście, raczej tak nie jest. Jest dużo zainteresowanie meczami kadry, wtedy faktycznie dużo osób przychodzi na mecze. Zainteresowanie lokalną ligą jest mniejsze. Liga łotewska być może nie jest prestiżowa, dlatego taka reakcja ze strony ludzi. Co innego, kiedy gra się mecze ligi europejskiej. Wtedy na mecze przychodzi więcej ludzi.

Patrząc na to z perspektywy czasu, podpisałeś kontrakt późno, a rozgrywasz najlepszy sezon w karierze.

Faktycznie, może nie najlepszy, ale na pewno jeden z najlepszych. Kiedy grałem w Lidze Mistrzów, miałem dobry sezon. Kiedy reprezentował barwy Kalev/Cramo, prezentowałem się tam też całkiem nieźle. Ale tak, jeden z lepszych, na pewno.

Co się zmieniło po tym roku, który spędziłeś w Niemczech? Dodajmy, nieudanym roku.

Ciężko pracowałem latem. Wykonywałem sporo ćwiczeń indywidualnych, chodziłem na siłownię, podnosiłem ciężary. Taka jest zasadnicza różnica. Wreszcie jestem zdrowy. Kiedy jestem w takiej dyspozycji i nic mi nie dolega, mogę skupić się na koszykówce i dzięki temu grać o wiele lepiej

Tego zdrowia ci brakowało.

Tak. Duża zasługa w tym wszystkim pracujących tu trenerów - trenerów przygotowania motorycznego i fizjoterapeuty. Muszę podkreślić, że Artur Pacek i Łukasz Witczak naprawdę o nas dbają, pomagają, wspierają i robią wszystko, żebyśmy byli w jak najlepszej formie.

Kładziesz spory nacisk na motorykę?

Zdecydowanie, przygotowanie fizyczne jest dla mnie czymś bardzo istotnym. W zeszłym sezonie w moim klubie ten aspekt nie stał na wysokim poziomie, dlatego też może przez większość czasu byłem kontuzjowany. Szanuję kluby, w których poświęca się uwagę motoryce.

W tym sezonie jest inaczej. Artur wykonuje świetną pracuję, przygotowując nas na trudy sezonu. Udowadnia o swojej wartości każdego dnia. Jak zresztą każdy widzi. Bardzo dużo pracuje, dokształca się, szuka rozwiązań. Daje z siebie wszystko dla nas. To mi osobiście bardzo pomaga. Fizycznie, jestem w jednej z najlepszych dyspozycji w karierze. Mam nadzieję, że tak będzie już do końca sezonu.

fot. Rafał Jakubowicz / materiały prasowe BM Stali
fot. Rafał Jakubowicz / materiały prasowe BM Stali

A jak było z kadrą narodową?

Jeśli chodzi o kadrę, to faktycznie, jest to w moim przypadku mocno nietypowa historia.

To znaczy?

Nie grałem w ogóle w kadrach młodzieżowych. Nigdy nie byłem wybierany, nie grałem w reprezentacjach U16, U18 czy U20. Jak to mówimy na Łotwie, "byłem późnym dzieckiem". Przez długi czas byłem niski. Ale później nadszedł rok, w którym naprawdę urosłem i to zmieniło wszystko.

Zainteresowano się tobą?

Nigdy wcześniej nie byłem w kadrze, ale po dobrym sezonie na Łotwie dostrzeżono mnie i trener mnie powołał. Od tego momentu, kiedy miałem 20 lat, przebiłem się do kadry i w niej już zostałem.

Wyłączając ostatnie półtora roku.

Tak, ostatnie półtora roku w kadrze faktycznie opuściłem. Miało to związek z moimi kontuzjami, jak mówiłem wcześniej.

Ale wróciłeś do niej i w ostatnim okienku reprezentacyjnym byłeś bardzo dobrze dysponowany.

Gra w kadrze i reprezentowanie kraju znaczą dla mnie bardzo dużo. Mamy wielu świetnych łotewskich zawodników na całym świecie. Trudno się tam przebić, ale kiedy jestem zdrowy, cieszę się że mogę tam być i doceniam to.

Co dalej z grą dla reprezentacji?

Teraz czekają nas mistrzostwa świata. Wiem, że będzie trudno znaleźć się w docelowym składzie, ale zrobię wszystko, żeby udowodnić, że warto na mnie stawiać. To z pewnością moje marzenie.

Polscy kibice znają twojego brata, Armandsa Skele. Grał dla Anwilu Włocławek. Rywalizowaliście między sobą? 

Trudno powiedzieć. Mój brat był wielkim talentem z Łotwy. Błyszczał już od wczesnych lat w kadrach narodowych. Wszyscy pokładali w nim duże nadzieje. Powinien być w NBA. To, jaki był utalentowany, co potrafił, jako nastolatek, było naprawdę niesamowite. Zdecydowanie był bardziej utalentowany ode mnie.

NBA? 

Tak. Miał szansę, żeby po Anwilu iść do NBA, ale coś nie wyszło. Życiowe decyzje sprawiły, że to nie wypaliło. Powinien grać w Eurolidze, ale nie grał. Zaważyły różne aspekty, być może zabrakło mu trochę szczęścia, dobrej pracy agentów. Uważam, że nie pokazał swojego całego potencjału. Ale naprawdę bardzo lubiłem oglądać go w akcji i łotewscy kibice także.

Zdecydowanie osiągnął mniej, niż było go na to stać i ile potrafił.

Graliście jeden na jednego?

Niezbyt wiele. Jest między nami 9 lat różnicy. Tu naprawdę sporo, szczególnie kiedy jest się młodym. Dla niego nie było to nic, co mogłoby dawać mu radość z rywalizacji. Wygrywał łatwo.

Graliśmy jeden mecz naprzeciwko siebie, kiedy byłem w lidze łotewskiej. Później graliśmy też razem w jednym zespole. Wygraliśmy mistrzostwo i to był taki wyjątkowy moment dla nas obu. Ale jeśli chodzi o rywalizację, to nie, nie rywalizowaliśmy.

Może latem, podczas treningów, ale tak to nie.

Jeszcze na koniec zapytam o przyszłość. Gdzie siebie widzisz?

Mam prywatne marzenia. Chcę osiągnąć maksimum, ile mogę w koszykówce. Wykorzystać swój potencjał w 100-proc. Robić wszystko, żeby stawać się lepszym. Co będę robił w przyszłości? Jeszcze nie wiem. Mam przed sobą 6-7 lat gry i chcę ten czas jak najlepiej wykorzystać.

Czytaj także:
Genialne spotkanie dwóch ostatnich mistrzów NBA! Fenomenalny Stephen Curry
Mazurczak na zwycięstwo! "Przykrył" Fortsona na jego terenie

Źródło artykułu: WP SportoweFakty