Zaczął płakać, gdy o tym mówił. Zrobił to trzeci raz!

PAP / PAP/Piotr Matusewicz  / Jordan Mathews (z piłką)
PAP / PAP/Piotr Matusewicz / Jordan Mathews (z piłką)

Niebywałe! Jordan Mathews po raz trzeci w tym sezonie trafił rzut na zwycięstwo! Amerykanin ma nerwy ze stali, choć po meczu z Arką Gdynia nie ukrywał wielkich emocji. Gdy opowiadał o swojej drodze, to zaczął płakać.

Historia pisze się na naszych oczach! Amerykanin Jordan Mathews udowodnił, że niemożliwe dla niego nie istnieje. Zimnokrwisty koszykarz po raz kolejny w tym sezonie pokazał, że nie drży mu ręka w kluczowych momentach. W meczu z Suzuki Arką oddał rzut na zwycięstwo (77:76), trafiając niemal równo z końcową syreną. I to z bardzo trudnej pozycji, na dodatek wcześniej przestrzelił pięć rzutów z dystansu. Ten najważniejszy okazał się jednak celny, dający stargardzianom kolejną wygraną w tym sezonie. Okazuje się, że... Mathews wcale nie był pierwszą opcją na tę akcję w planie nakreślonym przez trenera Sebastiana Machowskiego.

- Pierwszym naszym założeniem w tej akcji było wyprowadzenie Kikowskiego na czystą pozycję w rogu boiska. Nie wyszło, ale otworzyły się inne opcje. Gdy Bogucki się poślizgnął na wolnej pozycji znalazł się Benson, który mógł doprowadzić do dogrywki, ale zobaczył, że biegnę w stronę piłki. Przekazał mi ją, a ja oddałem rzut. Trener to znakomicie zaplanował - mówił po meczu Mathews w rozmowie z WP SportoweFakty.

- Nie chcieliśmy "switchować" w obronie, by nie doszło do zmian w kryciu. Niestety przy zasłonie otwarty był Benson, a resztę... już wszyscy widzieli. Mathews pokazał, że jest bardzo dobrym zawodnikiem. Po raz kolejny w tym sezonie trafił taki rzut - komentował z kolei trener Arki Krzysztof Szubarga, który po rzucie Amerykanina zakrył jedynie twarz rękoma. Nie mógł uwierzyć, że jego podopieczni dali sobie wyrwać zwycięstwo z rąk.

- To był brzydki mecz, nie graliśmy najlepiej, ale najważniejsze, że znaleźliśmy sposób, by odnieść kolejne zwycięstwo i przybliżyć się do upragnionych play-off - nie ukrywał Amerykanin.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co on zrobił?! Genialny rzut z... kolan

Łzy koszykarza

Mathews, którego młodszy brat robił furorę w PLK w barwach Anwilu w minionym sezonie, po raz trzeci w tym sezonie trafił rzut na zwycięstwo. Tak było w spotkaniach z Enea Astorią i Śląskiem Wrocław. W obu przypadkach utonął w objęciach kolegów, nie inaczej było w Gdyni. Wszyscy popędzili w jego stronę, a on manifestował swoją wielką radość. Nic dziwnego. To był kolejny kapitalny rzut w jego wykonaniu. PGE Spójnia i trener Machowski mogą na niego liczyć w kluczowych momentach.

- Lubię takie momenty, dobrze się w nich czuję. Myślę, że kluczowa jest koncentracja. Nie ma sensu myśleć, o tym co było wcześniej i rozważać, ile przestrzeliło się rzutów. To nie ma już znaczenia. Trzeba wyjść na boisko i mieć przekonanie, że trafi się ten najważniejszy rzut. Pewność siebie to mój atut. Wiem, co robić na parkiecie - zaznaczył 28-latek.

Koszykarz na parkiecie ma nerwy ze stali, ale po meczu z Arką Gdynia nie ukrywał wielkich emocji. Gdy opowiadał o swojej drodze do tych rzutów, to zaczął płakać. Łzy wycierał koszulką. Dało się wyczuć, że te rzuty i jego gra w tym sezonie wiążą się z dużymi emocjami. To nie może dziwić, bo Amerykanin miał bardzo długą przerwę od koszykówki. Była spowodowana poważną kontuzją.

Jordan Mathews rozgrywa bardzo dobry sezon w PGE Spójni
Jordan Mathews rozgrywa bardzo dobry sezon w PGE Spójni

- Zerwanie ścięgna Achillesa zmieniło moje podejście do życia i zawodu. Zdałem sobie sprawę, że koszykówka to prawdziwy maraton, a nie sprint. Można spudłować wiele rzutów, ale możesz trafić ten najważniejszy i być zwycięzcą. Jestem szczęśliwy i dziękuję za to niebiosom, że mogę grać i pokazywać swoje umiejętności. Dziękuję też trenerowi Machowskiemu i klubowi za to, że dali mi szansę. Cieszę się teraz każdym momentem na boisku - przyznał. Po tych słowach podał rękę i odszedł. Chciał ten moment przeżywać w samotności.

Gdzie grał wcześniej?

Mathews jest absolwentem uczelni Gonzaga, w sezonie 2016/2017 średnio notował ponad 10 pkt i 3 zbiórki na mecz. Warto odnotować, że występował wówczas w jednej drużynie z Polakiem Przemysławem Karnowskim. Później Mathews grał w G-League, a karierę na Starym Kontynencie rozpoczął w lidze duńskiej, zdobywając tam średnio ponad 20 pkt. Był jedną z największych gwiazd rozgrywek.

Następnie przeniósł się do ligi włoskiej, w zespole Vanoli Cremona radził sobie bardzo przyzwoicie, czego najlepszym efektem jest kolejny kontrakt. Amerykanin podpisał umowę w lidze VTB, w ekipie Jenisej Krasnojarsk - w sezonie 2020/2021 - rozegrał dziewięć meczów, zdobywając prawie dziewięć punktów.

W kolejnych miesiącach leczył kontuzję, która wykluczyła go z gry w sezonie 2021/2022. Amerykanin przeszedł pełną rehabilitację i przed tymi rozgrywkami zgłosił gotowość do gry na koszykarskich parkietach. Do Polski trafił za nieduże pieniądze (około 5 tys. dolarów).

W PGE Spójni bardzo dobrze wywiązuje z roli rezerwowego. Amerykanin średnio notuje 12 pkt na mecz, trafiając z gry na 41-procentowej skuteczności. Wydaje się, że to jeden z najpoważniejszych kandydatów do miana najlepszego rezerwowego w PLK. Stargardzianie odnieśli w niedzielę 14. zwycięstwo w sezonie i są na najlepszej drodze do zajęcia 5. miejsca po rundzie zasadniczej, co byłoby ogromnym sukcesem.

Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Nazywają go "kopią Florence'a". Sporo mu płacą
Chcieli go już dwa lata temu. Teraz odmówił Rosjanom. "Tam mógł zarobić więcej"
Żan Tabak. Gra na swoich warunkach [OPINIA]
Nikt nie pisnął słówkiem. Tak podpisali dużą umowę

Komentarze (0)