Wygrali, bo bardziej tego chcieli - relacja z meczu Trefl Sopot - PGE Turów Zgorzelec

Klub ze Zgorzelca, który w dwóch ostatnich spotkaniach deklasował swoich rywali, we wtorkowym meczu z Treflem Sopot poniósł słoną porażkę 61:73. Nikt się nie spodziewał, że zespół z pomorza może nawiązać tak wyrównaną walkę, nie wspominając o wygranej. Mimo gorszych warunków fizycznych, sopocianie pokazali, że są w stanie wygrać z każdym jeśli grają u siebie.

"Słoneczni" wyszli na parkiet w pełnym skupieniu i bez żadnych kompleksów - grali u siebie i mogli liczyć na doping kibiców. Przeciwnik nie wydał się im straszny, mimo iż uważa się, że klub z południa ma najlepszych polskich koszykarzy w lidze. Po raz kolejny sprawdziła się prawda, że pieniądze nie grają, a rodacy w barwach PGE Turowa Zgorzelec łącznie zdobyli 20 punktów, z czego największy wkład miał Konrad Wysocki, który po całym spotkaniu zanotował na swoim koncie 7 oczek. Pierwsze skrzypce u gości grali Amerykanie - Michael Wright (20 punktów) i Justin Gray (18 punktów).

Spotkanie rozpoczęło się od bardzo mocnego ataku i 100 procentowej skuteczności obu drużyn. Bardzo dobrze w mecz wszedł Iwo Kitzinger, który był bezapelacyjną gwiazda tego spotkania (26 punktów, 6 przechwytów, 3 asysty). Mecz od samego początku był bardzo zacięty, a zespół z Sopotu zdeterminowany. Gra toczyła się kosz za kosz, z minimalną przewagą Turowa, która kilkukrotnie była odbierana. Bardzo dobra skuteczność i twarda gra w obronie dała zwycięstwo w pierwszej kwarcie Treflowi Sopot.

Do drugiej kwarty zgorzelczanie podeszli z większą mobilizacją i postawili większy opór gospodarzom. Pierwsze punkty dla zespołu zdobył Michael Wright, wykorzystując jeden z dwóch rzutów osobistych. Szczęście po zdobytych punktach jednak nie trwało długo, gdyż chwilę później w kontrataku Lawrence Kinnard trafił za 3 punkty. W tej części spotkania okazał się lepszy PGE Turów Zgorzelec wygrywając 21:15 i schodząc do szatni z 3 punktowym prowadzeniem.

Po przerwie, dalej prowadzona była zacięta gra, a żaden z zespołów nie zamierzał ustąpić. W 4 minucie trzeciej kwarty sopocianie zdołali na chwilę objąć 1 punktowe prowadzenie 46:45, jednakże końcowy wynik po 3 odsłonach był z korzyścią dla zgorzelczan.

Ostatnia kwarta była pokazem koncertowej gry Trefla Sopot. Gospodarze nie dali pozostawili suchej nitki na swoich przeciwnikach, wykorzystując większość akcji i twardo broniąc swojego kosza. Na nic zdały się podwojenia, a nawet potrojenia zawodników z Sopotu - Ci zawsze potrafili wyjść z opresji. W 33 minucie gospodarze wyszli na prowadzenie, którego do końca meczu już nie oddali. Punktem kulminacyjnym był celny rzut za 3 punkty Iwo Kitzingera, który podciął skrzydła gościom. Końcówka meczu była już tylko formalnością - Trefl Sopot roztropnie utrzymał wynik, a nawet go powiększył, nie dając przy tym zdobywać punktów Turowowi.

- Treflowi dziś bardziej zależało, dlatego wygrał - tymi słowami podsumował spotkanie trener Sasa Obradović.

- Na naszą grę na pewno wpłynęła męcząca podróż, ale nie możemy tym tłumaczyć naszej porażki. Zabrakło po prostu przygotowania i skupienia - kontynuował trener gości.

-Kluczem do zwycięstwa była zimna krew w ostatniej kwarcie - stwierdził Iwo Kitzinger.

Po raz kolejny okazało się, że z każdym przeciwnikiem można wygrać jeśli gra się na swoim parkiecie, mając za sobą kibiców. Niestety ciężki początek sezonu trafił się Treflowi Sopot, gdyż po ostatnich dwóch ciężkich meczach z faworytami ligi, przyjdzie im się zmierzyć z Asseco Prokom Gdynia. Piątkowe derby zapowiadają się bardzo ciekawie, gdyż widać, że gra sopocian zaczyna się układać. Emocji na pewno nie zabraknie.

Trefl Sopot - PGE Turów Zgorzelec 73:61 (21:18, 15:21, 16:17, 21:5)

Trefl: Iwo Kitzinger 26, Saulius Kuzminskas 14, Gintaras Kadziulis 13, Lewrance Kinnard 11, Cliff Hawkins 9, Paweł Kowalczuk 0, Łukasz Ratajczak 0, Paweł Malesa 0.

Turów: Michael Wright 20, Justin Gray 18, Konrad Wysocki 7, Robert Witka 5, Krzysztof Roszyk 4, Willie Deane 3, Paweł Leończyk 2, Adam Wójcik 2, Bartosz Bochno 0.

Komentarze (0)