Akademickie pojedynki, bez względu na to, czy rozgrywane są w lidze, czy poza nią, zawsze wzbudzają ogromne emocje. A gdy w jednym zespole występują zawodnicy, którzy w przeszłości decydowali o obliczu drugiego, dodatkowych podtekstów nie da się uniknąć.
Ekipa z Radomia już w środę, podczas derbów z Rosasportem udowodniła, że nawet faworytom ligi nie zamierza odpuszczać. Gdy także podczas sobotniej batalii wyszli szybko na prowadzenie, trener Politechniki z Częstochowy Zbigniew Mardoń wiedział, że jego podopieczni będą musieli odkryć wszystkie swoje mocne strony. Po czasie wziętym w pierwszej kwarcie jego podopieczni zwarli szyki i w przeciągu czterech minut zdobyli 14 punktów nie pozwalając rywalom na zdobycie chociaż jednego. A gdy prowadzili już 43:24, kibice byli przekonani, że będą świadkami pierwszej porażki radomian na własnym parkiecie.
Radomianie tymczasem, których grą kierował debiutant Michał Szczytyński, nie tylko odrobili różnicę, ale nawet wyszli w końcówce na prowadzenie. Nie zdołali go jednak dowieźć do końca, a następnie udokumentować swojej wyższości w dogrywce. Zapewne spory wpływ na to miało zejście za pięć przewinień Szczytyńskiego. Paweł Lewandowski nie był w stanie go zastąpić, bowiem po ostatnim spotkaniu z Rosą dopadł go pewien kryzys formy. - Znów popełniliśmy więcej błędów w decydujących momentach. Jeżeli będziemy potrafili je wyeliminować, będziemy wygrywać - westchnął po ostatniej syrenie Roman Bukalski, drugi trener Politechniki Radomskiej.
AZS Politechnika Radomska - AZS Politechnika Częstochowska 87:88 (14:22, 18:22, 21:15, 25:19, 9:10) po dogrywce
Politechnika Radomska: Zadęcki 23 (4), Czajkowski 17, Cetnar 11, Piros 7 (1), Lewandowski 0 oraz Sebrala 17 (3), Szczytyński 10, Hernik 2, Mordel 0.
Politechnika Czestochowa: Klocek 25 (2), Pławucki 13 (1), Sośniak 13 (1), Karkoszka 10 (2), Wojciechowski 6 oraz Pałac 11 (2), Bluma 10, Ostrowski 0.