Pierwsze minuty spotkania nie były dla ŁKS-u udane. Z prowadzenia 6:3, po kilku stratach Piotra Trepki, Tomasza Pisarczyka i Daniela Walla, zrobiło się 6:13 i o czas zmuszony był poprosić trener Radosław Czerniak. Niewiele to jednak zmieniło w grze łodzian, bowiem nadal nie radzili oni sobie w obronie, pozwalając przeciwnikom raz po raz zbierać piłki z atakowanej tablicy i ponawiać swoje akcje.
W 15. minucie spotkania, ŁKS przegrywał już różnicą 14 punktów (24:38) i w tym momencie nastąpiło przebudzenie gospodarzy. Nadal mnożyły się błędy w ataku, jednak defensywa zaczęła funkcjonować tak, jak powinna i łodzianie mozolnie odrabiali straty, na przerwę schodząc przy wyniku 38:42.
Ostatnie 6 punktów pierwszej połowy i pierwsze 8 punktów drugiej to zdobycze wyłącznie łodzian. Dzięki mocnej obronie, kontrom Trepki i celnym rzutom za 3 punkty Trepki i Filipa Keniga, ŁKS wyszedł na prowadzenie 46:42. Od tego momentu aż do końcowej syreny toczył się wyrównany mecz i żadna z drużyn nie potrafiła wypracować sobie większej przewagi, zaś na tablicy najczęściej widniał wynik remisowy (m.in. 47:47, 50:50, 54:54, 64:64, 66:66. 68:68 i 70:70).
Gdy na zegarze pozostawało zaledwie 50 sekund do końca meczu, łodzianie trafili za 3 punkty, wychodząc na prowadzenie 76:75. Chwilę później jednak w obronie zaspał Kalinowski i po "trójce" Spójni, znów prowadzili dwoma punktami goście. Ostatnie pół minuty "czystej gry" trwały w rzeczywistości około 10 minut, a obie drużyny najczęściej wykonywały rzuty wolne, które, stosując eufemizm, nie były najsilniejszym punktem łodzian w tym spotkaniu (łącznie aż 13 razy ŁKS mylił się z linii rzutów wolnych). 17 sekund przed końcową syreną, gospodarze zebrali piłkę z własnej tablicy i przegrywając 79:81 mogli przeprowadzić ostatnią akcję 4. kwarty i doprowadzić choćby do dogrywki. W tej akcji rzucać próbowali Bartłomiej Szczepaniak, Wall i Pisarczyk i w końcu przy dobitce tego ostatniego, arbiter odgwizdał faul Jerzego Koszuty (na zegarze zaledwie 2,6 sekundy). Gorszego scenariusza tych osobistych być dla ŁKS-u nie mogło. Pierwszy niecelny, zaś drugi, nic już ŁKS-owi nie dający, celny. Później oczywiście szybki taktyczny faul, 2 celne osobiste Jakuba Dłoniaka i przy 3-punktowym prowadzeniu Spójni, ŁKS-owi zostały 2 sekundy na doprowadzenie do remisu. Z połowy boiska rzut oddał Bartek Szczepaniak i choć było naprawdę blisko, ponieważ piłka odbiła się od obręczy, to jednak ŁKS przegrał we własnej hali ze Spójnią 80:83.
Po tym spotkaniu kibiców ŁKS-u na pewno cieszyć może to, że mimo poważnego osłabienia brakiem Dłuskiego, w drugiej połowie zespół ten pokazał, że ma potencjał i że ten zespół stać na wiele. Jest jednak jeszcze bardzo dużo do poprawy - 13 niecelnych rzutów wolnych, szkolne błędy w obronie w najważniejszych akcjach spotkania, czy też niecelne rzuty w sytuacjach sam na sam z koszem. Na poziomie I-ligowym takie błędy nie mogą mieć miejsca i oby z porażki, zawodnicy ŁKS-u wynieśli odpowiednie wnioski.
Koszykarze ze Stargardu Szczecińskiego natomiast, mimo że to beniaminek I ligi, to bardzo solidna drużyna, która jest w stanie mocno zamieszać w czubie tabeli. Tradycyjnie już motorami napędowymi zespołu byli Dłoniak i Hubert Mazur. Pierwszy zdobył 23 punkty, zaś drugi świetnie spisywał się pod tablicami, a dodatkowo "dorzucił" 12 "oczek", zaliczając tym samym double-double. Kluczem do zwycięstwa Spójni, oprócz wykorzystania błędów ŁKS-u, były zbiórki, zwłaszcza na atakowanej tablicy.
- Rywale zbierali pod naszym koszem wszystko, ponawiali akcje czasem i po trzy razy. Z samych ponawianych akcji straciliśmy około 20 punktów, z rzutów osobistych 13, a cały mecz przegraliśmy tak naprawdę jednym punktem, bowiem te ostatnie 2 były już z niepotrzebnego faulu - powiedział po meczu zdenerwowany trener ŁKS-u Radosław Czerniak.
ŁKS Sphinx Petrolinvest Łódź - Spójnia Stargard Szczeciński 80:83 (17:27, 21:15, 16:18, 26:23)
ŁKS Sphinx Petrolinvest: Trepka 18, Szczepaniak 14, Kromer 13, Pisarczyk 13, Kalinowski 11, Wall 8, Kenig 3, Krajewski 0, Bartoszewicz 0.
Spójnia: Dłoniak 23, Stokłosa 15, Mazur 12, Koszuta 11, Grzegorzewski 7, Polowy 6, Bodych 5, Soczewski 4.
Sędziowali: Kotulski, Kustosz i Wierzman.