Szczęście sprzyja lepszym - relacja meczu AZS Koszalin - Anwil Włocławek

AZS Koszalin nie sprostał Anwilowi Włocławek w meczu 5. kolejki PLK. Podopieczni Rade Mijanovicia przegrali 73:76, choć 29 punktów rzucił Michael Kuebler i to dzięki niemu gospodarze odrobili w pewnym momencie szesnastopunktową przewagę. Dla gości właśnie 16 oczek i 11 zbiórek zanotował Rashard Sullivan, który zdominował walkę pod tablicami i to dzięki niemu Anwil wygrał po raz piąty w lidze oraz po raz pierwszy od dwóch lat w Koszalinie.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

- W Koszalinie nigdy nie grało się nam łatwo, więc tym razem także spodziewaliśmy się bardzo trudnego meczu i nasze wcześniejsze przypuszczenia potwierdziły się: walka o zwycięstwo toczyła się do ostatniej sekundy- mówił po meczu uradowany trener Anwilu Włocławek, Igor Griszczuk. Wszak jego podopieczni lepiej rozegrali końcówkę meczu i po dwóch latach odczarowali koszalińską halę Gwardia. Jednocześnie odnieśli piąte zwycięstwo z rzędu i razem z obrońcą tytułu, Asseco Prokomem Gdynia, pozostają jedynymi niepokonanymi ekipami w PLK.

Anwil od samego początku przyspieszył, chcąc jak najszybciej narzucić swój styl gry i ta sztuka się udała. Jak zwykle w pierwszej kwarcie aktywny był Mujo Tuljković, który zaaplikował rywalom dziewięć oczek i goście wyszli na kilkupunktowe prowadzenie. Na domiar złego na gospodarzy, w drugiej kwarcie skutecznie zaczął grać inny skrzydłowy z Bałkanów, Nikola Jovanović i po dwudziestu minutach włocławianie mieli zapas siedmiu punktów, 40:33.

Podopieczni Rade Mijanovicia nie mogli złapać właściwego rytmu, choć lepiej prezentowali się na tablicach (16:11 i aż sześć piłek zebranych w ataku przy tylko jednej rywala) i zneutralizowali najgroźniejszą broń przyjezdnych - rzuty za trzy punkty. W pierwszej części meczu Anwil trafił tylko jedną trójkę i wygrywał bowiem nieźle prezentowali się rezerwowi: Wojciech Barycz oraz Rashard Sullivan.

Amerykanin (16 punktów i 11 zbiórek) prawdziwy koncert gry zaprezentował jednak dopiero w trzeciej odsłonie. Zbierał wszystkie piłki w ataku, ratował sytuację swojego zespołu na tablicach w ataku, a także sam zdobywał punkty spod kosza lub, będąc faulowanym, z linii rzutów wolnych. Po jego dwóch takich trafieniach, Anwil objął najwyższe prowadzenie w meczu - 53:37. Wystarczyło jednak tylko to by czarnoskóry środkowy usiadł na ławkę, drużyna z Włocławka pod koniec kwarty zupełnie straciła koncepcję w ofensywie. - Mieliśmy ogromne problemy z rozbiciem obrony strefowej, jaką pod koniec trzeciej części meczu postawili gracze AZS - tłumaczył Griszczuk, a koszalinianie tymczasem kontynuowali dobrą passę również w czwartej kwarcie.

Pięć oczek z rzędu rzucił grający tego dnia pierwsze skrzypce w barwach AZS, Michael Kuebler i jego zespół tracił do przeciwnika tylko osiem oczek (52:60). Po stronie Anwilu trafiać przestali Tuljković oraz Jovanović, błędy w rozegraniu popełniał Krzysztof Szubarga i przewaga przyjezdnych zaczęła drastycznie topnieć. Kolejny raz z daleka przymierzył Kuebler (ogółem 29 oczek), a gdy dwa oczka zdobył grający w kratkę tego wieczora Goerge Reese, na tablicy wyników pojawił się remis 68:68 na około trzy minuty do końca.

Pogoń kosztowała jednak wiele sił gospodarzy, więc w decydującej fazie spotkania w ich poczynania wkradło się zmęczenie. Po raz piąty przewinił Vladimir Tica, a kolejne faule graczy AZS goście pewnie zamieniali na punkty. Na 15 sekund przed ostatnim gwizdkiem indywidualną akcją popisał się Reese i strata do Anwilu wynosiła tylko jeden punkt, 73:74. Brak koncentracji i gapiostwo gospodarzy, spowodowały, że w ostatniej akcji niepilnowany Kamil Chanas trafił spod kosza i dwa punkty pojechały jednak do Włocławka.

- Myślę, że mecz mógł się podobać kibicom. Oba zespoły miały swoje wzloty i upadki, jednak szkoda, że wynik ostateczny jest taki a nie inny - szukał pozytywów na konferencji prasowej trener Mijanović. Jeden z jego zawodników, Amerykanin Reese stwierdził natomiast dobitniej - Żeby wygrywać mecze nie może być tak, że dopiero w ostatniej kwarcie przypominamy sobie, jak gra się w koszykówkę. I choć można powiedzieć, że Anwil wygrał, ponieważ w końcówce meczu miał więcej szczęścia, prawdą jest, iż na uśmiech losu trzeba sobie zapracować. Po ostatnim gwizdku przyjezdni mogli cieszyć się, że ich dobra passa nadal trwa, gdyż wobec nieskuteczności największego atutu (tylko trzy celne trójki na 22 próby) umiejętnie potrafili przenieść akcenty pod kosz.

AZS Koszalin - Anwil Włocławek 73:76 (18:22, 15:18, 14:20, 26:16)

AZS: Kuebler 29 (5x3), Reese 16 (8 zb.), Tica 12, Navickas 5 (1x3), Surmacz 4, Diduszko 2, Milicić 2, Wiśniewski 2, Metelski 1.

Anwil: Sullivan 16 (11 zb.), Jovanović 12, Tuljković 11 (1x3), Szubarga 11 (5 as.), Barycz 9 (1x3), Pluta 9 (1x3), Dunn 6, Chanas 2, Trimboli 0.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×