Fatalnie rozpoczął się środowy mecz dla Golden State Warriors. Jeden z kluczowych zawodników zespołu, Draymond Green wdał się w dyskusję z sędzią i został wyrzucony z parkietu już po czterech pierwszych minutach spotkania.
Stephen Curry zareagował na te wydarzenia bardzo emocjonalnie. Krył łzy, zasłaniając twarz koszulką. Ale ostatecznie poprowadził swoich Warriors do bardzo ważnego zwycięstwa 101:93 nad Orlando Magic.
- Powiem tylko, że bardzo go potrzebujemy i on o tym wie. Musi zrobić wszystko, żeby był dla nas dostępny - tłumaczył po meczu w rozmowie z mediami Curry, mówiąc o Greenie.
Curry słabo rozpoczął środowy mecz i trafił tylko 6 na 18 oddanych prób z pola, ale przymierzył zza łuku na minutę i dziewięć sekund przed końcem, a chwilę później zdobył też dwa punkty, ustalając wynik na 101:93.
36-latek po tym celnym rzucie za trzy, dał upust emocjom. Najpierw wykonał swój charakterystyczny gest, sugerujący, iż położył rywala do snu. Później, schodząc na przerwę, kopnął w krzesełka, znajdujące się na ławce rezerwowych.
- Takie mecze, jak ten, pokazują, że możemy pokonać każdego w tej lidze. Wciąż wierzymy, że możemy coś osiągnąć - mówił Curry, którego drużyna plasuje się aktualnie na dziesiątym, ostatnim gwarantującym udział w turnieju play-in miejscu w tabeli Konferencji Zachodniej.
- Pudłowaliśmy rzuty z gry, pudłowaliśmy rzuty wolne. Mieliśmy dobre, otwarte pozycje. Ale pudłowaliśmy. I pod koszem też sobie nie radziliśmy - wyjaśniał natomiast trener Magic, Jamahl Mosley.
Wynik:
Orlando Magic - Golden State Warriors 93:101 (11:27, 26:18, 29:27, 27:29)
(Anthony 26, Banchero 15, F. Wagner 14 - Wiggins 23, Curry 17, Thompson 15)
Czytaj także:
Nerwy mistrzów na własne życzenie. Co zrobił Caffey?!
Blisko 300 punktów w meczu NBA. Świetny duet Davis - James
ZOBACZ WIDEO: Herosi WP. Jóźwik, Małysz, Świderski i Korzeniowski wybrali nominowanych