Wzajemna pomoc kluczem do sukcesu - wywiad z Nikolą Jovanoviciem, skrzydłowym Anwilu Włocławek

Anwil Włocławek pokonał Kotwicę Kołobrzeg 91:77 w meczu 8. kolejki PLK. Gospodarze zwycięstwo zawdzięczają w dużej mierze Nikoli Jovanoviciowi, który zdobywał bardzo ważne punkty w końcówce, a w całym meczu uzbierał 25 oczek, w tym pięć trójek, grając na stuprocentowej skuteczności. Po ostatnim gwizdku sędziego koszykarz odpowiedział na kilka pytań specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Wie pan ile rzutów spudłował przeciwko Kotwicy?

Nikola Jovanović: Nie mam pojęcia, jeden? Ale bardziej interesują mnie zbiórki zespołowe (w tym momencie zawodnik prosi o statystyki - przyp. M.F.).

Ogółem zbiórki przegraliście minimalnie, choć problemem są te w ataku. Sześć do czternastu na korzyść Kotwicy...

- Tak... Mamy nad czym pracować... Ale pytałeś mnie o moje niecelne rzuty. To ile ich było?

Ani jednego, zagrał pan na stuprocentowej skuteczności.

- Cóż, zatem nie pozostaje mi nic innego, jak cieszyć się z tego, ale bardziej cieszę się ze zwycięstwa drużyny.

Czy to było pańskie najlepsze spotkanie w PLK w ogóle?

- W ogóle, czyli również bierzemy pod uwagę mecze z poprzedniego sezonu, tak? No więc chyba rozegrałem kilka lepszych meczów, np. przeciwko Asseco Prokomowi Sopot podczas ubiegłorocznych ćwierćfinałów play-off. Ale w barwach Anwilu nie było jeszcze tak skutecznego meczu jak dzisiaj. Rzeczywiście czułem się wyjątkowo dobrze od samego początku, czułem piłkę w rękach. Jednakże najważniejsze, że ponownie wygraliśmy. Potrzebowaliśmy tego zwycięstwa po porażce z Polpharmą, żeby znowu nabrać pewności siebie i wiary, że to co robimy na treningach, procentuje.

Jak zareagowała drużyna na wieść, że z Kotwicą nie zagra Krzysztof Szubarga?

- Przyznam szczerze, że było ciężko. Każdy z nas zdawał sobie sprawę, że brak ”Szubiego” oznacza dla nas spore kłopoty. W końcu w tym sezonie on jest na pewno naszym najlepszym graczem, a w dodatku pełni także funkcję mózgu zespołu, jego motoru napędowego. Zdawaliśmy sobie sprawę, że rozgrywanie spadnie na barki Kamila Chanas i Andrzeja Pluty, dlatego wiedzieliśmy, że kluczem do sukcesu będzie zespołowość i wzajemna pomoc przy wyprowadzaniu piłki. Motywowaliśmy się w szatni, mówiąc o grze na sto dwadzieścia procent i jak się później okazało - nasze przedmeczowe obawy były bezpodstawne.

W fantastycznym stylu rozpoczęliście pierwszą kwartą, która skończyła się wynikiem 32:14...

- Wiesz, podczas kolejnych rzutów, które trafialiśmy miałem wrażenie, że jesteśmy w stanie rozgrywać w ten sposób akcje, że każda z nich będzie skuteczna. I chyba około dziesięć pierwszych prób wpadło do kosza (było ich jedenaście - przyp. M.F.), dlatego myślę, że w ofensywie radziliśmy sobie całkiem nieźle, ale kluczowa była obrona. Praktycznie wybiliśmy Kotwicy koszykówkę z głowy i oni kompletnie nie wiedzieli czy mają grać pod kosz, czy rzucać z daleka.

Czy to był element taktyki? Grać możliwe jak najszybciej do przodu, tak żeby poniekąd ukryć nieobecność Szubargi na parkiecie?

- Dokładnie o to nam chodziło. Trener Griszczuk uczulał nas na to, że bez Krzyśka możemy mieć wiele problemów z rozgrywaniem, więc trzeba było jak najszybciej i jak najprościej zdobywać punkty. Ponadto założyliśmy sobie w szatni, że nie będziemy się oglądać na Kotwicę, patrząc w jaki sposób zamierza zdobywać punkty, tylko postaramy się narzucić im nasz styl gry. I jak widać, było to słuszne.

W drugiej kwarcie graliście bardzo podobnie do pierwszej, ale po zmianie stron skuteczność spadła, było coraz mniej kontrataków i więcej gry pozycyjnej. Dlaczego?

- Cóż, kiedy po pierwszej kwarcie prowadzisz różnicą kilkunastu punktów a na przerwę schodzisz z zapasem dwudziestu dwóch, to uwierz mi, bardzo trudno jest zagrać bezbłędnie drugą połowę. Mimo, że zarówno trener, jak i my sami motywowaliśmy się w szatni, mówiąc, że mamy remis, zero zero i walka zaczyna się od nowa, co zresztą jest typowe dla komentarzy w przerwie meczu, to jednak nie da się w stu procentach wyczyścić swojej głowy. I stąd nasza gra wyglądała zupełnie inaczej.

Co zatem trzeba zrobić, żeby uniknąć takich sytuacji w przyszłości? Kotwica to zespół z końca tabeli, ale silniejszy rywal z pewnością lepiej wykorzystałby taką sytuację...

- Tak naprawdę to uważam, że druga połowa, który była w naszym wykonaniu średnia, jest dla nas dobrą lekcją. Możemy spokojnie usiąść, obejrzeć nagranie i uzmysłowić sobie jakie błędy popełniliśmy. Zgadzam się z tym, że lepszy zespół rzuciłby w pewnym momencie dziesięć punktów więcej i mieliśmy wielkie problemy. Andrzej mówił nam w szatni w przerwie, że w zeszłym sezonie przegrał właśnie kilka takich meczów, gdy po drugiej kwarcie Anwil prowadził wysoko, potem niepotrzebnie się rozluźniał i przeciwnik to wykorzystywał. Na szczęście my nie udajemy, że wszystko jest w porządku i wiemy, że to problem, który należy wyeliminować. Jeśli grasz jako zespół przez cztery kwarty na sto procent, wtedy wygrywasz, kiedy grać na sto procent tylko przez trzy kwarty - czasami wygrywasz, czasami nie.

W meczu z Kotwicą zadebiutował w Anwilu nowy rozgrywający, Dru Joyce. Jak oceniłby pan jego występ?

- Po pierwsze chcę powiedzieć, że nie chciałbym być w jego skórze (śmiech). To jest bardzo trudna sytuacja, gdy wchodzisz do zespołu, nie znasz nikogo, nie wiesz w jaki sposób poszczególni koszykarze grają, jak się poruszają, jakie mają nawyki, mocne i słabe strony, a jednak musisz wyjść na parkiet i spędzić na nim kilkanaście, produktywnych minut. Zauważ proszę, że on nie rozegrał z nami praktycznie żadnego treningu, w środę rano odbył tylko trening rzutowy, więc o naszej taktyce wiedział albo nic, albo bardzo, bardzo mało. Dlatego na parkiecie wszyscy staraliśmy się mu pomagać i myślę, że zagrał dobre spotkanie. Pokazał się z dobrej strony, nie narzekał na sytuację tylko odważnie wszedł w mecz.

Splot okoliczności sprawił, że kolejny mecz gracie w Słupsku, czyli przeciwko byłemu zespołowi Dru. To prawie tak, jakby mieć nagle swojego szpiega w innej drużynie...

- Zgadza się, bardzo trafnie to ująłeś (śmiech). On zna tą drużynę bardzo dobrze, przepracował z nimi okres przygotowawczy, wie wszystko o ich taktyce, zna nawyki trenera i z pewnością podzieli się tym z nami, wszak teraz jest po naszej stronie (śmiech). A mówiąc poważnie, naprawdę lepiej chyba być nie mogło, bo przecież nadal poza grą będzie Szubarga. Sama wiedza Dru z pewnością jednak nie wystarczy. Będziemy musieli zagrać tak samo, jak z Kotwicą, tylko że już bez tych przestojów, jak w drugiej połowie. Jeśli wszyscy zagramy na sto procent swoich możliwości przez wszystkie cztery kwarty - będzie dobrze.

Komentarze (0)