Głównym powodem porażki była niezrozumiała taktyka trenera Tomasa Pacesasa. Grając przez praktycznie cały czas obroną strefową 2:3 nie można osiągnąć korzystnego rezultatu szczególnie wtedy, kiedy jeszcze przeciwnik w rzutach dystansowych ma dobry dzień. Tak też było w środowe popołudnie, koszykarze BC Khimki trafiali ze świetną ponad 40 procentową skutecznością w rzutach za trzy punkty. Goście nie mieli czym tak naprawdę odpowiedzieć. Eksperci koszykarscy twierdzili, że szansę Asseco Prokomu należy upatrywać w Qyntelu Woodsu, gdyż przeciwnicy nie mają zbyt dobrych skrzydłowych. Woods próbował grać, lecz najwyraźniej nie miał formy strzeleckiej. Trener mistrzów Polski w związku z takim przebiegiem sytuacji nie miał żadnego innego pomysłu na grę, co więcej ciężko nazwać to jakimkolwiek pomysłem. To już jest czwarta przegrana w Eurolidze i wydaje się, że ciągle nie dociera do ludzi odpowiedzialnych za jakość gry gdynian, iż dając wolną rękę Woodsowi i Loganowi niczego się nie osiągnie w tak silniej obsadzonym turnieju. W tych rozgrywkach potrzeba gry zespołowej, namiastki takiej gry w wykonaniu gości mogliśmy zaobserwować w pierwszej połowie, niestety kolejne dwadzieścia minut wyglądały tak, jak nas do tego przyzwyczaili zawodnicy z Pomorza. Indywidualne popisy nie przynoszą żadnych korzyści.
Już przed meczem okazało się, że szkoleniowiec Asseco Prokomu będzie mógł skorzystać z usług Juniora Harringtona oraz Pape Sowa. Od początku spotkania mistrzowie Polski mieli problemy z ustawieniem szczelnej obrony, dzięki czemu gospodarze wykorzystywali czyste pozycje na dystansie. Jankunas oraz McCarty trafili po dwie trójki, przez co na początku meczu Asseco Prokom przegrywał 4:12. Trener Tomas Pacesas zaskoczył swoją taktyką sympatyków gdynian, gdyż dając szansę gry w pierwszych minutach gry Mateuszowi Kostrzewskiemu oraz Łukaszowi Sewerynowi sprawił, że gospodarze mieli problem w defensywie. W piątej minucie spotkania na parkiecie po raz pierwszy pojawił się Sow, jego obecność wzmocniła obronę gości i urozmaiciła opcje w ataku. Pierwsza odsłona zakończyła się wynikiem 22:20 dla BC Khimki Moskwa.
Druga kwarta rozpoczęła się od przechwytu Harringtona, który chwilę później uruchomił Davida Logana, a ten bez namysłu oddał szybki rzut trafiając za trzy. Dzięki temu goście wyszli po raz pierwszy w tym spotkaniu na prowadzenie 23:22. Niestety dobra część gry mistrzów Polski nie trwała zbyt długo i podopieczni trenera Sergio Scariolo szybko odrobili wszystkie straty. Przede wszystkim bardzo dobrze prezentował się Carlos Cabezas, zdobywając kolejne trzy punkty dla swojej drużyny, a chwilę później wymuszając faul i dokładając następne dwa oczka. Pomimo tego, że nie wszystko wychodziło gościom, to widać było u nich radość z gry, szczególnie u Harringtona, który świetnie rozgrywał znajdując swoich wysokich partnerów. Mistrzowie Polski próbowali bronić swojego kosza ustawiając strefę 2:3, jednak gospodarze inteligentnie szukali się nawzajem oraz wymuszali faule, dzięki czemu mogli powiększać swoją przewagę za pomocą rzutów osobistych. W siedemnastej minucie gry okazało się, że Logan grając jako jedynka nie potrafi wykreować swoich partnerów, przez co gdynianie mieli problem w ataku. Trener Pacesas od razu poprosił o czas na żądanie chcą tym samym poukładać grę. Na parkiet wrócili najlepsi zawodnicy Asseco Prokomu i gra w ofensywie zdecydowanie lepiej wyglądała. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 44:36 dla podopiecznych włoskiego trenera.
Druga połowa rozpoczęła się od prostych błędów zawodników Asseco Prokomu, którzy nie potrafili rozegrać zespołowej akcji w ataku, jedynie liczyły się indywidualne popisy poszczególnych zawodników. Z kolei drużyna z Moskwy konsekwentnie realizowała swoją taktykę, wykorzystując niemiłosiernie błędy gości. Po pięciu minutach gry zawodnicy w żółtych koszulkach prowadzili 52:41. W pewnym momencie można było zauważyć stagnację w ofensywie w wykonaniu obu zespołów, nikt nie potrafił celnie rzucić do kosza. Co gorsza trener Pacesas nie zmieniał swojej pierwszej piątki, która najwyraźniej męczyła się wzajemnie i potrzebowała jakiejś świeżości. Przez kolejne dwie minuty punkty zdobywali tylko i wyłącznie gdynianie, wykorzystując rzuty wolne i tym samym nadrabiając straty. Tak mało skuteczna gra podopiecznych sfrustrowała trenera Scariolo, który chcąc zmienić coś poprosił o czas. Od tego momentu trzeba przyznać, że goście fatalnie spisywali się w obronie, przede wszystkim był to wynik złej taktyki Pacesasa, który żądał od swoich zawodników, aby cały czas ustawiali strefę. W dodatku trzymał swoje najważniejsze ogniwa Qyntela Woodsa oraz Logana przez całe dziesięć minut bardzo eksploatując ich organizmy. To niestety również przekładało się na gorszą skuteczność w ataku tych zawodników.
Niestety zła passa Mistrzów Polski była kontynuowana w ostatniej kwarcie, kiedy po trójkach Cabezasa i Gubanova gospodarze wyszli na najwyższe prowadzenie 67:48. Kolejne minuty gry były kontynuacją tego co widzieliśmy dotychczas, gospodarze krok po kroku dobijali swoich rywali rzucając kolejne trójki, gracze Prokomu stanęli. Nawet trener gdynian nie chciał pomóc drużynie trzymając bardzo długo piątkę amerykańskich zawodników. Nie dał szansy gry Polakom, którzy przecież mogliby chociaż pokazać chęć walki. Ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 89:67.
BC Khimki Moskwa - Asseco Prokom Gdynia 89:67 (22:20, 22:16, 17:12, 28:19)
BC Khimki: McCarty 22, Langford 20, Cabezas 19, Jankunas 9, Fridzon 7, Gubanov 6, Mozgov 5, Javtokas 1
Asseco Prokom: Sow 18, Logan 13, Woods 11, Burrell 11, Harrington 7, Seweryn 3, Jagla 2, Hrycaniuk 2