Amerykanie jak na razie podczas Letnich Igrzysk Olimpijskich w Paryżu spisują się świetnie. Wygrali wszystkie trzy mecze grupowe i pewnie awansowali do ćwierćfinału, gdzie już we wtorek zmierzą się z Brazylią.
Cel kadry USA jest jeden - złoty medal. Każdy inny wynik przyjęty zostałby w kraju, jako olbrzymie rozczarowanie. Legenda NBA, Charles Barkley, docenia rozwój innych międzynarodowych zespołów, ale wciąż uważa, że Stany Zjednoczone są zdecydowanym faworytem turnieju.
- Po pierwsze, czy drużyny na całym świecie są lepsze, niż jeszcze kilka-kilkanaście lat temu? Zdecydowanie - mówił podczas rozmowy w podcaście Paula George'a. - Ale wciąż nie są lepsze, niż kadra USA - dodał szybko Barkley.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Przyznali, co zrobiło na nich największe wrażenie w meczu ze Słowenią
- Nie bierzmy pod uwagę Nikoli Jokicia, Giannisa Antetokounmpo i Luki Doncicia. To wspaniali zawodnicy. Shai Gilgeous-Alexander też jest niesamowity. Ale wciąż w naszej drużynie jest dziesięciu następnych czołowych koszykarzy świata - tłumaczył "Sir Charles".
- Posłuchaj, jeśli przegramy, nie powinniśmy im pozwolić wrócić do kraju - śmiał się Barkley. Dodał, że według niego, najpoważniejszym zagrożeniem dla Amerykanów jest drużyna Kanady, na czele której stoi właśnie Shai Gilgeous-Alexander.
- Nie mogliby wrócić do ojczyzny. Z tym zespołem, który mamy, nie będzie żadnej wymówki. Wszystko, co muszą zrobić, to wyjść na parkiet i pokazać, co potrafią. Grać twardo i drużynowo. Brzmi to błaho, ale taki naprawdę jest klucz - podkreślał Barkley, dwukrotny mistrz olimpijski i członek legendarnego Dream Teamu z 1992 roku.
Czytaj także:
"Czułem się jak idiota". Mistrz NBA nie pojawił się na parkiecie. Dlaczego?
Paryż 2024. Czy gwiazdy NBA zarobią na igrzyskach?