Wyrównane spotkanie w Szczecinie rozstrzygnęło się na linii rzutów wolnych. Tuż przed końcową syreną - przy stanie 81:80 dla Kinga - powędrował na nią Manu Lecomte. Belg do tego czasu w całym sezonie był bezbłędny. Wykorzystał wszystkie 34 próby.
I tym razem nerwy go nie "zjadły". Lecomte pewnie trafił oba rzuty i niespodzianka stała się faktem. King nie miał jak odpowiedzieć, bo trener Arkadiusz Miłoszewski nie miał już przerwy do wykorzystania.
Start czekał na taki triumf od początku sezonu. Nie byłoby go w Szczecinie również, gdyby nie świetny Tyran de Lattibeaudiere. Zaliczył 26 punktów (9/14 z gry), do czego dołożył dziewięć zbiórek, trzy asysty, dwa przechwyty i dwa bloki.
ZOBACZ WIDEO: Można wpaść w zachwyt. Jędrzejczyk pokazała zdjęcia z rajskich wakacji
Szczecinianie - wydawało się - w końcówce zdołają przechylić szalę na swoją korzyść. Po efektownym wsadzie Chada Browna było 79:76. Potem jednak pojawiły się problemy na linii rzutów wolnych. Po jednym razie spudłowali Isaiah Whitehead i Przemysław Żołnierewicz.
Tym samym gospodarze dali rywalom szansę, z której ci skorzystali. Lecomte w szalonej wydawało się akcji wymusił przewinienie i zamknął pojedynek.
King - bilans 4-3 - w spotkaniu tym po raz kolejny wystąpił bez Kassima Nicholsona. Wicemistrz Polski nie ma zamiaru wpłacać 100 tys. za możliwość gry szóstką zawodniczek zagranicznych. Kto jednak wie czy zdania nie zmieni...
King Szczecin - Start Lublin 81:82 (27:24, 21:18, 14:15, 19:25)
King: Przemysław Żołnierewicz 17, Chad Brown 14, Aleksander Dziewa 13, Isaiah Whitehead 12, Szymon Wójcik 10, James Woodard 7, Teyvon Myers 5, Mateusz Kostrzewski 3, Tony Meier 0.
Start: Tyran De Lattibeaudiere 26, Jakub Karolak 15, Ousmane Drame 13, Emmanuel Lecomte 11, Courtney Ramey 10, C.J. Williams 3, Roman Szymański 2, Filip Put 2, Bartłomiej Pelczar 0.