Koszykarze Stali Stalowa Wola po raz drugi z rzędu na własnym parkiecie o zwycięstwo walczyli do ostatnich sekund. W pojedynku 10. kolejki lepiej ostatnie fragmenty meczu rozegrali gracze Polpharmy Starogard Gdański. Teraz, nauczeni poprzednimi doświadczeniami, to Stalowcy okazali się mądrzejsi i wyciągnęli lekcje z poprzedniej gry. O pechu mogą mówić zawodnicy Energi Czarnych Słupsk, gdyż ostatnie słowo mogło należeć do nich, ale mądrzejsi okazali się gospodarze. - To już jest intuicja a nie myślenie. Sami doprowadziliśmy do takiej końcówki, gdyż prowadziliśmy już kilkoma punktami i mogliśmy spokojnie dograć do końcowej syreny. Wszystko jednak skończyło się szczęśliwie, to także dzięki wspaniałym kibicom w Stalowej Woli - powiedział środkowy Stalówki Marek Miszczuk.
Stalowców czeka teraz seria pięciu potyczek na wyjeździe. W sobotę Stal uda się do Włocławka na zawody z miejscowym Anwilem. To będzie pierwszy z trzech meczów z najlepszymi ekipami poprzedniego sezonu. Do hali w Stalowej Woli koszykarze Stalówki powrócą dopiero pod koniec stycznia 2010 roku. - Pojedynek z Czarnymi był ostatnim spotkanie w pierwszej rundzie oraz w tym roku w hali w Stalowej Woli. Teraz czekają nas bardzo ciężki spotkania wyjazdowe z samą czołówką ligi. Na pewno przed nami bardzo trudne konfrontacje, ale jesteśmy dobrej myśli. Może uda się coś ugrać - kontynuuje center beniaminka z Podkarpacia.
Postawa graczy z hutniczego miasta jest zaskoczeniem dla wszystkich. Zielono-czarni przed sezonem skazywani byli na pożarcie. Okazało się jednak, że pieniądze nie grają, a zespołowość Stalówki okazała się cenniejsza niż gwiazdy na papierze. Coraz więcej fachowców zaczyna wypowiadać się pochlebnie o Stali i doceniać pracę, jaką wkładają w treningi koszykarze beniaminka. - Rzeczywiście było grono osób, które nie wierzyło w Stalówkę. Myślę, że po tych 12. kolejkach i naszych sześciu zwycięstwach przekonają się do nas - zakończył Marek Miszczuk.