Marcin Gortat pojawił się w grze, kiedy jego Orlando przegrywało już 60:89! Polak już w pierwszej akcji zdobył dwa punkty, a kolejne oczka dołożył trzy minuty później. Jego dorobek mógł być nieco bardziej okazały, ale przestrzelił oba rzuty wolne. "Polish Hammer" zebrał również pięć piłek, z czego dwie na atakowanej tablicy. Został także dwa razy zablokowany oraz miał jedno przewinienie. Tylko jeden raz w grudniu Gortat przebywał na parkiecie większą ilość czasu.
Przyzwoity występ naszego rodaka zdał się jednak na nic, bowiem Magicy nie mieli nic do powiedzenia w starciu z Żarem, przegrywając z nimi już po raz drugi w tym sezonie. - Jeżeli nadal będziemy grali tak mocno skoncentrowani i z taką energią, to będziemy trudnym zespołem do pokonania - przyznał Michael Beaasley, jeden z bohaterów gospodarzy. Leworęczny skrzydłowy uzbierał 22 punkty i tylko Dwyane Wade miał ich więcej - 25. "Flash" był również autorem niesamowitego bloku na J.J. Redicku, który był ozdobą czwartkowego meczu.
O wszystkim zadecydowała tak naprawdę już pierwsza kwarta, wygrana przez miejscowych 33:18. W szeregach wicemistrzów zawiedli podstawowi strzelcy, czyli Lewis i Carter. Orlando przestrzeliło 19 z 28 prób zza łuku, a bez tej broni Magicy tracą bardzo wiele. - Musimy rozpoczynać mecze z większą energią i skoncentrowaniem. Tym razem tego zabrakło - powiedział Stan Van Gundy, trener Orlando.
Nowojorczycy z uporem maniaka rzucali za trzy punkty (aż 47 prób!), ale nie opłaciło im się w to meczu przeciwko Chicago Bulls. Co prawda jeszcze w inauguracyjnej kwarcie trafiali jak z automatu, jednak w późniejszym okresie głównie chybili. Byki, które przed tym meczem miały na swoim koncie tylko osiem zwycięstw (tyle co Knicks), koncertowo spisały się w ostatniej odsłonie. Seria 15:2 oraz zabójcza końcówka w wykonaniu Johna Salmonsa wystarczyły, aby sięgnąć po ważny triumf.
30-letni snajper zdobył siedem oczek w ostatnich 48 sekundach, a mecz zakończył z 20 punktami. Więcej miał tylko Luol Deng - 24. - Potrzebowaliśmy tego - powiedział z wielką ulgą Anglik. Wśród pokonanych 18 punktów i siedem asyst zanotował Chris Duhon, były gracz chicagowskich Byków.
Phoenix Suns są niepokonani we własnej hali, ale na wyjazdach spisują się fatalnie. Słońca poległy już w szóstym kolejnym meczu na obcym parkiecie, przegrywając tym razem z Portland Trail Blazers. Passa mogła być jednak przełamana, bowiem jeszcze w trzeciej kwarcie zespół z Arizony prowadził różnicą 15 punktów. Decydujące fragmenty pojedynku należały już tylko do Smug, a przede wszystkim Jerryda Baylessa. Drugoroczniak zdobył 29 punktów (rekord kariery), w tym dwa najważniejsze rzuty wolne na dziewięć sekund przed końcową syreną.
Chicago Bulls - New York Knicks 98:89 (23:34, 25:16, 21:22, 29:17)
(L. Deng 24 (13 zb), J. Salmons 20, D. Rose 18 - C. Duhon 18, A. Harrington 18, D. Gallinari 18)
Miami Heat - Orlando Magic 104:86 (33:18, 26:26, 30:16, 15:26)
(D. Wade 25, M. Beasley 22, Q. Richardson 11, D. Wright 11 - D. Howard 17 (14 zb), J.J. Redick 13, M. Pietrus 12)
Portland Trail Blazers - Phoenix Suns 105:102 (25:28, 23:27, 22:26, 35:21)
(J. Bayless 29, B. Roy 27, L. Aldridge 15, M. Webster 15 - A. Stoudemire 27 (11 zb), G. Hill 20, C. Frye 17)
Czytaj także o NBA:
Tuż po doznaniu kontuzji przez środkowego Blazers, podano informację, iż koszykarz do końca tego sezonu nie zagra. Być może jeszcze w tych rozgrywkach zobaczymy Grega Odena na parkietach NBA!->Czytaj więcej tutaj<-
Skrzydłowy Utah Jazz Andrei Kirilenko wróży najgorszej obecnie ekipie ligi New Jersey Nets świetlaną przyszłość, pod warunkiem, że właścicielem klubu zostanie jego rodak miliarder Michaił Prochorow ->Czytaj więcej tutaj<-