Kto błyszczał, a kto zawodził - podsumowanie pierwszej rundy Polskiej Ligi Koszykówki

Za nami pierwsza runda Polskiej Ligi Koszykówki. Układ tabeli dla wielu fanów basketu może wydawać się zaskakujący, ale przecież w sporcie ważna jest nieprzewidywalność. Portal SportoweFakty.pl przygotował dla swoich czytelników analizę pierwszej rundy PLK, czyli kto zawodził, kto w pełni wykorzystał swój potencjał i wreszcie kto udowodnił, że w sporcie pieniądze nie są najważniejsze.

W tym artykule dowiesz się o:

W pierwszej rundzie Polskiej Ligi Koszykówki na pewno nie brakowało emocji, co więcej kibice nie mogli też narzekać na brak niespodzianek. Nie było monotonii, ani też przewidywalności na tyle wysokiej, by fani basketu mogli w ciemno obstawiać wyniki wszystkich spotkań. Pierwsza runda określiła w dość dużym stopniu układ sił w bieżącym sezonie i choć do końca rozgrywek jeszcze połowa drogi, to już dziś można pokusić się o pewne typy. Dobrze jednak, że sport bywa nieprzewidywalny, o czym niejednokrotnie przekonaliśmy się choćby w tym sezonie. Nadal możliwych jest wiele scenariuszy, nikt nie pogrzebał jeszcze swoich szans, ale też nikt nie może spocząć na laurach.

Warto zacząć od tych pozytywnych aspektów i przybliżyć nieco drogę drużyn, które zaskoczyły in plus w pierwszej rundzie PLK. Sporą niespodzianką jest trzecie miejsce Polpharmy Starogard Gdański, czyli zespołu, który przez większość obserwatorów polskiej ligi raczej umieszczany był gdzieś w środkowej części tabeli. W czym zatem tkwi siła ekipy ze stolicy Kociewia? Odkryciem Ameryki nie będzie stwierdzenie, że w solidnej defensywie. Jej twórcą jest nie kto inny jak Milija Bogicević, trener, o którym zbyt wiele przed sezonem nie można było powiedzieć. Jedni uważali, że po długim okresie pracy w roli drugiego szkoleniowca należy dać mu szansę wykazania się, zbudowania czegoś od zera. Inni sądzili z kolei, że jest to "człowiek z NASA", a jego zatrudnienie w Starogardzie Gdańskim to wielkie ryzyko. Tymczasem Bogicević jak na razie pokazuje, że o koszykówce ma ogromne pojęcie i jest w stanie samodzielnie poskładać dobrze funkcjonującą "maszynę". O ile w ataku "Kociewskie Diabły" nie zawsze wykazują się pomysłowością, choć i tak gra pod tym kątem nie wygląda najgorzej, o tyle w obronie w PLK Polpharma prezentuje się imponująco. Czy w drugiej części sezonu może się wypalić? Trudno przewidywać, by "Farmaceuci" nagle zaczęli seryjnie przegrywać. Grając konsekwentnie tak jak dotychczas, jest szansa na osiągnięcie sukcesu w tym sezonie.

Ogromnym zaskoczeniem jest także świetna postawa Znicza Jarosław. Drużyna z Podkarpacia przed sezonem lokowana była wręcz w dolnej części tabeli. Co jest zatem przyczyną tego, że można było aż tak się pomylić w przewidywaniach? Argumentów jest co najmniej kilka. Przede wszystkim chyba nie doceniono potencjału Dariusza Szczubiała. Ale przecież zakładając nawet, że jest to dobry szkoleniowiec, nie można od razu typować, iż zbudowany przez niego zespół rzuci się bez żadnego respektu na rywali z najwyższej półki, zwłaszcza dysponując jednym z najniższych budżetów w lidze. Prawdopodobnie jednak nie przewidziano tego, że Szczubiał niemalże zawsze miał szczęście do obcokrajowców, potrafił na rynku transferowym wyszukać solidnych graczy za stosunkowo niskie pieniądze. Jeremy Chappell - Keddric Mays - John Williamson to tercet Amerykanów, których w tym sezonie mało kto był w stanie zatrzymać. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby Szczubiał dysponował większym budżetem. Być może Znicz nie utrzyma piątej pozycji, ale na pewno może jeszcze sporo namieszać w tabeli.

Ciekawą koszykówkę prezentuje także Trefl Sopot. Zespół prowadzony przez Karlisa Muiznieksa przed sezonem typowany był do roli czarnego konia rozgrywek. Na pewno z tego tytułu wywiązuje się wzorowo. Ogrywał takie firmy jak choćby PGE Turów Zgorzelec, czy też walczył jak równy z równym z Asseco Prokomem Gdynia. Beniaminek PLK swoją grę, podobnie jak Polpharma, w największym stopniu opiera na defensywie. Świetnie potrafi wykorzystać atut własnej hali. Trefl w Sopocie przegrał tylko z zespołem Polpharmy Starogard Gdański. Ciekawie prezentuje się skład teamu, w którym nie brakuje specjalistów od obrony. Atak natomiast zależy w głównej mierzy od dyspozycji reprezentanta kraju - Iwo Kitzingera oraz Litwina Sauliusa Kuzminskasa. Czwarte miejsce w tabeli to na pewno nie przypadek i tutaj również trudno spodziewać się nagłego spadku formy.

Bez wątpienia dużego plusa można także postawić przy zespole Stali Stalowa Wola, który zdaniem obserwatorów miał raczej stoczyć morderczą walkę o utrzymanie. Tymczasem widać, że druga drużyna z Podkarpacia również ma zakusy na coś więcej. Sześć zwycięstw to na pewno dużo więcej niż się spodziewano, ale czy to wszystko na co stać "Stalówkę"? Trudno powiedzieć. Jedno jest jednak pewne. Tej drużyny nie warto lekceważyć, a o łatwym zwycięstwie raczej można zapomnieć. Już niejedna z ekip PLK z tej wyższej półki musiała wylać sporo potu, by ostatecznie uporać się z teoretycznie słabszym rywalem. "Stalówka" to mieszanka solidnych polskich zawodników z ciekawymi Amerykanami na czele z sympatycznym Jarrydem Loydem. Podopieczni Bogdana Pamuły pod koniec sezonu zasadniczego prawdopodobnie zakręcą się gdzieś w drugiej części tabeli, choć na pewno nie w jej dolnych rejonach.

Czy można natomiast mówić o zaskoczeniach z przypadku takich drużyn jak Asseco Prokom Gdynia czy też Anwil Włocławek? Od lat są to przecież czołowe polskie kluby. Mistrzowie kraju z takim składem, jakim obecnie dysponują, raczej krytykowani byliby za porażki. Nie da się ukryć jednak, że bilans 13-0 robi wrażenie. Mimo to warto podkreślić, że nie wszystkie zwycięstwa koszykarzom z Gdyni przyszły łatwo. Miano niepokonanych Prokom mógł stracić w ostatniej kolejce pierwszej rundy. Zwycięstwo w dogrywce z drużyną PGE Turowa Zgorzelec uratował jednak David Logan. O ile mistrzowie Polski nie zawodzą w PLK, o tyle w Eurolidze, mówiąc łagodnie, nie wykorzystują swojego potencjału. Coraz częściej krytykowany jest Tomas Pacesas, który w pewnym stopniu wydaje się być trenerem bez pomysłu na grę. Nie można przecież tak zbilansowanego składu opierać wyłącznie na indywidualnych poczynaniach Logana i Qyntela Woodsa. Mimo wszystko jednak w PLK Prokom jest absolutnym pretendentem do kolejnego mistrzowskiego tytułu.

Anwil z kolei przed sezonem nie radził sobie najlepiej. Kiedy jednak przyszło grać na poważnie, podopieczni trenera Igora Griszczuka do pewnego momentu nie mieli sobie równych. Anwil jak dotychczas poniósł tylko dwie porażki: z Polpharmą oraz Asseco Prokomem. Zespół z Włocławka to uznana marka i na pewno w bieżącym sezonie znowu zawalczy o najwyższe cele. Czy wchodzi w rachubę mistrzostwo Polski? Raczej nie. Jeżeli komuś uda się zdetronizować Prokom, będzie to ogromna sensacja. Jak na razie jednak nic na to nie wskazuje.

Teraz należy przejść do krytyki, czyli które zespoły rozczarowują swoją postawą. W pierwszej kolejności należy wymienić tutaj Czarnych Słupsk. W bieżącym sezonie jest to cień ekipy, którą oglądaliśmy przed rokiem. Tylko pięć zwycięstw w pierwszej rundzie - takiego bilansu nie spodziewali się chyba nawet najwięksi pesymiści. Czarni przegrywali mecz za meczem. Kilka razy dostali nawet prawdziwą szkołę basketu (np. starcie ze Zniczem Jarosław). Słupskiej drużynie brakuje lidera z prawdziwego zdarzenia. Po tym jak do Stanów Zjednoczonych wyleciał Chris Daniels, zespół ten właściwie nie istnieje pod koszem. Wojciech Żurawski za zawodnik raczej zadaniowy. Niczym nie zaskakuje Dawid Przybyszewski. Czarni praktycznie w ogóle nie zdobywali punktów z pola 3 sekund. Jest jednak promyk nadziei. Do Słupska wrócił utalentowany Paweł Leończyk. Po wyleczeniu kontuzji na parkiecie pojawi się również Daniels. Zespół na pewno będzie wspinać się w tabeli. Co do tego nie ma chyba żadnych wątpliwości.

Kolejną drużyną, która zawodziła w pierwszej rundzie był PGE Turów Zgorzelec. Zespół z ogromnym potencjałem, wydawać by się mogło klasowym szkoleniowcem - Sasą Obradoviciem, miał iść łeb w łeb z Prokomem. Tymczasem wicemistrzowie Polski rozczarowali wszystkich. Grali słabo, a do tego ponosili kolejne porażki. Miarka w końcu się przebrała. Obradović został zwolniony. W jego miejsce włodarze klubu postanowili ściągnąć doskonale znanego wszystkim Andreja Urlepa, czyli człowieka, który słynie z twardej szkoły koszykówki, człowieka, który na treningach wymaga morderczej pracy, ale też człowieka, który postawił na nogi wiele polskich zespołów. Na pierwsze efekty nie trzeba było długo czekać. W zespole Turowa już widać poprawę. W drugiej rundzie wicemistrzowie Polski na pewno sporo awansują w tabeli.

Nie da się ukryć, że zawodzi także PBG Basket Poznań. Cztery zwycięstwa to mimo wszystko zdecydowanie za mało jak na drużynę z takimi nazwiskami jak choćby: Wojciech Szawarski, Adam Waczyński, Zbigniew Białek, pomijając już nawet ciekawych zawodników z Serbii czy USA. Fala krytyki za porażki w głównej mierze spadła na Eugeniusza Kijewskiego, czyli szkoleniowca, który już w ubiegłym sezonie w PLK nic wielkiego nie zwojował, a skład drużyny także nie wyglądał najgorzej. Być może obraz gry poznańskiej ekipy zmieni się w drugiej rundzie. Zespół będzie bowiem prowadzony przez nowego szkoleniowca - Dejana Mijatovicia. Potencjał w drużynie na pewno jest duży. Jeżeli Serbowi uda się lepiej go spożytkować, Poznań może jeszcze zaskoczyć in plus.

Do grona zespołów, które zawodzą można bez wątpienia zaliczyć także Kotwicę Kołobrzeg. Choć spodziewano się, iż drużyna ta nie będzie już tak silna jak przed rokiem, kiedy prowadzona była przez Sebastiana Machowskiego, to chyba mało kto obstawiał, że w pierwszej rundzie wygra ona tylko trzy mecze. Być może druga runda w wykonaniu podopiecznych Pawła Blechacza będzie nieco lepsza, ale o sukcesach, choćby w małym stopniu zbliżonych do tych sprzed roku, "Czarodzieje z Wydm" mogą zapomnieć.

Jeszcze gorzej wygląda sytuacja w Inowrocławiu. W drużynie Sportino, w której przez pewien okres szkoleniowcem był Mariusz Karol, od początku brakowało chemii. Trudno sobie wyobrazić fakt, że były trener Polpharmy po sukcesach z tym zespołem nagle zapomniał jak wygląda koszykarskie rzemiosło. Karol dysponował co prawda niskim budżetem, jednak drużyna, w której największą rolę miała odgrywać defensywa, powinna odnotować choćby kilka zwycięstw. Z biegiem czasu zespół coraz bardziej pogrążał się w kryzysie. Na parkiecie, a także poza nim dochodziło do spięć między zawodnikami. W konsekwencji nie obyło się bez zwolnień i to czołowych graczy. Z drużyny odeszli Theodore Scott, Sani Ibrahim oraz Rafał Bigus. Nie da się ukryć, że Sportino to główny pretendent do spadku z ligi.

Ciekawym przypadkiem jest natomiast zespół Polonii 2011 Warszawa. Drużyna złożona z samych Polaków dzielnie radzi sobie na parkietach PLK. Stołeczny klub ma na swoim koncie co prawda tylko dwa zwycięstwa, jednak analizując poszczególnie mecze, mogło być ich znacznie więcej. W kilku spotkaniach warszawiacy polegli po nieumiejętnie rozegranych końcówkach. Drużynie na pewno brakuje nieco doświadczenia. Gdyby nie ten aspekt, Polonia 2011 nie okupowałaby dna tabeli. Jedno jest jednak pewne. Ci młodzi, perspektywiczni zawodnicy mogą jeszcze sporo namieszać w drugiej rundzie. Zespół ten zwyczajnie nie zasługuje na spadek.

Do analizy pozostały jeszcze dwa zespoły: AZS Koszalin oraz Polonia AZBUD Warszawa. Można powiedzieć, że są to drużyny, które nie grają najgorzej, ale też niczym szczególnym się nie wyróżniają. AZS po serii dotkliwych porażek, pod wodzą nowego szkoleniowca - Mariusza Karola, wreszcie zaczął wygrywać i wspinać się w tabeli. Sześć zwycięstw może nie powala na kolana, jednak spodziewano się znacznie gorszego wyniku. Druga runda w wykonaniu "Akademików" nie powinna być słabsza. Podobnym przypadkiem jest Polonia AZBUD. Zespół początkowo przegrywał mecz za meczem. Pod koniec rundy jednak triumfował w imponującym stylu nad Treflem Sopot czy też PBG Basketem Poznań. W drugiej rundzie prawdopodobnie Polonia nic nadzwyczajnego nie pokaże, jednak "swoje" powinna wygrać.

Jak na razie niczego nie można przesądzać. Pierwsza runda była tylko przedsmakiem tego, co czeka nas już w przyszłym roku. Czy komuś wreszcie uda się zatrzymać zwycięski marsz Prokomu? Jak poradzą sobie zespoły, które jak na razie stanowią rewelację ligi? Czy Czarni Słupsk i PGE Turów Zgorzelec złapią odpowiedni rytm? Czy Dejan Mijatović odkryje potencjał drzemiący w ekipie PBG Basketu Poznań? Kto pod koniec sezonu będzie musiał przełknąć gorycz porażki? Na te i wiele innych pytań odpowiedź poznamy już w nadchodzącym roku.

Źródło artykułu: