Ostatni zespół pierwszej fazy PLK, Sportino Inowrocław wzmacnia się przed rundą rewanżową. W tym tygodniu kontrakt z klubem podpisał Paweł Storożyński, a wkrótce mają dołączyć do niego jeszcze dwaj kolejni koszykarze. Roszady akurat w przypadku tej drużyny za bardzo nie dziwią. W niej bowiem następują one dość często. Ze składu, który latem kompletował ówczesny trener Mariusz Karol, do końca rundy pozostali jedynie Slavisa Bogavac, Przemysław Łuszczewski, Maciej Raczyński i Artur Robak. Pozostali albo zostali zwolnieni, albo też, jak miało to miejsce w przypadku Anthony'ego Andersona i Grzegorza Arabasa, sami poprosili o odejście.
Od kilku dni na testach w Sportino przebywa Tomasz Kęsicki. 23-letni środkowy obecne rozgrywki rozpoczął w Vive Menorca, ekipie występującej na zapleczu hiszpańskiej ACB. Pojawienie się tego zawodnika w Inowrocławiu nie zmienia jednak wcześniejszych ustaleń dotyczących wzmocnień drużyny. Chodziło w nich o to, że do Sportino jeszcze przed następną rundą dołączyć ma dwóch polskich koszykarzy i obcokrajowiec. Jeden z tych wakatów uzupełniono już Storożyńskim. Co więc z pozostałymi? - Nadal szukamy Polaka, który mógłby występować jako silny skrzydłowy bądź center. Nie zmieniła tego sytuacja z Kęsickim. On sam zgłosił się do nas na testy. A o tym czy zostanie z nim podpisana umowa na dłużej, zadecyduje trener Kowalczyk - mówi portalowi SportoweFakty.pl Artur Kisielewicz, rzecznik prasowy Sportino.
Wspomniany zawodnik z zagranicy przejmie zapewne rolę, jaką do czasu zwolnienia pełnił w inowrocławskiej ekipie Ted Scott. Amerykanin, który opuścił zespół przed ostatnim meczem rundy z Polonią Azbud Warszawa, był ze średnią 20,3 punktu drugim strzelcem rozgrywek. Zarzucano mu jednak zbyt samolubną grę, a nieoficjalnie też wprowadzanie złej atmosfery. - Otrzymaliśmy od agentów kilkanaście ofert. Wybór jest więc dość spory. Nie można szybko podejmować decyzji, kogo bierzemy i mieć tę sprawę z głowy. Tu trzeba dokonać dobrego wyboru. Sytuacja w tabeli nie jest korzystna, dlatego też nie możemy pozwolić sobie na popełnienie poważnego błędu w tej kwestii - podkreśla Kisielewicz.