Sportino na półmetku, czyli czarny koń czerwoną latarnią

Na papierze wszystko wyglądało bardzo dobrze. Trener, który w zeszłym sezonie prowadził rewelację rundy zasadniczej, w składzie kilku Polaków będących w ostatnich latach podstawowymi zawodnikami swoich zespołów, ciekawi obcokrajowcy, z królem strzelców ligi cypryjskiej i MVP poprzednich rozgrywek w Serbii.

Efekt? "Gorzej niż dno"

Ostatnie miejsce po pierwszej rundzie, a wcześniej ciągłe zmiany, na ławce trenerskiej i w składzie, oraz fatalna atmosfera w drużynie z przepychankami na pakiecie włącznie. Sportino miało walczyć o górną połowę tabeli, było typowane jako "czarny koń", ale póki co, mocno zawodzi i musi bronić się przed uniknięciem spadku. I będzie to robić nadal. - Niektórzy play-offy wybili nam trochę z głowy. Teraz walczymy o utrzymanie, o życie - powiedział portalowi SportoweFakty.pl kapitan zespołu Łukasz Żytko. W tej samej rozmowie dodał też - Nie powinienem mówić takich rzeczy, ale my nie jesteśmy już nawet na dnie. To jest coś gorszego. I nie możemy z tego wyjść. Nie ma żadnych pozytywów.(…) Z każdym przeciwnikiem, no oprócz Asseco Prokomu, w pewnych momentach prezentowaliśmy się naprawdę nieźle. Jest to jednak tylko kilka minut, i z zespołu, który fajnie gra, nagle robi się drużyna juniorów, czy streetball'owców, którzy nie wiem, co tu w ogóle robią. (…) Ten zespół nie funkcjonował od początku i dalej się w tym grzebiemy.

Rozgrywający ten, to jeden z sześciu zawodników, którzy dołączyli do ekipy już w trakcie sezonu. Początkowo miał występować w Polpharmie, ale podczas przygotowań doznał kontuzji, miał przerwę w treningach, nie zdążył rozegrać w jej barwach żadnego meczu. Kontrakt ostatecznie rozwiązano, a zawodnik wrócił do Inowrocławia. - Tu czuję się jak "swojak" - wyjawił. Pozostali koszykarze, którzy dołączyli do drużyny po inauguracji ligi, to Michael Ansley, Daryl Greene, Mindaugas Budzinauskas, Quinton Day i Vitalijus Stanevicius. Dwóch pierwszych Amerykanów w drużynie już nie ma, a Litwin Budzinauskas teraz biega po ligowych parkietach, a do Sportino ściągany jako… asystent trenera Andrzeja Kowalczyka, który po pięciu kolejkach zastąpił na tym stanowisku Mariusza Karola.

Ciemno w inowrocławskim tunelu

- Będziemy walczyć o fazę play-off. Naszym założeniem jest znaleźć się w pierwszej ósemce po sezonie zasadniczym - mówił Karol, gdy w czerwcu podpisywał umowę ze Sportino. Bliżej osiągnięcia tego celu jest jednak teraz z AZS-em Koszalin, który objął po zwolnieniu z Inowrocławia. Z nim na ławce "Akademicy" zwyciężyli trzy z czterech meczów. - W Koszalinie widać światełko w tunelu. Wszyscy razem powoli ku niemu zmierzamy. Inaczej było w Inowrocławiu - stwierdził po wygranym przez jego AZS meczu ze Sportino. - To dość komiczna sytuacja. Jeszcze nie skończyła się runda, a trener, który prowadził zespół na początku rozgrywek, teraz opiekuje się innym, i przyjeżdża z nim, by grać przeciwko byłemu - skomentował.

Sportino w pierwszej rundzie wygrało tylko w dwóch z trzynastu meczów, z beniaminkami - Stalą Stalowa Wola i Polonią 2011. Oba za kadencji Kowalczyka. Pozostałe sześć z tym trenerem przegrało, a w czterech z nich, w drugiej połowie zdobywało średnio siedem punktów mniej, niż w pierwszej. - Aby wygrywać musimy walczyć do ostatnich sekund, a nie tylko do przerwy. Po niej zwykle popełniamy wiele prostych błędów, przeciwnik wypracowuje sobie przewagę, odskakuje nam i wygrywa - zanalizował dla naszego serwisu rzucający Maciej Raczyński. - Nie wiem, co wtedy się z nami dzieje. Może nie jesteśmy wtedy odpowiednio skoncentrowani - wyjawił nam Przemysław Łuszczewski, skrzydłowy Sportino. Najmniej zdobytych punktów w trzeciej i czwartej kwarcie, a tym samym najgorsze dwie odsłony w sezonie, inowrocławianie zanotowali w ostatnim meczu pierwszej rundy w Warszawie. W drugich dwudziestu minutach rzucili 18 oczek (odpowiednio 6 i 12), a to aż o 28 mniej, niż w pierwszej połowie tej potyczki.

Zmiany, zmiany, zmiany

Jednym z pozytywów może być za to dobra forma pod koniec rundy Slavisy Bogavaca. Skrzydłowy, który w poprzednich rozgrywkach otrzymał nagrodę dla MVP ligi serbskiej, w towarzyskich turniejach był wyróżniającym się koszykarzem Sportino. Tydzień przed inauguracją ligi skręcił jednak staw skokowy i wyraźnie spuścił z tonu. - Nie mogłem dojść do siebie po tym urazie. Na początku, gdy grałem, odczuwałem trochę ból. Później co prawda to przeszło, ale moje występy i tak nie były najlepsze - powiedział dla SportoweFakty.pl 29-letni Serb. Jego lepsza gra zbiegła się ze zwolnieniem z zespołu Teda Scotta. Amerykanin, mimo, że był wiceliderem klasyfikacji najlepszych strzelców PLK, od początku był krytykowany za zbyt egoistyczną grę. - Nad zwolnieniem Teda myśleliśmy już 3-4 tygodnie wcześniej, zanim do tego doszło - miał powiedzieć jeden z działaczy klubu.

Wraz ze Scottem, z zespołem pożegnał się Sani Ibrahim. A przed nimi też Rafał Bigus, Grzegorz Arabas i Anthony Anderson, czyli gracze, których do Inowrocławia sprowadził Karol. W tym ostatnim zawodniku pokładano dość duże nadzieje. W ubiegłym sezonie był królem strzelców ligi cypryjskiej, ale umiejętności w zdobywaniu punktów nie przełożył na polskie parkiety. Co mecz oddawał średnio osiem rzutów z gry, z czego trafiał niespełna połowę. Ze składu, który latem budował trener Karol, do końca pierwszej rundy pozostali Bogavac, Łuszczewski, Raczyński i Artur Robak.

Do drużyny dołączył już nowy zawodnik. Jest nim Paweł Storożyński, który sezon rozpoczynał w rezerwach Asseco Prokomie Gdynia. Przed rundą rewanżową Sportino ma wzmocnić jeszcze dwóch koszykarzy. - Będzie to Polak, najlepiej na pozycje podkoszowe i obcokrajowiec. W kwestii tego drugiego otrzymaliśmy od agentów bardzo dużo ofert. Nie możemy jednak podjąć szybko decyzji, kogo bierzemy i mieć to z głowy. W obecnej sytuacji zespołu w tabeli, każdy kolejny błąd może nas drogo kosztować. Nie możemy sobie już na nie pozwolić - mówi dla naszego serwisu Artur Kisielewicz, rzecznik Sportino.

Komentarze (0)