Faworytem spotkania byli zgorzelczanie, którzy udanie chcieli zakończyć rok 2009. - Nie możemy już sobie pozwalać na potknięcia. Jeśli chcemy dogonić czołówkę i zakończyć rundę zasadniczą w pierwszej czwórce musimy wygrywać mecz za meczem - przyznał przed spotkaniem gracz PGE Turowa Robert Witka. Nic z planów zgorzelczan nie zamierzali robić sobie jednak koszykarze ze Stalowej Woli. Już początek nie zwiastował dla gospodarzy spacerku. Grająca na luzie Stal zaskoczyła rywali i w połowie pierwszej kwarty prowadziła 8:16. Kapitalne zawody od początku rozgrywał Marek Miszczuk, który w pierwszych 10. minutach spotkania trzy razy trafił z dystansu, a w sumie zdobył 11 oczek. To głównie dzięki swojemu liderowi Stal pierwszą kwartę sensacyjnie wygrała 23:17.
To podrażniło PGE Turów, który mimo że grał w tym czasie bez odpoczywającego Michaela Wrighta, szybko zaczął odrabiać straty. Zgorzelczanie nakręcani przez Konrada Wysockiego grali świetnie w obronie i drugą kwartę rozpoczęli od prowadzenia 13:0. To pozwoliło im szybko odrobić straty. Po akcji Adama Wójcika był remis 23:23. Kapitalne zawody obok Wysockiego rozgrywał zwłaszcza TJ Thompson. W pierwszej połowie Amerykanin miał 6 asyst, 6 przechwytów i 4 zbiórki.
Goście w porę zdołali się otrząsnąć. Dzięki ambitnemu Jarrydowi Loydowi do szatni goście z Podkarpacia schodzili z 10-punktową stratą (34:44). - W drugiej kwarcie wypracowaliśmy sobie przewagę, której nie oddaliśmy do końca meczu. To pozwoliło nam kontrolować dalszą część spotkania - przyznał po meczu gracz PGE Turowa Michał Chyliński.
Szanse gości na korzystny wynik prysły na początku trzeciej kwarty. "Czarno-zieloni" po efektownych akcjach Wysockiego (raz odbił piłkę o tablicę a następnie efektownie włożył do kosza), skutecznego Michała Chylińskiego, dużo widzącego Thompsona (11 asyst, 7 przechwytów) i ważnych zbiórkach Brandona Wallace’a (w sumie aż 15) uzyskali bezpieczną przewagę. - Staraliśmy się zagrać jak najlepiej. Walczyliśmy jak mogliśmy, ale czegoś zabrakło. Przy takiej drużynie jak PGE Turów nie można popełniać tyle strat - zaznaczył po meczu najlepszy w ekipie Stali Marek Miszczuk, który w całym meczu nie spudłował żadnego rzutu (7/7 za 3, 2/2 za 2 i 1/1 za 1). To jednak na dobrze grający PGE Turów nie wystarczyło. Ostatecznie zgorzelczanie pokonali Stal Stalowa Wola 89:74.
- Uważam, że nie graliśmy źle. Ten mecz w porównaniu do spotkania rozegranego w Stalowej Woli na początku sezonu daje nam satysfakcję. Idziemy do przodu i wykonujemy dobrą pracę. Byliśmy w stanie nawiązać walkę z tak mocnym zespołem jak PGE Turów Zgorzelec. Przegraliśmy za sprawą trzech elementów. Pierwszym była zbiórka piłki na tablicy. Dzięki temu rywale mogli ponawiać akcje i zdobywać punkty. Przegraliśmy też ilością strat, których popełniliśmy aż 20. To zdecydowanie za dużo w meczu z zespołem, który jest egzekutorem. Polegliśmy natomiast przede wszystkim dobrą pracą zgorzelczan w defensywie - komentował po meczu trener Stali Bogdan Pamuła.
Słów krytyki na temat swojej drużyny nie szczędził z kolei trener PGE Turowa Andrej Urlep. - Zawodnicy na Święta otrzymali kilka dni wolnego co nie kryję nie wprowadziło mnie w hurraoptymizm. To niestety było widać. Mieliśmy bardzo słaby początek meczu, a moi podopieczni byli nieskoncentrowani. Później było już dużo lepiej. W drugiej kwarcie bardzo dobrze broniliśmy. Dużo dobrego do gry wnosili Thompson i Wallace. Na początku trzeciej kwarty zrobiliśmy przewagę. Wówczas kilku graczy chyba pomyślało, że jest już po meczu. Niepotrzebnie chcieli grać indywidualnie. Ostatecznie jednak kontrolowaliśmy przebieg meczu i wygraliśmy zasłużenie. Teraz szykujemy się na mecz z Nancy, który jest dla nas szalenie ważny - zaznaczył szkoleniowiec PGE Turowa.
PGE Turów Zgorzelec - Stal Stalowa Wola 89:74 (17:23, 27:11, 27:20, 18:20)
PGE Turów: Wysocki 17, Wright 17, Chyliński 15 (2), Wallace 13 (1), Thompson 9 (1), Gray 8, Wójcik 8, Roszyk 2, Bochno 0, Bodzińśki 0, Witka 0.
Stal: Miszczuk 26 (7), Loyd 15 (2), Wołoszyn 10 (1), Andrzejewski 5, Malczyk 5 (1), Jarecki 2, Pydych 2, Godbold 0, Kasiulevicius 0.