Adrenalina wypełnia wszystkich - rozmowa z Piotrem Kardasiem, playmakerem Rosasportu Radom

Rozgrywający Rosasportu Radom od zawsze podkreślał, że nawet z najniżej notowanym rywalem nie można pozwolić sobie na chwilę dekoncentracji. O mały włos radomianie zapłaciliby za roztargnienie w meczu ze Zniczem porażką. - Narobiliśmy sobie strachu, ale najważniejsze, że zachowaliśmy zimną krew do samego końca - podkreśla Kardaś.

Najpierw było zwycięstwo nad występującym w ekstraklasie Treflem, następnie odprawienie z kwitkiem Znicza Pruszków. Macie patent na wyżej notowanych rywali?

Piotr Kardaś: Po prostu od samego początku założyliśmy sobie, że bez względu na rozwój wydarzeń mamy grać to, co potrafimy najlepiej. I wychodziło nam to do czwartej kwarty. Chwila dekoncentracji sprawiła, że rywale doszli nas na jeden punkt. Narobiliśmy strachu sobie, trenerom oraz kibicom. Po takim spotkaniu, które na długo pozostanie w pamięci, zapewne cieszą się oni tak samo, jak my.

Nie można zapomnieć, że o awansie decydował jeden rzut. A właściwie "pudło" Wheaterspoona.

- Oczywiście, że mógł zdecydować ostatni rzut Wheaterspoona. Wcześniej jednak to my wypracowaliśmy bezpieczną przewagę. Nie ma co rozmyślać o tym, co było, trzeba spojrzeć do przodu, bowiem będziemy grali w ćwierćfinale.

Zapiszecie się jednak w annałach jako team, który u progu 2010 roku napsuł krwi właśnie Zniczowi. Na uwagę zasługuje zwłaszcza wasza postawa w obronie.

- Gra w defensywie rzeczywiście wygląda coraz lepiej. Nie można jednak zapominać o tym, że już przed przerwą narzucaliśmy niemal 50 punktów. Więc nie tylko obrońcy, ale i rzucający zaprezentowali zadowalający poziom.

Co ciekawe, nie pękliście przed tak doświadczonym rywalem. Emocje wzięły górę dopiero w ostatnich minutach.

- Koszykówka jest dziedziną sportu i nic tego nie zmieni. Ktoś, kto twierdzi, że ma inną krew i przed żadnym meczem się nie denerwuje, najzwyczajniej w świecie kręci. Rywalizacji od zawsze towarzyszyły emocje. I to się nie zmieni. Tyle, że jak mówią specjaliści, spory udział w zwycięstwie odgrywa również umiejętność ich opanowania. Widocznie nauczyliśmy się tego niemal do perfekcji.

Przed konfrontacją ze Zniczem, podczas rozmowy z kierownikiem drużyny gości, droczyłeś się z nim, że to Rosa zagra na nosie rywalom. To był trafny typ. Może powinieneś zacząć obstawiać zakłady?

- Jeżeli obstawianie, a później trafianie wyników byłoby takie proste, to na pewno bym się zastanowił, co z tym fantem zrobić. Jak na razie jednak zostaję przy sporcie. W bukmacherkę mogę pobawić się jedynie od święta.

W konfrontacji Piotr Kardaś - Janavor Wheaterspoon jak na razie prowadzi drugoligowiec. Czy takie pojedynki są miernikiem wartości zespołu?

- Nie zwracam zwykle uwagi na takie rzeczy, chociaż cieszy mnie, że wygraliśmy ze Zniczem dwa razy na przestrzeni dwóch tygodni. Mam przy okazji tylko jedno życzenie - żebyśmy grali w rozgrywkach Pucharu Polski do końca. Teraz w Radomiu zamelduje się ekipa ze ścisłej krajowej czołówki. Myślę, że każdy chciałby zagrać przeciwko najlepszym graczom w Polsce, a może nawet walczącym w Eurolidze. Tymczasem ten zaszczyt przypadnie nam. Nikt z zawodników Rosy nie odpuści, a kibice będą mieli niezłą frajdę.

Szybko jednak opadły emocje po środowym zwycięstwie, bowiem musicie wracać do szarej rzeczywistości. Nie przegraliście jeszcze spotkania w lidze. Czy zwycięstwa wam się nie znudziły?

- Triumfy chyba nikomu się nie nudzą. Z naszej strony wygląda to tak, że chcielibyśmy odnosić je jak najczęściej i jak najdłużej.

Ligowe zwycięstwa mogą jednak nieco rozluźnić atmosferę. W przyszłości może się to odbić czkawką, jak np. Tempcoldowi Warszawa.

- Jest wiele przykładów zespołów, które w drugiej lidze wygrywały wszystko, a gdy przyszła pierwsza porażka na wyższym szczeblu, nagle przegrywały mecze seriami. Myślę jednak, że spotkania pucharowe dostarczyły nam wystarczająco dużo adrenaliny. Niekiedy sprowadzały nas na ziemię, ale nauczyły też wytrzymywać napięcie. Teraz szykuje się kolejny mecz z mocną ekipą. A z racji tego, że będziemy grać u siebie, czeka nas ogromne święto basketu, z którego chcemy się jak najwięcej nauczyć. Jedno wiemy na pewno - zarówno w pojedynkach z czołowymi drużynami kraju, jak i outsiderami drugiej ligi nie możemy pozwolić sobie nawet na chwilę rozluźnienia. To pierwszy krok do tego, żebyśmy w przyszłości nie martwili się o nasze wyniki.

Komentarze (0)