Cały czas jestem głodny gry - rozmowa z Marcinem Gortatem, zawodnikiem Orlando Magic

- Moje minuty są zależne od wyniku i sytuacji na parkiecie, pewnie jeszcze nie raz będę wystawiony do składu jako silny skrzydłowy i pogram więcej - mówi specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl Marcin Gortat z Orlando Magic.

W tym artykule dowiesz się o:

Łukasz Brylski: Sezon w NBA trwa w najlepsze. Jak ocenia go Marcin Gortat?

Marcin Gortat: Mojej opinii nie obali nawet kilka potknięć w styczniu. Właśnie tamten miesiąc był chyba dla naszego klubu najgorszy w rozgrywkach. Jednak nie zboczyliśmy z kursu i pomimo słabszego okresu cały czas realizujemy cel postawiony przed nami, czyli poprawienie swojej lokaty po regular season względem poprzedniego roku.

Co ciebie najbardziej zaskoczyło?

- Zaskoczenie? Długi okres adaptacji nowych zawodników do naszego zespołu. Jest dużo graczy, którzy chcą jak najdłużej występować na parkiecie i prowadzić Orlando Magic do zwycięstwa. Na samym początku sezonu wiele rzeczy nie działało. Można powiedzieć, że dzięki zastosowaniu paru rozwiązań na naszą grę, niedawno weszliśmy w dobry rytm. Jeśli chodzi o ligę, to zaskakują nas rywale, którzy spisują się niezwykle dobrze.

A co rozczarowało?

- Przede wszystkim podejście mojej drużyny w niektórych spotkaniach. Brakowało zaciętości i tego przysłowiowego serca do walki. Przez to właśnie kilka spotkań oddaliśmy bardzo łatwo.

Jak z perspektywy rozegranych spotkań oceniasz transfery Orlando, których dokonano przed sezonem?

- Myślę, że są one trafione. Dzięki nowym zawodnikom, którzy dotarli do drużyny nasza ławka stała się silniejsza. W porównaniu z poprzednimi rozgrywkami można zaobserwować znaczący skok jakościowy w tym aspekcie. Wyniki osiągane przez zespół pokazują, iż transfery były udane.

Czy ci zawodnicy, mam tutaj na myśli szczególnie Vince’a Cartera są w stanie pomóc zespołowi wywalczyć upragnione Mistrzostwo NBA?

- Tak, jak najbardziej tak! W tym celu zostali oni sprowadzeni. Władze klubu dobierały ich bardzo uważnie. Wiele osób czuwało nad podpisaniem kontraktów właśnie z tymi zawodnikami. Nikt do nas nie trafił przez pomyłkę, czy w wyniku dziwnego zrządzenia losu.

Gdybyś znalazł się na miejscu Otisa Smitha (generalny menedżer - przyp. aut.)dokonałbyś jeszcze roszad tuż przed zamknięciem okna transferowego?

- Zespół, który mamy jest kompletny i tak jak powiedziałem wcześniej dobrze skonstruowany. Dlatego właśnie myślę, że jakakolwiek zmiany byłyby raczej niewskazane i mogłyby bardziej nam zaskoczyć aniżeli pomóc.

Zawsze powtarzałeś, że chcesz grać dużo i rozwijać się. Trener Stan Van Gundy jednak cały czas strasznie żongluje twoimi minutami. Nie żałujesz, że Magic wyrównali ofertę Dallas Mavericks?

- Nie, ponieważ jestem w drużynie, która cały czas walczy o Mistrzostwo. Mam nadzieję, że uda się przynajmniej wyrównać osiągnięcie z zeszłego sezonu, kiedy dotarliśmy aż do samych Finałów NBA.

Zdarzają się takie mecze jak z Boston Celtics, w którym grałeś przez 27 minut. Później przyszedł kolejny mecz i dostałeś przysłowiowy "ochłap". Skąd się bierze taka dysproporcja w minutach?

- Moje minuty są zależne od wyniku i sytuacji na parkiecie, pewnie jeszcze nie raz będę wystawiony do składu jako silny skrzydłowy (tak było przeciwko Boston Celtics - przyp. aut.) i pogram więcej. Duży wpływ na to ma także nasz rywal i dyspozycja liderów zespołu. Zależy mi na zwycięstwach drużyny i jeśli ja muszę grać po cztery czy pięć minut to niech tak będzie. Ważne jest, abyśmy wygrali swoje spotkania.

Co czujesz w momentach, kiedy większość meczu musisz przesiedzieć na ławce? Złość, rezygnacja?

- Nie ma żadnej złości, ani rezygnacji. Pojawia się trochę niedosytu. Cały czas jednak jestem głodny gry, walki i pomocy temu zespołowi. Do swojej sytuacji, czyli sporych wahań ilości minut zdążyłem się już przyzwyczaić. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie będzie lepiej.

Za tobą krótka przerwa w rozgrywkach. Zawitałeś do Dallas na Mecz Gwiazd?

- Zdecydowałem się na ucieczkę od Dallas i samej koszykówki. Niech w All-Star Game biorą udział zawodnicy, którzy sobie na to zasłużyli. Ja natomiast wolałem postawić na wypoczynek z najbliższymi mi osobami.

W ASG lepszy okazał się Wschód…

- Cieszyłem się, ponieważ dopingowałem chłopaków z mojej Konferencji. Fajnie, że wygrana padła ich łupem. Tak naprawdę chodzi o dobrą zabawę i zrobienie frajdy kibicom, którzy taki mecz śledzą na żywo i przed telewizorami.

Ostatnio twoja Fundacja MG13 ogłosiła, że w łódzkich szkołach będą klasy sportowe. Skąd ten pomysł?

- W tym całym przedsięwzięciu chodzi o to, aby promować sport w szkołach. Niech jak największa grupa młodzieży zarazi się tak zwaną sportową energią. Miejmy nadzieję, że dzięki takim inicjatywom jak ta za kilkanaście lat będziemy mieć lepsze osiągnięcia w sporcie. Kto wie, może za kilka lat powstawać będą szkoły lub klasy sportowe w większej ilości. Jeśli później okaże się, że moja osoba miała trochę zasług na tym polu, to będzie to mój wielki sukces.

Jeśli ten pomysł sprawdzi się w Łodzi, zamierzacie wyjść poza to miasto?

- Oczywiście, że tak. Na razie staramy się to zrealizować w Łodzi. W naszych działaniach kierujemy się zasadą małych kroków. Nie ma co z takimi pomysłami rzucać się na głęboką wodę. Jeśli za parę lat zobaczymy, iż w moim rodzinnym mieście udało się zrealizować założenia, wówczas spróbujemy w innych miastach.

Komentarze (0)