Wprawdzie mistrzowie Polski nawiązali walkę z Olympiakosem Pireus, lecz można powiedzieć, że wielka w tym zasługa gospodarzy. Podopieczni Panagiotisa Yannakisa łatwo wypracowali kilkunastopunktową przewagę i zbyt szybko uwierzyli, że to koniec meczu. Wykorzystali to gdynianie, którzy stopniowo odrabiali straty. Asseco Prokom doprowadzili do remisu 49:49, ale wówczas w poczynania zawodników wkradła się nerwowość i zespół Tomasa Pacesasa znów zaprzepaścił szansę. W ostatniej odsłonie Olympiakos, podobnie jak w pierwszej kwarcie, nie dał rywalowi najmniejszych i ostatecznie wygrał 90:73.
Olympiakos od początku grał bardzo dobrze. Wicemistrzowie Hellady starali się wykorzystać swoją przewagę pod tablicami, a pomóc w tym mieli gigant Sofoklis Schortsanitis i znakomicie ponawiający Josh Childress. Defensywa Asseco Prokomu nie potrafiła znaleźć sposobu na ten aktywny duet. Co więcej bardzo słabo funkcjonowała ofensywa - tutaj aktywny był tylko Daniel Ewing, ale trzeba przyznać, że to zasługa świetnej defensywy gospodarzy, którzy nie odpuszczali nawet na krok. Przed trudnym zadaniem stanął Qyntel Woods, bowiem często go podwajano. Z czasem grecki team urozmaicił swój atak, a to za sprawą Linasa Kleizy i Milosa Teodosicia. Obaj byli bardzo skuteczni z dystansu i sprawili, że Olympiakos już po dziesięciu minutach, miał na swoim koncie o 11 oczek więcej.
Gdynianie niewiele zmienili w swojej grze w pierwszych minutach drugiej odsłony. Gospodarze nadal dyktowali warunki gry. Nie do przejścia była ich rewelacyjna linia obronna, z którą problem mieli Woods i David Logan. Nic więc dziwnego, że przewaga rosła z każdą minutą. W pewnym momencie Olympiakos miał już siedemnaście punktów przewagi, ale wówczas to stanął w miejscu. Mistrzowie Polski chcąc dowieść, że tanio skóry nie sprzedadzą, wykorzystali rozluźnienie w obronie rywala i nieskuteczność Kleizy w rzutach z siódmego metra. Asseco Prokom z coraz większą łatwością przedzierał się pod kosz, a ułatwiały to szybkie, trudne do zatrzymania dla oponenta, akcje dwójkowe. Na przerwę koszykarze Pacesasa schodzili z ośmiopunktowym deficytem.
Reprymenda Panagiotisa Yannakisa w przerwie meczu nie przyniosła zamierzonego efektu. Bitny Linas Kleiza próbował poderwać partnerów do lepszej gry, lecz przełamanie kryzysu okazało się wymagającym wyzwaniem. Tym samym to gdynianie nadawali tempo tej rywalizacji w tej części spotkania. Goście w końcu zaczęli trafiać zza łuku, a nieźle wyglądała gra pod koszem.
Yannakis świetnie rozszyfrował mistrzów Polski i wystawił optymalną piątkę na ostatnią odsłonę. Znakomicie spisywał się Theodoros Papaloukas, który nie tylko kreował partnerów, ale w tym meczu samemu zdobył sporo punktów. Wysoki poziom utrzymali Kleiza i Teodosić, a silnym ogniwem był również Childress. Na rozpędzonych gospodarzy nie było mocnych - wróciła im łatwość rozgrywania akcji kombinacyjnych, ale co najważniejsze skuteczność rzutowa. Podopieczni Tomasa Pacesasa grali natomiast bardzo chaotycznie, zbyt indywidualnie. Nie mieli więc oni elementu zaskoczenia, tak ważnego do odnoszenia zwycięstw. W dodatku defensywa nie była już tak agresywna. Sporo błędów w tym meczu popełnił Ewing, lecz nie można mu odmówić woli walki. Niemal całkowicie z gry został wyłączony Logan, który nie miał pomysłu na minięcie przeciwnika.
Pędzący niczym francuskie TGV Olympiakos, wygrał z Asseco Prokomem 90:73 i w rywalizacji do trzech zwycięstw, prowadzi 2:0. Kolejny mecz odbędzie się 30 marca w Gdyni.
Olympiakos Pireus - Asseco Prokom Gdynia 90:73 (25:14, 21:24, 16:20, 28:15)
Olympiakos: Linas Kleiza 26, Theodoros Papaloukas 20, Milos Teodosic 14, Josh Childress 11, Sofoklis Schortsanitis 5, Nikola Vujcic 4, Loukas Mavrokefalidis 4, Patrick Beverley 2, Yotam Halperin 2, Ioannis Bourousis 2, Sconnie Penn 0, Panagiotis Vasilopoulos 0.
Asseco Prokom: Qyntel Woods 20, Daniel Ewing 19, Ratko Varda 10, David Logan 5, Jan-Hendrik Jagla 5, Adam Hrycaniuk 4, Przemysław Zamojski 3, Adam Łapeta 2, Piotr Szczotka 0, Lorinza Harrington 0.