Tłoki bez Billupsa skazywane były na pożarcie, bowiem jego zastępca Rodney Stuckey dopiero wchodzi do wielkiej koszykówki. W początkowej fazie meczu wydawało się właśnie, że taki scenariusz nastąpi - Orlando kontrolowało wydarzenia na parkiecie i szybko objęło kilkunastu punktowe prowadzenie. Dobry okres notował szczególnie Dwight Howard, później niewidoczny już do końca meczu. Do przerwy urosło ono nawet do 11 punktów 55:44 a swój wkład miał także Marcin Gortat. Nasz rodak pojawił się na parkiecie na początku drugiej kwarty i w ciągu nieco ponad 3 minut zdobył 4 punkty, zbiórkę i blok.
Tuż po przerwie do odrabiania strat wzięli się goście. Ich run 15:0 pozwolił doprowadzić do remisu 63:63, który utrzymywał się niemalże do samego końca. Wtedy to na indywidualną akcję zdecydował się Tayshuan Prince i charakterystycznym hakiem umieścił piłkę w koszu. W ostatnich sekundach sytuację próbował ratować Hedo Turkoglu, jednak jego próba okazała się chybiona. Wśród zwycięzców wyróżnił się przede wszystkim Richard Hamilton - 32 punkty. - Graliśmy po prostu dobrze w defensywie. Był to mecz niezwykle fizyczny z obydwu stron. To jest nasz styl, lubimy grać w taki sposób. Marzy nam się częstsze granie właśnie w takim stylu - mówił po meczu Rasheed Wallace.
Zaskakująco mało emocji towarzyszyło spotkaniu w Quicken Loans Arena. Wyśmiewany przez bostońskich (i nie tylko) fanów LeBron James znów zagrał poniżej swoich możliwości notując 21 punktów (5/16 z gry) i 8 asyst. To jednak kompani z zespołu dostarczyli liderowi Cavs odpowiedniego wsparcia (59 procent skuteczności), co okazało się kluczowe w końcowym sukcesie. Celtowie wciąż prowadzą w serii 2:1, lecz niepokojący jest fakt, że przegrali już 4 kolejny mecz na parkiecie rywala. W takim stylu niezwykle ciężko będzie osiągnąć jakikolwiek sukces w play off.
Emocje skończyły się jeszcze zanim się zaczęły, ponieważ już pierwsze minuty to zdecydowana dominacja gospodarzy, którzy tą część gry wygrali różnicą 19 punktów. Grą Cavs świetnie kierował były gracz Celtów Delonte West, zdobywca 21 punktów, 7 asyst i 5 zbiórek. Dobrą zmianę dał także Joe Smith - 17 punktów i 6 zbiórek w ciągu 24 minut. Wśród przyjezdnych Wielkie Trio (Pierce, Allen, Garnett) uzbierało 41 punktów, lecz tak naprawdę tylko Kevin Garnett spisał się na miarę swoich możliwości. - Na wyjazdach trzeba dawać z siebie jeszcze więcej. Musimy odrobić zadanie domowe i wyciągnąć wnioski jak najszybciej. Jestem bardzo zły na to jak graliśmy. - przyznał po meczu Paul Pierce.
Orlando Magic – Detroit Pistons 89:90 (27:21, 28:23, 15:26, 19:20)
Orlando: H. Turkoglu 20, J. Nelson 15, M. Evans 15, R. Lewis 15, D. Howard 8 (12 zb), K. Bogans 6, K. Dooling 6, M. Gortat 4.
Detroit: R. Hamilton 32, T. Prince 17, R. Wallace 16, A. McDyess 8, L. Hunter 8, R. Stuckey 6, J. Hayes 3, J. Maxiell 0, J. Dixon 0.
Stan rywalizacji: 3:1 dla Detroit Pistons
Cleveland Cavaliers – Boston Celtics 108:84 (32:13, 20:22, 27:28, 29:21)
Cleveland: D. West 21, L. James 21, J. Smith 17, W. Szczerbiak 16, Z. Ilgauskas 12, B. Wallace 9, A. Varejao 5, S. Pavlovic 4, D. Gibson 3, D. Brown 0, D. Jones 0.
Boston: K. Garnett 17, P. Pierce 14, K. Perkins 12, J. Posey 11, R. Allen 10, R. Rondo 7, L. Powe 6, P.J. Brown 4, G. Davis 2, S. Cassell 1, E. House 0, T. Allen 0.
Stan rywalizacji: 2:1 dla Boston Celtics