Teresa Dembowska: Pacocha ponownie nas zawiódł

W Tychach kolejny raz po sezonie jest jedynie smutek, gdyż z hucznych zapowiedzi i awansu do ekstraklasy, jest jedynie lament, że ponownie sztuka ta nie powiodła się. Bardzo zawiedziona wynikiem swojej drużyny w sezonie 2009/2010 jest Teresa Dembowska. Prezes tyskiego zespołu nie ukrywa, że niektórzy zawodnicy chyba nie chcieli w ogóle tego awansu, co mocno ją boli.

W tym artykule dowiesz się o:

- Nie chcemy powtórki z poprzedniego sezonu - mówiła jeszcze podczas jednego z ostatnich meczy rundy zasadniczej Teresa Dembowska, prezes KKS Tychy, mając na myśli przedwczesne odpadnięcie w fazie play off i brak awansu do elity. Pani prezes nie chciała, ale sytuacja się powtórzyła. Tyszanie już w pierwszej rundzie play off sezonu 2009/2010 nie sprostali drużynie ŁKS Sphinx Petrolinvest Łódź i kolejny raz z awansu nic nie wyszło...

- Jestem bardzo rozczarowana postawą zespołu. Niestety nie wszyscy zawodnicy chcieli awansować. Każdy kto widział nasze mecze w play off, ten zaobserwował, że nie wszyscy grali z pełnym zaangażowaniem - ocenia na łamach serwisu sportslaski.pl Dembowska. Nie trudno również domyślać się o kogo chodzi pani prezes. Mowa tutaj oczywiście o liderze zespołu, którym był Łukasz Pacocha. - To już kolejny raz, gdy w decydujących momentach nie możemy na niego liczyć. Podobna sytuacja miała miejsce w poprzednim sezonie, gdy przegraliśmy awans ze Stalą Stalowa Wola - mówi Dembowska.

Pacocha faktycznie serii z łodzianami nie może zaliczyć do udanych. W pierwszym meczu co prawda uzbierał 28 punktów, ale dwa kolejne mecze to wskaźniki sięgające poziomu zaledwie 5 i 7 oczek, a to, jak na lidera, zdecydowanie za mało. Trener ŁKS-u Radosław Czerniak co prawda postawił niezwykle trudne zadanie przed Pacochą, gdyż ten był całe 40 minut nękany przez indywidualnego obrońcę, co sprawy mu nie ułatwiało.

KKS Tychy sezon 2009/2010 zakończył w pierwszej rundzie play off, gdzie 2:1 przegrał z ŁKS-em Sphinx Petrolinvest Łódź. Tyszanie nie wykorzystali przewagi własnego parkietu, a w decydującym meczu polegli we własnej hali 72:75. Szansę na doprowadzenie do remisu miał wtedy Marcin Salamonik, ale piłka ku rozpaczy miejscowych fanów wypadła z kosza...

Źródło artykułu: