Dwie dogrywki zgotowali swoim fanom koszykarze Polpharmy Starogard Gdański zanim szczęśliwie pokonali Trefl Sopot w pierwszym meczu o brązowy medal. Po ostatniej syrenie kończącej drugie dodatkowe pięć minut trener Milija Bogicević odetchnął bardzo głęboko, bowiem zarówno pod koniec czwartej kwarty, jak i pierwszej dogrywki, to sopocianie byli bliżsi wygranej. W decydujących chwilach fortuna sprzyjała jednak gospodarzom.
- Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby - popisuje się znajomością polskiego przysłowia trener Polpharmy Starogard Gdański po tym wyczerpującym meczu i trzeba przyznać, że stwierdzenie to idealnie obrazuje zaistniałą sytuację. Polpharma była dwukrotnie o krok od przegranej, lecz pomimo to zwyciężyła i teraz liczy się tylko to, że w serii do dwóch wygranych prowadzi 1-0. - Powinniśmy jednak ten mecz wygrać dużo łatwiej i dużo szybciej - nie może powstrzymać się Bogicević.
Gospodarze nie mieli żadnych problemów ze skutecznością, trafiając w ciągu 50 minut 17 z 33 rzutów za dwa i aż 14 z 30 za trzy, lecz szwankowały inne elementy, o których opowiada opiekun zespołu. - Przede wszystkim zbyt miękko zaczęliśmy ten mecz. Zupełnie tak, jak gdyby to było zwykłe ligowe stracie, a nie walka o trzeciej miejsce. Przypomina mi to półfinałową rywalizację w Hali Mistrzów, gdy Anwil niszczył nas w ofensywie. Dlatego też pierwsza połowa wygląda tak tragicznie - wyjaśnia Bogicević. Po dwudziestu minutach sobotniego spotkania jego drużyna przegrywała 35:44.
Na domiar złego trzecie kwarta rozpoczęła się od sześciu oczek z rzędu Trefla i koszykarze Polpharmy znaleźli się w poważnych tarapatach. Wówczas jednak impuls do ataku dał rezerwowy Piotr Dąbrowski, który szybko rzucił osiem punktów z rzędu a chwilę później w sukurs przyszli mu jego partnerzy. - Tak, po zmianie stron wyglądało to trochę lepiej, ale nie od razu. Potrzebowaliśmy jakiegoś kopniaka by wrócić do gry i takim było szybkie podwyższenie prowadzenia przez Trefl. Wówczas wzięliśmy się do roboty i krok po kroku wracaliśmy do równowagi - komentuje szkoleniowiec starogardzian.
Gospodarze poprawili szyki obronne oraz prezentowali się zdecydowanie skuteczniej w ataku na fali dopingu swoich fanów. Grali szybko i unikali w ten sposób błędów z wcześniejszych części meczu. - Mieliśmy naprawdę wielkie problemy z grą pozycyjną. Rywal bronił bardzo mocno i tylko czekał na nasze błędy. Każda strata, każde niecelne podanie było natychmiast zamieniane na kontrę i punkty. W ten sposób straciliśmy ponad 20 punktów. W meczu na takim poziomie - to wyjątkowo dużo - wyjaśnia Bogicević, którego podopieczni ostatecznie pokonali Trefl po wspomnianych dwóch dogrywkach.
Przed "Kociewskimi Diabłami" teraz jednak kolejne, kto wie czy nie cięższe, zadanie. Jeśli chcą zakończyć walkę o brązowy medal w dwóch spotkaniach, muszą pokonać Trefl w jego hali. - Będzie wyjątkowo trudno, bo sopocianie zagrają mecz ostatniej szansy. Muszą wygrać i na pewno zmobilizują się podwójnie. Czasami jednak zbyt duża adrenalina może działać na niekorzyść i my postaramy się to wykorzystać. Jedziemy do Sopotu po zwycięstwo i medale - puentuje Bogicević, dla którego krążek z najmniej szlachetnego kruszcu byłby zwieńczeniem pięknej przygody ze starogardzką koszykówką, którą bądź co bądź, wprowadził do czołówki ligi.