Wynik potężnym wsadem otworzył Pape Sow, ale kolejne akcje należały już do graczy PGE Turowa, którzy trzykrotnie trafili za trzy i szybko osiągnęli przewagę 9:4. Grą zgorzelczan doskonale kierował Andres Rodriguez, który już po chwili miał na swoim koncie cztery asysty. Znakomicie grali strzelcy wicemistrzów Polski – David Logan i Thomas Kelati, więc Turów po pierwszej kwarcie prowadził 23:16.
- Praktycznie od początku spotkania graliśmy tak, jak to sobie zaplanowaliśmy. Zaprezentowaliśmy dobrą obronę i także mądrą grę w ataku, ale teraz musimy pokazać, jaki charakter mamy na wyjeździe – mówił na pomeczowej konferencji prasowej Saso Filipovski, trener PGE Turowa.
Po pięciu punktach z rzędu Kelatiego w drugiej odsłonie meczu gospodarze wygrywali już różnicą dwunastu punktów (28:16). Sopocianie byli zmuszeni radzić sobie bez Donatasa Slaniny, który w ciągu dwóch minut pierwszej kwarty dwukrotnie faulował. Niezwykle mocna i wysoka obrona wicemistrzów Polski wymusiła sporo niecelnych rzutów Prokomu. Turów utrzymywał prowadzenie na poziomie 10-12 punktów praktycznie przez całą drugą kwartę. Zgorzelczanie do przerwy prowadzili 41:28.
Po zmianie stron niewiele się zmieniło. PGE Turów w dalszym ciągu dyktował warunki gry i kiedy w 23. minucie niesportowy faul popełnił Donatas Slanina, to David Logan wykorzystał rzuty wolne, a gospodarze szansę na kolejną akcję, w której za trzy trafił Rodriguez wyprowadzając wicemistrzów Polski na prowadzenie 53:32.
Kilka minut później Slanina popełnił swój czwarty faul, a po chwili został także ukarany przewinieniem technicznym i musiał opuścić parkiet. Thomas Kelati wykorzystał prezent w postaci rzutów wolnych, a dwa punkty dołożył także Robert Witka i utrzymywała się dwudziestopunktowa przewaga gospodarzy. W końcówce trzeciej kwarty celnym rzutem za trzy popisał się Simonas Serapinas, a sprawy w swoje ręce wziął Mustafa Shakur i zdobywając dziewięć punktów w tej części gry sprawił, że strata do Turowa zmalała do trzynastu punktów.
Zrobiło się gorąco, bowiem PGE Turów stracił osiem z dwudziestu jeden punktów przewagi, ale trzy trójki, tym razem w kolejności Logan-Kelati-Logan, na otwarcie ostatniej kwarty w wykonaniu zgorzelczan znów dały prowadzenie w granicach dwudziestu punktów.
Gospodarze pod koniec spotkania prowadzili nawet 86:62, ale trener Saso Filipovski na nieco ponad trzy minuty przed końcem zdecydował się posłać na parkiet swoich rezerwowych. Sopocianie zmniejszyli tylko nieco rozmiary porażki. Koszykarze ze Zgorzelca wykorzystali więc doskonale przewagę parkietu w pierwszych dwóch meczach i w wielkim finale Dominet Bank Ekstraligi prowadzą już 2:0. Rewanże odbędą się w przyszły weekend w Sopocie.
Samo spotkanie było emocjonujące, ale jeszcze więcej wrażeń dostarczyły przedmeczowe wydarzenia na boisku, w których antybohaterem okazał się Pape Sow. Senegalczyk zapoczątkował awanturę, w którą wdali się wszyscy koszykarze obu drużyn i na zgorzeleckim parkiecie doszło do przepychanki, a gdyby nie interwencja ochrony mogłoby skoczyć się jeszcze gorzej, bowiem Milan Gurović już szykował pięści.
- Zaczęliśmy zbyt nerwowo, a być może wpływ na to miała ta przedmeczowa sytuacja – tłumaczył wyraźnie zmartwiony po meczu Tomas Pacesas. – Popełniliśmy zbyt dużo strat i nie mogliśmy odnaleźć swojej gry w ataku – dodawał po chwili litewski szkoleniowiec Prokomu.
PGE Turów Zgorzelec - Prokom Trefl Sopot 89:71 (23:16, 18:12, 22:22, 26:21)
PGE Turów: Kelati 30 (6), Logan 18 (4), Witka 12 (2), Rodriguez 9 (1), Drobnjak 7, Ljubotina 4, Petrović 4, Nana 2, Scekić 2, Kitzinger 1 i Bochno 0.
Prokom Trefl: Shakur 17 (2), Sow 10, Stanojević 10, Gurović 9 (1), Dylewicz 6, Masiulis 6, Serapinas 6 (2), Roszyk 4, Milicić 3, Slanina 0 i Zamojski 0.