Dzięki sportowi można zwiedzić kawał świata - rozmowa z Joanna Czarnecką, zawodniczką Superpol Tęczy Leszno

Joanna Czarnecka to mierząca 192 centymetry wzrostu zawodniczka grająca na pozycji silna skrzydłowa. Dwudziestoośmioletnia dziewczyna pełna marzeń i wiary we własne siły. W ostatnim sezonie na parkiecie spędzała średnio prawie trzydzieści minut, zdobywając ponad 10 punktów w meczu. Jest bardzo lubiana przez koleżanki, z którymi grała. Łatwo się zaprzyjaźnia, jest otwarta na ludzi i pełna optymizmu. Bywa dogmatyczna, a czasami bardzo stanowcza.

Znajomi mówią na nią "Czarna" wskazując jednocześnie na to, że jest wspaniałym rozjemcą wszelkich sporów i niesnasek. Uparta i życzliwa, krytyczna i władcza - taka jest Joanna w oczach ludzi, z którymi się zetknęła. Nie pragnie popularności za wszelką cenę. Wszystko czego pragnie to szczęście w życiu prywatnym i sportowym. Koszykówka jest całym jej życiem i mimo chwilowego do niej wstrętu nie umie bez niej funkcjonować. To dzięki sportowi poznaje świat, ludzi. Pragnie zwiedzać i tańczyć na plaży w Rio de Janeiro. Oto, co powiedziała specjalnie dla portalu sportowe fakty.pl.

Tomasz Wiliński: Jakie masz marzenia sportowe?

Joanna Czarnecka: - Jak każdy sportowiec marzę o najwyższych celach. Nie jestem już młodą zawodniczką, ale chciałabym w polskiej lidze zajść jak najwyżej. Mamy zespół jaki mamy i chciałabym z nim wejść do czwórki. Jak będzie to pokaże czas. Na razie to dopiero początek okresu przygotowawczego. Wszystkie niewiadome wyjaśnią się po pierwszych paru kolejkach.

W tamtym roku po pierwszym meczu z Lotosem w play offach zapowiadałaś, że do ostatniej minuty będziecie walczyć o zwycięstwo. Niestety nie udało się. W takim razie w tym roku chyba najwyższy czas pokonać Lotos?

- Super gdyby nam się udało. Ciąży na nas jakaś klątwa Lotosu, bo jeszcze chyba nigdy nie udało się nam z nimi wygrać. Mam nadzieję, że w tym roku uda nam się je pokonać. Na pewno będziemy walczyć do końca, tak jak w każdym meczu i nie będziemy poddawać się na pewno.

Pochodzisz z Wrocławia, liceum skończyłaś w Warszawie, gdzie grałaś w SMS-ie, a po jego skończeniu przeniosłaś się do Krakowa na cztery lata. Większość swojego życia spędziłaś więc w dużych metropoliach. Z Krakowa przeniosłaś się do mniejszego Gorzowa, gdzie spędziłaś trzy lata, a teraz od kilku lat grasz w Lesznie. Czy te dwa miasta nie są dla Ciebie za małe? Nie dusisz się w Lesznie?

- Wręcz odwrotnie. Leszno mi odpowiada. Podobają mi się te mniejsze miasta. Mają swój unikalny urok, ludzie są bardziej życzliwi i przyjaźni. Są plusy i minusy tego. Jestem bardzo zadowolona, że tu gram, a gdy chcę się rozerwać to jadę do domu do Wrocławia, bo mam stąd bardzo blisko. Sto kilometrów to żadna odległość.

Jak spędziłaś wakacje w tym roku?

- W tym roku były wyjątkowo długie, bo ponad trzy miesiące. Fakt, że było tego czasu bardzo dużo i udałam się na wakacje z Olą Drzewińską w Grecji. A tak w ogóle to spędzałam wakacje w Polsce. To pojechałam do znajomych, trochę do Krakowa, nad morze. Odwiedziłam dawno nie widziane osoby. Spędzałam ten czas towarzysko.

W takim razie jak spędzałyście z Olą ten czas w Grecji: leżąc na plaży i popijając drinki, czy aktywnie?

- Nie tyle, co sportowo, ale na pewno nie leżałyśmy brzuchami do góry. Byłyśmy na wycieczkach skuterami, samochodami. Pływałyśmy motorówką. Spędzałyśmy raczej aktywnie niż biernie.

Wolisz góry czy morze?

- Zdecydowanie wolę morze. Góry kojarzą mi się przede wszystkim z obozami i ciężką pracą. Dlatego nie należy dla mnie do przyjemności wyjazd w góry, chyba że typowo rekreacyjnie zaszyć się zimą w jakimś domku przy kominku. A morze zawsze kojarzy mi się z ciepłem, wakacjami, beztroską. Morze przemawia do mnie bardziej przyjaźnie.

W domku przy kominku? Jesteś romantyczką?

- W każdym jest trochę romantyzmu. Nie jestem taką typową romantyczką.

Jakie filmy lubisz? Co ostatnio oglądałaś?

- Ostatnio byłam w kinie na Step Up 3 w trójwymiarze. Bardzo mi się podobał. Ogólnie chodzę do kina na filmy lekkie i przyjemne. Takie przy których można się zrelaksować. Nie przepadam za horrorami i science fiction. Mogę zaskoczyć wiele osób, ale nie widziałam Awatara i jakoś nic mnie nie ciągnie, żeby go zobaczyć. Nie przepadam za takimi filmami.

Przenosząc się z Gorzowa do Leszna miałaś za sobą nienajlepszy sezon pod kątem minut jakie mogłaś spędzić na parkiecie. Grałaś średnio około 10 minut, podczas gdy po odejściu do obecnego pracodawcy zaliczasz średnio 30 minut gry. Jak wspominasz współpracę z obecnym trenerem reprezentacji Polski Dariuszem Maciejewskim?

- Ogólnie wspominam bardzo miło i nie mogę powiedzieć złego słowa na trenera. Pracowałam z nim trzy lata i dwa pierwsze byłam naprawdę zadowolona. Było super. W trzecim sezonie grałam już dużo mniej. Trener postawił na młodą zawodniczkę Agnieszkę Kaczmarczyk, która teraz znalazła nawet miejsce w reprezentacji. Obecnie mogę powiedzieć, że była to jego słuszna decyzja. Wtedy już wiedziałam, że na kolejny sezon będę musiała szukać sobie nowej drużyny. Rozstałam się z klubem i trenerem w bardzo przyjacielski sposób. Trener po sezonie podszedł do mnie, podziękował mi za moją postawę. Mogłam przecież buntować się i obrażać, ale nie o to chodzi w zespole. Starałam się wspierać koleżanki mentalnie i wchodząc nawet na te kilka minut dawałam z siebie wszystko, żeby drużyna zdobyła jak najwięcej punktów. Trener zadecydował tak jak zadecydował.

Rozpoczynałaś swoją karierę z Agnieszką Bibrzycką w SMS-ie Warszawa, później miałaś możliwość grania z wieloma znakomitymi zawodniczkami w różnych klubach. Którą z polskich koszykarek cenisz najbardziej?

- Tak, grałam z Agnieszką. Do dzisiaj jest moją bardzo dobrą przyjaciółka i mocno ją pozdrawiam. Trudno mi obecnie powiedzieć jak gra Aga, bo jesteśmy w zupełnie innych ligach. Ale z polskiej ligi bardzo mi się podoba Ewelina Kobryn, która jest w moim wieku, zaczęła dużo później grać w koszykówkę, a już osiągnęła wiele w tym sporcie. W tym sezonie udało jej się nawet otrzeć o WNBA w Washington Mystics. Jest bardzo wartościowym graczem, który doskonale sobie radzi i w polskich rozgrywkach i eurolidze. Ona jest świetną dziewczyną i na boisku i poza nim.

Jakich elementów zabrakło Tobie po tym sezonie, że nie dostałaś powołania do kadry od trenera, który bardzo dobrze Ciebie zna?

- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Widocznie miał jakieś inne założenia. Jest trochę dziewczyn grających na mojej pozycji i myślę, że wybrał najlepszą piątkę czy szóstkę wysokich dziewczyn do swojej koncepcji składu. Ja widocznie mam jakieś braki, które są do naprawienia. Może preferuje po prostu młodsze, perspektywiczne dziewczyny.

Jaka jest Twoja najmocniejsza strona?

- Myślę, że rzut z dystansu. Rzadko się zdarza, że wysocy gracze dobrze grają z dystansu To jest chyba najsilniejsza moja broń.

Czy lubisz trenować?

- Są momenty, gdy ma się dość. Ale gdy miałam teraz trzymiesięczną przerwę to już się do tego tęskni. Jestem przyzwyczajona do ciągłego wysiłku i trenowania. Naprawdę ucieszyłam się, że rozpoczął się okres treningowy i będę mogła robić to, co lubię.

W takim razie dlaczego ostatnio szukałaś “zapasowych nóg” na jednym z portali społecznościowych?

- (śmiech) To było już, gdy zaczęłyśmy trenować. Na początku naprawdę było ciężko i mimo tego, że miałyśmy wcześniej rozpisane, co mamy robić, to przyjeżdżając do klubu i trenując z całą drużyną obciążenia są cięższe. Zmęczenie daje się we znaki. Nogi odmawiają posłuszeństwa. Mam teraz jakiś mikrouraz kolana, ale mam nadzieję, że wszystko się zagoi i będzie dobrze.

Kobiety z natury są aniołami, ale kiedy połamią im się skrzydła przychodzi im latać na miotle” to cytat, którym ostatnio chętnie się posługujesz. Dlaczego?

- To było trochę złośliwe. Jest przekorne, ale przecież coś w tym jest. Lubię tę myśl zaczerpniętą z Internetu.

Jakie jest Twoje motto?

- Może trochę banalnie: co cię nie zabije to cię wzmocni. Uważam, że w życiu prywatnym i sporcie jest to myśl, która jest nie tylko wartościowa, ale pozwala patrzeć z optymizmem w przyszłość.

Co sądzisz o Marcinie Gortacie jako koszykarzu NBA?

- Nie śledziłam ostatnio jego poczynań tam w Stanach, tyle tylko, co poczytałam w Internecie o jego występach. Wydaje mi się, że powinien zmienić drużynę i być jakimś podstawowym zawodnikiem w nowym zespole. Jako zmiennik nie ma za wielu okazji na grę, pokazanie się, a w reprezentacji widać, że ma warunki do grania, umiejętności i predyspozycje. Powinien grać w drużynie, gdzie ma szanse się ogrywać, a nie siedzieć na ławce.

A czy kiedykolwiek rozważałaś podjęcia się wspólnie z koleżankami projektu podobnego do Gortat Camp?

- Nigdy o tym nie myślałam, ale gdyby ktoś zaproponował mi coś takiego, to z przyjemnością wzięłabym w tym udział. Jak najbardziej jestem za promocją sportu, rozwoju młodzieży. Jeżeli byłabym jakimś autorytetem dla takich dzieci i chciałyby się czegoś ode mnie nauczyć to chętnie pomogę.

Wspólna gra przez wiele lat z tymi samymi zawodniczkami w różnych klubach pomagało Ci w aklimatyzacji?

- Z Olą Drzewińską wspólnie poszłyśmy do Gorzowa, gdzie przez trzy lata byłyśmy sąsiadkami i zaprzyjaźniłyśmy się. Później razem przeniosłyśmy się do Leszna, gdzie rok później dołączyła do nas także Basia Kaszewska. Z Olą będziemy razem grać już szósty sezon, co bardzo ułatwia zrozumienie i na parkiecie i poza nim. Gdy Basia do nas dołączyła to wydaje mi się, że to my bardziej jej pomogłyśmy niż ona nam. Wiadomo, że to było dla niej nowe miasto. W Lesznie panuje taka atmosfera i wśród zawodniczek i władz klubu, że tu bardzo łatwo o aklimatyzację.

Budowanie zespołu marzeń w Wiśle Kraków w ubiegłym sezonie zakończyło się przeciętna postawą drużyny w rozgrywkach FGE, choć w Eurolidze zaliczyły Final Four. Obecny skład Białej Gwiazdy jest jeszcze mocniejszy i posiada więcej indywidualności. Czy to wróży sukces w postaci złotego medalu w najbliższym sezonie?

- Bacznie śledzę poczynania Wisły z uwagi na spędzone tam cztery lata i byłam kolejno zaskakiwana jakie gwiazdy dołączają do tego zespołu. Mam nadzieję, że zdobędą mistrzostwo, bo to byłby wstyd i hańba gdyby nie zdobyły go z takim składem. Nie ukrywam, że w ubiegłym sezonie to było już trochę kompromitujące, że nie weszły nawet do czwórki FGE, ale to musi być po części wina trenera, że nie potrafi nastawić zawodniczek mentalnie. Dochodząc w Eurolidze do Final Four potrafią grać z najlepszymi w Europie, a u nas w lidze nie potrafią wejść nawet do czwórki, nie mówiąc już o podium. Nie wiem czy dziewczynom nie chciało grać się w polskiej lidze, czy to jakiś problem w głowach. Zaskoczeniem było, że taki zespół tak nisko skończył ligę.

Jakie jest Twoje wymarzone miejsce na świecie?

- Chciałabym pojechać do Ameryki Południowej. Brazylia, Argentyna to miejsca, gdzie nigdy nie byłam i chciałabym dotrzeć, bo słyszałam, że jest pięknie.

W takim razie może warto zadzwonić do trenera Maciejewskiego zgłaszając swój akces do kadry i polecieć z nimi na turniej do Brazylii w najbliższym czasie?

- (śmiech) To byłoby bardzo mało realne. Jeszcze parę lat temu byłam w reprezentacji i wtedy miałam z nią możliwość zwiedzenia części świata. Wtedy też był planowany wyjazd w tamte regiony, ale został odwołany i ostatecznie nie poleciałyśmy do Rio. Teraz niech jadą młode dziewczyny. Ja już byłam w reprezentacji, a z nią w Australii, co potwierdza, że dzięki sportowi można zobaczyć kawał świata.

Wspominasz reprezentację z wielką pasją i uśmiechem. Chciałabyś do niej wrócić?

- Oczywiście, że tak. Jeżeli byłaby tylko szansa. Po to się gra i trenuje, żeby walczyć o najwyższe cele. Jak będę potrzebna reprezentacji to z przyjemnością do niej dołączę.

Czy zespół z Leszna sprawi w tym roku niespodziankę In plus?

- Myślę, że tak. Wierzę w to.

Komentarze (0)