- W sumie to spodziewaliśmy się ciężkiego meczu, ale nic nie mamy na swoją obronę - powiedział tuż po zakończeniu niedzielnego spotkania Turcja-Francja, gracz przegranej ekipy, Florent Pietrus. 29-letni skrzydłowy to jeden z symboli indolencji ekipy "Trójkolorowych", bowiem jeszcze kilka lat temu obecny zawodnik Walencji zapowiadał się na lidera swojej reprezentacji. Dzisiaj w niczym nie przypomina skocznego skrzydłowego, którym był kiedyś, a w niedzielę niczym nie pomógł swojej drużynie.
Jedynym plusem całej sytuacji jest fakt, że Pietrus jako jeden z nielicznych koszykarzy francuskiej ekipy potrafił przyznać się do popełnionych błędów i posypać głowę popiołem. - Zawiedliśmy, co tu dużo mówić. Przeciwko Turcji zagraliśmy jak dzieci, jak zespół szkolny. Popełniliśmy tyle błędów, że właściwie przy normalnej dyspozycji moglibyśmy obdzielić nimi kilka spotkań - uznał zawodnik.
Jednocześnie koszykarz Power Electronics uznał, że fani muszą pamiętać o tym, że drużyna walczyła do samego końca, w czwartej kwarcie zmniejszyła straty, a przecież grała bez swoich największych gwiazd: Tony’ego Parkera, Ronny’ego Turiafa czy Joakima Noah. - Walczyliśmy z całego serca. zostawiliśmy na parkietach tureckich wiele potu i sił, ale ktoś inny okazał się od nas lepszy. Cóż, taki jest sport, ale myślę, że gdybyśmy grali w normalnym składzie, nasza dyspozycja byłaby zupełnie inna. Wielka szkoda, że tak to wszystko się potoczyło...
Już przed trzecią kwartą Turcja zwiększyła piętnastopunktowe prowadzenie do 26 oczek, wygrywając w pewnym momencie 71:45, i tylko szarża Francuzów w czwartej odsłonie w postaci siedmiu celnych rzutów z dystansu zmniejszyła rozmiary porażki. Na odwrócenie losów pojedynku szans jednak nie było. - Rywale zagrali, co tu dywagować, po prostu fantastycznie. Na tym turnieju to nie jest jednak żadna nowość - grają świetnie od pierwszego meczu i myślę, że jeszcze niejedno zwycięstwo przed nimi. Życzę im powodzenia - zakończył Pietrus.