Trener miał do nas wiele uwag - wywiad z Marko Brkiciem, skrzydłowym PGE Turowa Zgorzelec

W przeszłości Marko Brkić grał w barwach Polpaku Świecie oraz Anwilu Włocławek, lecz w sezonie 2010/2011 jego grę podziwiać będą fani PGE Turowa Zgorzelec. Przed rozpoczęciem rozgrywek Serb przyjechał ze swoją nową drużyną do Włocławka na turniej Kasztelan Basketball Cup i po ostatnim meczu nie odmówił wywiadu dla portalu SportoweFakty.pl. Choć jego zespół wygrał całą imprezę, zawodnik kręcił głową. - Trener miał do nas wiele uwag...

Michał Fałkowski: Witamy ponownie we Włocławku...

Marko Brkić: Dziękuję. To miłe być tutaj znowu (te słowa koszykarz wypowiedział po polsku - przyp. M.F.). Bardzo cieszyłem się na myśl o ponownej grze w Hali Mistrzów. Mam stąd same pozytywne wspomnienia, tylko szkoda, że tak mało kibiców pojawiało się na meczach. Jedynie jak grał Anwil to trybuny się wypełniały, ale... Generalnie dobrze zagrać znowu we włocławskiej hali.

Tym razem jednak w barwach innego zespołu.

- No taka jest kolej rzeczy. Teraz gram w Turowie, dobrze mi w tym zespole i podczas meczów sentymenty odchodzą na bok.

Jak doszło do tego, że podpisałeś umowę z PGE Turowem Zgorzelec?

- Zwykła sprawa. Pewnego dnia agent zadzwonił do mnie i powiedział, że po tym jak zrobił wstępną selekcję, ma dla mnie kilka interesujących ofert i stwierdził, żebym jak najszybciej dokonał wyboru. I muszę wyznać, że nie wahałem się właściwie ani chwili. Turów był bardzo konkretny, a inne zespoły przeciągały negocjacje. Stąd moja decyzja. Na pewno pomogło mi to, że znałem tą drużynę z przeszłości. Wiedziałem czego mogę się spodziewać w Zgorzelcu, że jest to stabilny, wypłacalny klub z gwarantowanymi pieniędzmi, a także, że ma bardzo ambitny cel na ten sezon.

Mówisz: pieniądze, stabilność, ambicja... Co jest dla ciebie ważniejsze?

- Czasami lepiej jest postawić na ambitny klub, który da ci mniej pieniędzy, by w kolejnym sezonie zarobić ich więcej... Czasami lepiej jest zagrać dla mniejszej pensji, ale z sercem i ambicją, bo takie rzeczy na pewno będą dostrzeżone i odpowiednio nagrodzone.

Przed podpisaniem umowy z Turowem miałeś na pewno jakieś swoje oczekiwania. Jak wypadają w konfrontacji z rzeczywistością?

- Normalnie. W Zgorzelcu jest bardzo podobnie jak we Włocławku. Są pasjonaci koszykówki, którzy chcą osiągnąć sukces i do tego dążą. W Turowie pracuje wiele osób, będąc odpowiedzialnymi za pojedyncze sektory działalności, co czyni klub bardzo dobrze zorganizowanym. Tak samo było tutaj (w Anwilu - przyp. M.F.).

Jest jedna różnica - w Zgorzelcu nie ma takiego obiektu, jaki posiada Włocławek...

- Tak, ale co to za problem? Kosze są takie same gdziekolwiek byś nie grał. Liczy się to, jaki klimat podczas spotkań potrafią zrobić kibice.

Na tych na pewno nie będziesz mógł narzekać. Ale z Włocławka wszędzie było stosunkowo blisko, tymczasem koszykarze, którzy w przeszłości grali w Zgorzelcu, niemalże w komplecie narzekają na odległości, które zespół musi pokonywać by grać mecze wyjazdowe...

- Racja... Ale co ja mogę na to powiedzieć? Taki los zawodnika, zresztą... W zeszłym sezonie grałem ze swoim zespołem w Lidze Adriatyckiej i też zdarzały się podróże dziesięcio- czy jedenastogodzinne do Słowenii czy Chorwacji. To element naszej pracy i lepiej jest się do tego przyzwyczaić, niż ciągle narzekać. Narzekanie nic nie da.

Przejdźmy zatem do spraw typowo sportowych. Wygraliście przed chwilą swoje trzecie spotkanie podczas turnieju Kasztelana i trzeba to przyznać, że ze wszystkich zespołów, które uczestniczyły w imprezie, zaprezentowaliście najlepszy basket.

- Ale to nie jest ciągle to... Wiem, co sobie myślisz - że to kokieteria czy coś takiego. Zobacz jednak ile pretensji, ile uwag miał do nas nasz trener (Jacek Winnicki - przyp. M.F.) podczas tych spotkań. Cóż, cały czas staramy się grać najlepiej, jak tylko możemy i ja sam widzę, że nasza forma idzie w górę, lecz przed nami jeszcze wiele pracy, bo nadal nie gramy tego, co powinniśmy.

Zaimponowaliście zwłaszcza grą w obronie - rywale rzucali wam średnio tylko 61,6 punktu. Znakomity wynik.

- Obrona to klucz, ale nie zapominamy o ataku. Wszystko musi być odpowiednio wyważone. Defensywa daje podstawy do dobrego ataku i stąd nasza gra tak wygląda. Najpierw chcemy uniemożliwić rywalowi zdobycie kosza, a później samemu zdobyć punkty.

Zawsze byłeś postrzegany raczej jako ofensywny zawodnik, nie sądzisz?

- Oczywiście, że tak. Gdziekolwiek grałem, trenerzy zawsze widzieli we mnie jednego z podstawowych strzelców zespołu. Wszyscy wiedzą, że jak na tak wysokiego gracza, dobrze rzucam z daleka i to jest element, który staram się wykorzystać. Nie przeszkadza mi to jednak w walce w obronie. Robię co każe mi trener.

I myślisz, że wywiązujesz się dobrze z powierzonych zadań?

- Bardzo bym chciał, ale o to już musisz zapytać trenera. Na pewno jednak pracuję bardzo ciężko na treningach, bym nie miał sobie nic do zarzucenia.

Przez rok grałeś w Serbii. Zmieniłeś się koszykarsko przez ten czas?

- Nie sądzę. Wszystko zostało po staremu, nadal jest takim samym typem koszykarza.

A co dał ci powrót do ojczyzny?

- Przede wszystkim poukładałem wszystkie sprawy rodzinne, osobiste. Jak grałem w Polpaku i Anwilu, nie miałem na nie zbytnio czasu, choć w międzyczasie się ożeniłem. Dlatego potrzebowałem tego roku gry w Serbii, by wszystko uporządkować.

Jak myślisz, jak poradziłyby sobie polskie zespoły w Lidze Adriatyckiej, gdyby była taka możliwość gry?

- Ciężko powiedzieć, ale wydaje mi się, że Liga Adriatycka jest sporo silniejsza od polskiej. Tam prawie każdy zespół rywalizuje jeszcze z powodzeniem w Eurolidze czy Pucharze Europy... Nie wiem, byłoby ciężko.

A jak wypada polska ekstraklasa w porównaniu z serbską?

- Mniej więcej podobnie. Myślę, że gdyby połączyć te dwie ligi, wybierając najsilniejsze drużyny, powstałyby całkiem niezłe rozgrywki.

Powróćmy jeszcze do Turowa. Przed sezonem idzie wam bardzo dobrze, ale czy tak samo będzie w trakcie rozgrywek? Macie dość młody zespół...

- Brak doświadczenia może być problemem, ale nie musi. Młodzi zawodnicy mają otwarte umysły i chcą zrobić na parkiecie takie rzeczy, które starym graczom w ogóle by nie przyszły do głowy. Czasami to dobrze, a czasami źle, dlatego cieszę się, że w ekipie jest ktoś taki jak Konrad Wysocki, doświadczony zawodnik, który ma być naszym liderem na parkiecie i poza nim.

Póki co, wydaje się jednak, że waszym liderem jest... trener Jacek Winnicki. Szkoleniowiec bardzo dobrze czyta grę, kontroluje wydarzenia na parkiecie i mocno rotuje składem.

- Mam świetne relacje z trenerem, ale nie tylko ja - myślę, że wszyscy moi koledzy z zespołu. Trenujemy bardzo ciężko, ale bardzo efektywnie. Nie ma niepotrzebnego wysiłku, ale jest pomysł na ten zespół i na to, jak mamy pracować. Bardzo mi się to podoba i choć trenera Winnickiego znam tylko miesiąc, bez dwóch zdań uważam, że wie o co chodzi w koszykówce.

Odnajdujesz w nim podobieństwa do twojego byłego szkoleniowca z Polpaku Świecie - Mihailo Uvalina?

- (chwila zastanowienia - przyp. M.F.)... Myślę, że tak. Winnicki pracował w końcu z Andrejem Urlepem, Uvalin zaś szkolił się pod okiem Zmago Sagadina, a to wszystko to przecież jedna i ta sama szkoła. Uważam, że obaj przede wszystkim kładą nacisk na grę w obronie jako kluczową w walce o mistrzostwo. Obaj są tytanami pracy i są świetnie przygotowani merytorycznie do treningów oraz meczów.

Po bardzo słabym poprzednim sezonie, Turów z pewnością będzie chciał obudować się koszykarsko i zagrać w finale, choć nikt tego głośno nie mówi...

- Nie ma co ukrywać, że liczymy na bardzo dobry sezon. Ciężko się do niego przygotowujemy, ciężko pracujemy teraz na treningach i wkładamy wiele serca podczas meczów sparingowych, żeby to wszystko zaprocentowało w przyszłości, w trakcie rozgrywek. Myślę, że mamy szansę na sukces, choć jesteśmy w tej chwili na takim samym pułapie, jak kilka innych zespołów w Polsce.

O jakich zespołach mówisz?

- Asseco Prokom, Anwil, Trefl, Turów... groźna będzie ekipa z Poznania czy ze Starogardu Gdańskiego. Generalnie czołówka polskiej ekstraklasy praktycznie nie ulega poważniejszym zmianom od lat. Musimy jednak poczekać na początek sezonu, zobaczyć jakim rytmem rozpoczną nowe rozgrywki inne drużyny i wtedy będzie można cokolwiek więcej na temat jakichkolwiek szans powiedzieć.

Wydaje się, że Asseco Prokom, ze swoją ponad dwudziestoosobową kadrą, ponownie jest po zasięgiem...

- Słyszałem wiele opinii, że Prokom teraz będzie łatwiejszym przeciwnikiem, bo drużynę opuścili David Logan i Qyntel Woods. Według mnie, nadal będzie tak samo groźny, bo przyszli nowi, niemniej utalentowani, zawodnicy, a do tego jest bardzo wielu... Szczerze mówiąc nie wiem jaka u nich będzie rotacja, ale to nie jest łatwe zadanie rozdzielić trzy mecze w tygodniu na dwudziestu kilku zawodników. Przecież każdy chce grać, co może powodować niemałe problemy. Ale to już nie moja sprawa.

Komentarze (0)