Wychowanek Asseco Prokomu do sezonu przygotowywał się w Starcie Lublin. Po wysokich porażkach na turnieju w Krośnie stracił jednak miejsce w składzie lubelskiego zespołu. Wtedy zdecydował się na grę w Zniczu Basket, gdzie bardzo szybko został zawodnikiem pierwszej piątki.
- Dostałem szansę od trenera i tyle na ile potrafiłem ją wykorzystałem - mówi były zawodnik Trefla Sopot. Wilkusz braki w obronie nadrabiał jednak w ataku. Podobnie jak w Radomiu zdobył pierwsze punkty dla Znicza Basket, a po trzech kwartach miał już ich na swoim koncie 18 (4/4 za 3). - Po prostu wpadało, nie da się ukryć - cieszył się koszykarz. - Trafiliśmy większą część rzutów za trzy punkty, a to się rzadko zdarza.
Pruszkowianie w całym meczu dwunastokrotnie popisali się celnym rzutem z obwodu (70 procentowa skuteczność) i tym elementem koszykarskiego rzemiosła pogrążyli rywali. - Zagraliśmy słabsze zawody, ale nie był to tylko wynik naszej gorszej dyspozycji. Muszę przyznać, że Pruszków zagrał naprawdę dobrze - chwalił rywali po meczu szkoleniowiec ŁKS-u Piotr Zych. - Trudno było się obronić przed ich trójkami. Oni z dystansu trafiali często z obrońcą, przez ręce. Tego nie dało się zatrzymać - dodał opiekun łodzian.
Do przerwy mecz był wyrównany, a żadna ze stron nie potrafiła zbudować większej jak siedmiopunktowej przewagi. O sukcesie gospodarzy zadecydowała trzecia kwarta, którą podopieczni Pawła Czosnowskiego wygrali 24:7. - Ta część spotkania zadecydowała o naszej porażce w Radomiu. Tym razem o zwycięstwie. Nasi kibice, przynajmniej w pierwszej rundzie, muszą się jednak przyzwyczaić do horrorów w wykonaniu naszej drużyny - wyjaśnił trener Znicza Basket.
Gospodarze musieli radzić sobie bez Pawła Machyni, który na zamkniętym dla publiczności sparingu z Polonią Warszawa doznał urazu stawu skokowego. W tej sytuacji na rozegraniu pozostał zaledwie 19-letni Marek Szumełda-Krzycki, którego z konieczności wspierał Adrian Suliński. Wychowanek MKS-u MOS Pruszków znacznie lepiej czuje się bowiem jako rzucający obrońca. - Marek szybko złapał cztery faulem, dlatego musieliśmy go chronić w obronie. Na szczęście został do końca na boisku - cieszył się Czosnowski.
Oprócz kibiców, także martwa materia nie sprzyjała drużynie ŁKS-u. Z powodu awarii zegara mecz dwukrotnie został przerwany na kilka chwil. Za każdym razem goście zaczynali łapać właściwy rytm gry. - Nie doszukiwałbym się aż tak daleko. W koszykówce zdarzają się takie rzeczy, a my powinniśmy sobie z tym poradzić. Zwłaszcza, że chcemy coś osiągnąć. Przecież nikt nie robił tego złośliwie - zakończył Zych.
Znicz Basket Pruszków - ŁKS Petrolinvest Łódź 75:65 (19:15, 20:23, 24:7, 12:20)
Znicz Basket Pruszków: D. Wilkusz 18 (4), M. Szumełda-Krzycki 12 (1), P. Szymański 11 (1), D. Czubek 10 (2), G. Malewski 8, K. Zarankiewicz 6 (2), A. Suliński 5 (1), A. Misiewicz 5 (1), M. Piotrowski 0, W. Fraś 0, D. Jastrzębski 0
ŁKS Petrolinvest Łódź: B. Szczepaniak 12 (1), K. Sulima 11, B. Bartoszewicz 10, D. Kalinowski 10 (2), M. Salamonik 9 (1), P. Trepka 5, J. Dłuski 5, K. Morawiec 3 (1), M. Krajewski 0, F. Kenig 0