Mecz celnym trafieniem otworzył Jan Hendrik Jagla. Goście jednak szybko odpowiedzieli za sprawą Marcina Sroki. Zawodnik pozyskany przed sezonem ze Słupska zademonstrował swój znak firmowy, czyli rzut z dystansu. Po chwili, tym razem celnym trafieniem za trzy, zdobył kolejne punkty dla swojego zespołu, ale początek należał do Niemca Jagli. Ten wyprowadził Prokom na czterpunktowe prowadzenie. To nie trwało długo, gdyż niebawem znów celną "trojką" popisał się koszykarz gości, a konkretnie Winsome Frazier. Ten element przyjezdnym wyraźnie "leżał" nie tylko w pierwszej kwarcie, ale całej połowie. Raz po raz decydowali się na takie próby i przynosiło to spodziewany efekt. Sam Igor Milicić trzy razy celnie przymierzył w tej kwarcie, dzięki czemu gdynianie nie mogli odskoczyć rywalom. Po pierwszej odsłonie na tablicy widniał wynik remisowy.
Jak skończyli...tak też zaczęli drugą kwartą akademicy. Za trzy Frazier i 29:27 dla koszalinian. Efektownym zagraniem kibiców rozgrzał Bobby Brown, ale po chwili uciszył ich duet: Curry i Sroka. A jakżeby inaczej celną trójką! W 16. minucie po raz kolejny dał o sobie znać Frazier, a goście uzyskali kilkupunktową przewagę (42:38). Tę stratę szybko zniwelował Ewing, do którego należała końcówka tej kwarty. Kilka punktów z rzędu kapitana mistrzów Polski pozwoliło im schodzić do szatni przy prowadzeniu 47:45.
- Goście zaskoczyli nas zwłaszcza w pierwszej połowie. Nie kalkulowali i zagrali otwartą koszykówkę. Mieli swój dzień w rzutach za trzy punkty - komentował po meczu trener Asseco Prokomu, Tomas Pacesas. Warto przy tym podkreślić, iż AZS po dwóch kwartach miał na swoim koncie dziesięć celnych rzutów za trzy!
Mocne słowa musiały paść w szatni z ust litewskiego szkoleniowca, gdyż trzecią kwartę gospodarze rozpoczęli od mocnego uderzenia. Najpierw Jagla, potem Szczotka i było 52:47. Gdynianie uszczelnili obronę, a błędy w ataku zaczęli popełniać akademicy z Koszalina. Podopieczni trenera Bartona w żaden sposób nie potrafili przedostać się przez szczelny mur mistrzów Polski. A ci wymuszali na przeciwnikach proste straty. Sami zaś często przechwytami uruchamiali ataki swojego zespołu. Tak jak choćby Brown.
Prokom w końcu zaczął bronić tak jak przystało na mistrza, a goście przekraczali czas gry niezbędny na rozegranie akcji. Szybko zrobiło się 63:49 na korzyść gdynian. AZS podczas siedmiu minut trzeciej kwarty zdobył tylko cztery punkty! To zaważyło o ich porażce. W tym fragmencie gry swoje "pięć minut" miał Adam Hrycaniuk. Wynik po trzeciej kwarcie ustalił Mateusz Kostrzewski.
Prokom prowadząc 72:53 nie mógł sobie dać wydrzeć zwycięstwa. Mimo to wysokie prowadzenie chyba trochę rozluźniło podopiecznych trenera Pacesasa, którzy momentami popełniali proste błędy. - Martwi mnie to, że przy prowadzeniu kilkunastoma punktami popełnialiśmy proste błędy - nie krył Pacesas. W 34. minucie chwilowy zastój gdynian przerwał Ewing. Po chwili za pięć fauli z boiska wyleciał Marqiuse Gray.
Akademicy próbowali zniwelować straty "trójkami". W pewnym momencie zbliżyli się na 10 punktów, ale doświadczenie i wyższe umiejętności gospodarzy wzięły górę. Jagla i Ewing zakończyli to spotkanie. - Prokom wygrał to spotkanie wyższymi umiejętnościami. Są od nas lepsi - stwierdził po mecz Igor Milicić.
Goście pozostawili po sobie dobre wrażenie. Zagrali ofensywną koszykówkę. Ten mecz potwierdził, że mogą być czarnym koniem rozgrywek.
Asseco Prokom Gdynia - AZS Koszalin 89:78 (26:26, 21:19, 25:8, 17:25)
Asseco Prokom: Jan-Hendrik Jagla 22, Bobby Brown 16, Daniel Ewing 14, Adam Łapeta 12, Adam Hrycaniuk 10, Piotr Szczotka 7, Mike Wilks 4, Mateusz Kostrzewski 4, Ronnie Burrell 0, Ratko Varda 0.
AZS: Winsome Frazier 17, Sharaud Curry 15, Igor Milicić 14, Marcin Sroka 11,Damien Kinloch 9, Marquise Gray 7, Grzegorz Arabas 3, Mateusz Bartosz 2, Tomasz Śnieg 0.