Dymała spośród wszystkich uczestników sobotniego widowiska spędził na boisku najwięcej czasu - blisko 36 minut. W tym okresie był niemal nie do zatrzymania dla rywali. Popisem w jego wykonaniu była między innymi pierwsza kwarta, w której rywali skarcił trzema celnymi rzutami z dystansu. - Dużą zasługę w tym mają moi koledzy, którzy wyprowadzali mnie na czyste pozycje. Miałem też swój dzień, bo wpadały mi rzuty z dystansu. Nad tym elementem jak i nad rzutami osobistymi mocno pracuję na treningach. Chciałbym podziękować całemu zespołowi, bo naprawdę każdy dołożył do tego zwycięstwa swoją cegiełkę - mówi ostrowianin.
Jego zespół ani na chwilę nie oddał prowadzenia pleszewianom. Jednak wygrana nie przyszła łatwo. - Wiedzieliśmy od dawna, że będzie to ciężkie spotkanie. Drużyna z Pleszewa to przecież jeden z pretendentów do wywalczenia awansu do pierwszej ligi. Ciężko trenowaliśmy przed tym meczem. Bardzo dobrze rozpracowaliśmy zespół Openu. Trener Mikołaj Czaja przeprowadził bardzo dobry scauting. Dzisiaj wychodziło nam w ataku. Również w obronie zagraliśmy dobre zawody - mówi Marcin Dymała.
W sobotni wieczór ostrowska hala wypełniła się kibicami basketu. Mimo, iż to tylko rozgrywki II ligi to emocje i oprawa pojedynku godna była pojedynku z wyższej półki. - Taka publiczność to skarb. Sam kiedyś dopingowałem "Stalówkę" kiedy grała w ekstraklasie. Zasiadałem w sektorze Klubu Kibica, jeździłem za zespołem po Polsce i zdzierałem gardło. Kibice mimo iż Stal jest aktualnie w drugiej lidze nie opuścili drużyny. Chciałbym im za to podziękować. Bez nich byłoby na pewno dużo ciężej wygrać ten mecz - powiedział koszykarz "Stalówki".