Wyszło drugoligowe granie - komentarze po meczu Znicz Basket - AZS Szczecin

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Zaledwie siedem punktów Łukasza Pacochy i Michała Majcherka z obwodu oraz przeciętna skuteczność Macieja Majcherka z dystansu przełożyła się na porażkę AZS Szczecin w Pruszkowie. Gospodarze zagrali konsekwentniej od rywali, dzięki czemu wygrali mecz. - Wyszło nasze drugoligowe granie - mówił po meczu szkoleniowiec AZS-u Zbigniew Majcherek.

Paweł Czosnowski (trener Znicz Basket): Obawiałem się głównie ofensywnej siły rywali. Na szczęście defensywa wypadła dobrze. Kawał dobrej roboty wykonał Adrian Suliński, który załatał naszą dziurę spowodowaną brakiem Pawła Machyni. Trzeba zaskakiwać rywali różnymi sposobami. W tym meczu próbowaliśmy grać aż czterema wysokimi, w innym trzema niskimi. Dobrze jeśli takie pomysły przynoszą pozytywny skutek. Paradoksalnie porażka w Radomiu pomogła nam skonsolidować zespół. Czasami trzeba wstrząsnąć drużyną, a mecz z Rosą to właśnie zrobił. Myślę, że gdyby nie ta porażka, to nie byliśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy.

Zbigniew Majcherek (trener AZS Radex Szczecin): Wyszło w tym meczu nasze zbyt długie granie w drugiej lidze. Ciągle powtarzam chłopakom, że w pierwszej lidze, każde spotkanie jest podobne do play-off w drugiej. Kiedy nam nie szło w końcówce indywidualnymi akcjami chcieliśmy odrobić stratę, ale na tym poziomie jest o to znacznie ciężej. Być może zawodnicy, po niezłym meczu z ŁKS-em, uwierzyli że grają konsekwentnie, ale tak jeszcze nie jest. Właśnie na tym polegała wyższość Pruszkowa, dlatego przegraliśmy. Przyzwyczailiśmy się też do dużej ilości punktów zawodników obwodowych, w Pruszkowie ich zabrakło. Wysocy gracze byli dobrze dysponowanie, lecz nie do końca potrafiliśmy to wykorzystać.

Maciej Majcherek (AZS Radex Szczecin): Graliśmy w ataku naprawdę kiepsko. Głównie mam pretensję o naszą skuteczność, także do siebie. Nie wykorzystaliśmy należycie zawodników podkoszowych, sami oddawaliśmy rzut z dystansu. Chcieliśmy się przełamać, ale to nie był nasz dzień. Rzadko zawodnik mierzący ponad dwa metry wzrostu gra na pozycji rzucającego obrońcy, a tak było w przypadku Daniela Wilkusza. Po przerwie gospodarze ponownie spróbowali takiego wariantu, wówczas poradziliśmy sobie z tym lepiej.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)