W przeciwieństwie do ostatniego meczu mistrzów Polski w Zielonej Górze tym razem przed kibicami zaprezentował się najmocniejszy skład Asseco Prokomu. Chwilę jednak trwało, zanim gdynianie odpowiednio "weszli" w to spotkanie. Początkowe minuty to bardzo nieskuteczna gra podopiecznych trenera Pacesasa, którzy premierowe punkty zdobyli po niespełna trzech minutach. A że goście również nie grzeszyli skutecznością to na tablicy świetlnej widniał remis po 2. Niefrasobliwość w ataku dopadła także Jana Hendrika Jaglę. Niemiec przestrzelił oba rzuty wolne.
Tak ospały Prokom oglądaliśmy do połowy pierwszej kwarty. Potem bowiem mistrzowie zacieśnili szyki obronne i wychodzili z szybkimi kontrami. Ewing, Eldridge, Ewing i było 10:2 w 7. minucie gry. Sygnał do ataku polonistom dał Harding Nana. Gdy wydawało się, że tą część meczu gospodarze wygrają jednym punktem skutecznym rzutem za linii 6,75 popisał się Robert Witka.
Witka dał o sobie znać tuż po wznowieniu gry. Kolejna trójka i Asseco Prokom prowadziło 22:13, a po celnym rzucie Vardy przewaga mistrzów Polski przekroczyła dziesięć "oczek". Polonia miała problemy ze skutecznym wyprowadzeniem akcji, a podopieczni trenera Pacesasa zaczęli odjeżdżać rywalowi. Przewaga rosła i rosła...Gospodarze chwycili odpowiedni rytm, czym zupełnie zdominowali warszawian. W końcu jednak przełamali się przyjezdni za sprawą Nany. To jednak nie jemu kibice zgotowali największe brawa. Oklaski skierowane były pod adresem Łapety. Środkowy Prokomu efektownym wsadem wykończył dobre zagranie Kostrzewskiego.
Gdynianie dzielili i rządzili pod tablicami. Gdy przegrywa się w tym elemencie 14:25 to naprawdę trudno myśleć o korzystnym wyniku. Bardzo dobrze pod koszem rywali odnajdywał się Łapeta. Gdy trafił po raz trzeci w drugiej kwarcie jego koledzy prowadzili już 36:16. Z ponad 20-punktową przewagą mistrzów Polski oba zespoły udały się do szatni.
Po przerwie chwilowy zryw gości przyniósł im sześć punktów z rzędu. Po chwili za trzy trafił Hinson i goście tracili do Prokomu 15 "oczek". Sprawę w swoje ręce postanowił wziąć najlepszy tego dnia na parkiecie duet: Ewing - Brown. Pierwszy podawał, a drugi efektownie kończył akcje. Gdynianie pozwalali sobie na popisowe zagrania, jak choćby ta w wykonaniu Ewinga. Daniel najpierw przejął piłkę, a potem pośpieszył czym prędzej na kosz rywali i zdobył 60 punkt dla gospodarzy.
Jeszcze lepszą akcję widzieliśmy jednak chwilę później. I znów w roli głównej Ewing - Brown. Bobby efektownym wsadem sfinalizował dogranie na nos, jak zwykło się mawiać w takich przypadkach. Ręce aż same składały się do oklasków. Palce lizać! Po trzech kwartach Asseco prowadziło 65:38 i chyba mało kto spodziewał się, iż tego meczu nie wygra...
...zwłaszcza jeśli w ma się w składzie kogoś takiego, jak wspomniany już wcześniej Brown. Amerykanin skutecznie wybił z głowy polonistom myśl o jakimkolwiek nawiązaniu walki. Raz, dwa zza łuku i 75:43 dla Prokomu. Trener Pacesas mógł sobie pozwolić na żonglowanie składem, gdyż i tak nic już zmienić się nie mogło. Tak wypracowana przewaga to efekt fatalnej skuteczności w rzutach za dwa graczy Polonii. Na 35 prób do kosza trafili jedynie 10 razy!
Jeden Hinson to za mało. Sam nie był w stanie powstrzymać mistrzów Polski, którzy pewnie i bez większych problemów odnieśli pierwsze ligowe zwycięstwo.
Asseco Prokom Gdynia - Polonia Warszawa 81:53 (15:11, 28:11, 21:16, 17:15)
Asseco Prokom: Bobby Brown 20, Daniel Ewing 19, Adam Łapeta 12, Courtney Eldridge 10, Robert Witka 8, Ratko Varda 6, Piotr Szczotka 2, Mateusz Kostrzewski 2, Adam Hrycaniuk 2, Jan Jagla 0, Przemysław Frasunkiewicz 0, Channing Toney 0.
Polonia: Darnell Hinson 22, Harding Nana 10, Tony Easley 7, David Palmer 5, Marcin Nowakowski 4, Łukasz Wichniarz 3, Michał Kwiatkowski 2, Alan Czujkowski 0, Marcin Krajewski 0, Michał Kuśmierz 0.