Jeszcze przed meczem okazało się, że w składzie Trefla Sopot zabrakło miejsca dla Jermaine’a Beala. - Trudno jest mu zaakceptować sytuację w której jest rezerwowym, natomiast na dzisiaj przegrał rywalizację z Giedriusem Gustasem, najwyraźniej nie potrafi odnaleźć się w sytuacji, w której gra 10-15 a nie 30 minut - mówił Tomasz Kwiatkowski, dyrektor sportowy Trefla Sopot. Trzeba odnotować, że sopocianie w sobotnim spotkaniu dysponowali zaledwie 10 zawodnikami do gry. Do dyspozycji trenera Karlisa Muiznieksa był Łotysz - Sandis Buskevics, który w czwartek dołączył do zespołu znad morza.
W pierwszej piątce gospodarzy zaszły poważne zmiany w porównaniu do ostatniego meczu z Basketem Poznań. Miejsce zachowali jedynie Ted Scott oraz Darrell Harris. Sopocianie zaś wyszli w takim samym ustawieniu, jak w spotkaniu z Azs-em Koszalin. Znów na ławce rezerwowych pozostał kapitan Trefla Sopot - Filip Dylewicz.
Sopocianie sobotni pojedynek rozpoczęli od prowadzenia 10:4. Gospodarze na początku razili dużą nieskutecznością. Z biegiem czasu, to podopieczni Dariusza Szczubiała zaczęli dochodzić do głosu, głównie za sprawą dobrze dysponowanego Scotta, który w pierwszej odsłonie zdobył osiem punktów. Po trójce Tomasza Zabłockiego, na tablicy świetlnej pojawił się wynik po 11. W drużynie gości bardzo dobrą zmianę dał Dylewicz, który zdobył pięć oczek z rzędu i wyprowadził sopocian na prowadzenie 20:15.
Jednak gospodarze dzięki punktom Bartosza Sarzało doprowadzili do remisu po 23. Na początku drugiej kwarty, Czarodzieje z Wydm odskoczyli sopocianom na kilka oczek. Dobrą zmianę dał Anthony Fisher, który umiejętnie prowadził grę Kotwicy. W Treflu znów szwankowała skuteczność z dystansu(2/11 do przerwy). Po celnej trójce Scotta, kołobrzeżanie prowadzili 36:29 i trener Muiznieks od razu poprosił o przerwę. Goście grali w tym fragmencie słabo, często notowali łatwe straty.
W ataku nadspodziewanie dobrze prezentował się Dragan Ceranić, który często stawał na linii rzutów wolnych. Po punktach Adama Waczyńskiego i Marcina Stefańskiego, na tablicy świetlnej pojawił się wynik 40:38 dla sopocian i jak się później okazało było to ostatnie prowadzenie Trefla w tym spotkaniu.
Po przerwie, Karlis Muiznieks postanowił, że Giedrius Gustas zajmie się kryciem Scotta. - Mamy na tyle świetny zespół, że każdy z obwodowych graczy może grać przeciwko niemu. Mamy na niego sposób, ale nie będę zdradzał - mówił przed meczem Waczyński.
Jednakże Amerykanin zdobył siedem punktów z rzędu i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie(45:40). Sopocianie beznadziejnie rozpoczęli trzecią kwartę. Darrell Harris mimo, że miał do przerwy cztery przewinienia to świetnie radził sobie na deskach, szczególnie na atakowanej. Trzeba zaznaczyć, że duet Scott-Harris zdobył w samej trzeciej odsłonie 14 punktów.
Znów słabe spotkanie rozegrał Paweł Kikowski(1/6 z gry), który jak na razie totalnie nie potrafi odnaleźć się w drużynie z Sopotu. Kołobrzeżanie kontrolowali przebieg wydarzeń. Goście zaczęli się spieszyć, ale cały czas przewaga Kotwicy oscylowała w granicach 8-10 punktów. Gdy na minutę przed końcem Ted Scott skutecznie przymierzył z ósmego metra, stało się jasne, że to gospodarze odniosą pierwsze zwycięstwo w rozgrywkach Tauron Basket Ligi.
Kotwica Kołobrzeg - Trefl Sopot 77:68 (23:23, 15:17, 17:8, 22:20)
Kotwica: Scott 28, Harris 16, Fisher 10, Sarzało 8, Djurić 6, Zabłocki 5, Bręk 4, Sikora 0, Diduszko 0.
Trefl: Dylewicz 15, Ceranić 15, Gustas 12, Stefański 8, Waczyński 7, Kinnard 4, Kikowski 3, Hlebowicki 2, Buskevics 2.