Rozgardiasz wepchnął się nieproszony do starogardzian wraz z początkiem meczu, toteż rywal bez większych problemów mógł narzucić swoje dzieło, sprytnie dyktować własne warunki. Goście grali - tak jak zresztą się spodziewano - niebywale agresywnie, choć notowali szybko przewinienia, to mimo wszystko nie ustępowali, oddanie służyli Miliji Bogiceviciowi.
Szkoleniowiec PBG Basketu miał powody do radości, wszak na wysokim poziomie funkcjonowała ofensywa, która grała bardzo urozmaiconą koszykówkę, nie polegała na jednym utartym schemacie, starała się wykorzystać atuty kilku graczy. Kociewskie Diabły bynajmniej nie były na to przygotowane, w defensywie reagowali zbyt późno. Już po zaledwie pięciu minutach wygrywali..4:16! Przyjezdni nieco zwolnili, zatracili lekkość w zdobywaniu punktów, ale nadal utrzymywali się na wysokim prowadzeniu.
Podopiecznych Pawła Turkiewicza z ogromnych tarapatów wyciągał Brian Gilmore. Amerykański podkoszowy zdawał się nie spoglądać na swoich słabo spisujących się partnerów, w pojedynkę ruszył do ataku i zaczął stopniowo niwelować deficyt. Pozostali partnerzy z czasem poszli mu w sukurs, lecz skuteczność nadal szwankowała. Sposobem na to okazało się masowane wymuszanie przewinień, w efekcie nad wyraz często pojawianie się na linii rzutów osobistych. Wprawdzie i tutaj gospodarze nie byli nieomylni, potrafili rozczarować dwoma pudłami, ale i tak zdobywali sporo oczek (17/24 za 1) w ten sposób. Klub ze stolicy Wielkopolski, który wyraźnie spuścił z tonu, w ataku nie był już tak kreatywny i spontaniczny stopniowo musiał się godzić z tym, że wysokiego prowadzenia do przerwy nie utrzyma. Polpharma niesiona dopingiem żywiołowej publiczności (bardzo licznie zgromadzonej) zdołała kilkakrotnie niemal dopaść rywala, po 20 minutach przegrywała jednak 39:42.
Poznańskiej ekipie klocki się posypały w trzeciej odsłonie. Nowo narodzeni Farmaceuci przystąpili do kontrofensywy. Szalony basket w ich wykonaniu sprawdzał się w tej odsłonie doskonale. Michael Hicks i Tomasz Cielebąk raz po raz dziurawili kosz rzutami z dystansu, Kamil Chanas dawał punkty z półdystansu. Gracze serbskiego fanatyka defensywy potrzebowali sporo czasu, by otrząsnąć się po tym mocnym ciosie (SKS po raz pierwszy w tym spotkaniu wyszedł na prowadzenie). Eddie Miller za wszelką cenę próbował walczyć z Kociewskimi Diabłami, głównie dzięki starogardzianom nie udało się odskoczyć, zadać decydującego uderzenia.
Polpharma nie wytrzymała narzuconego przez siebie tempa, w ostatniej partii wyraźnie spuściła z tonu. Sytuację próbował ratować Kirk Archibeque, który totalnie zawiódł w pierwszej połowie, a w trzeciej partii złapał czwarte przewinienie, ale brakowało wsparcia pozostałych koszykarzy. Ci bowiem zbyt chętnie porywali się na indywidualne szarże, kończące się nędznie dla gospodarzy. PBG Basket upatrywał w tym swojej szansy, toteż znów postawił na agresywną obronę. Dobrą decyzją Bogicevicia okazało się wpuszczenie na parkiet Tomasza Ochońki, który ekspresowo podreperował dorobek gości o 7 punktów. Do ostatniej syreny przechylić szalę próbowali najlepsi Miller i Vladimir Tica. Poznaniacy wykazali się większą konsekwencją, lepszym pomysłem i ogromną wolą walki, dzięki temu mogli się cieszyć z drugiego już w tym sezonie zwycięstwa. - W końcówce popełniliśmy głupie straty, za szybko oddawaliśmy rzuty - tłumaczył po zawodach Adam Metelski.
Łagodnie mówiąc Kociewskie Diabły powodów do radości nie mają. Turkiewicz słabo dyrygował zespołem, który w decydujących momentach porwał się na...rzuty za trzy punkty. W ogóle w tym spotkaniu gospodarze grali bez większego zamysłu, indywidualnie próbowali wyrównać rachunki. W ten sposób pokazali swoją słabość i zarazem nieobliczalność. Farmaceuci mieli chwilowe przebłyski, to jednak za mało by myśleć o triumfie nad tak silnym oponentem, nawet u siebie. Niewypałem totalnym pozostaje Michael Gruner, którego obecność na parkiecie oznacza ogromne problemy.
- Nie wykorzystaliśmy tego, co jest naszą siłą. Nie staraliśmy się realizować naszych początkowych założeń - mówił Turkiewicz. - Tak jak w ostatnim meczu, niektórzy zawodnicy myślą, że mecze wygrywa się rzutami za trzy. Niestety tak nie jest, jeżeli tego nie zrozumieją będziemy mieli za każdym razem taki sam problem.
Za to niezłe wrażenie pozostawili po sobie goście. Drużyna Bogicevicia błędów się wprawdzie nie ustrzegła - najpoważniejszym była utrata tak wysokiego prowadzenia, ale zespołowo zaprezentowała się co najmniej przyzwoicie, współpraca zawodników była naprawdę owocna. Kociewskie Diabły poziomem przerastała, choć dwa oczka zainkasowała dopiero w ostatnich sekundach. - Bardzo dobrze zaczęliśmy ten mecz, niestety później zgubiliśmy rytm. W decydującym momencie dobrze zbieraliśmy i dzięki temu mogliśmy wygrać ten mecz - przyznał Bogicević.
78:82
(16:28, 23:14, 25:22, 14:18)
Polpharma: Cielebąk 17, Chanas 12, Vaughn 11, Hicks 11, Gilmore 8, Archibeque 7, Metelski 7, Szpyrka 3, Mroczek 0, Dutkiewicz 0, Gruner 0.
PBG Basket: Tica 20, Miller 19, Stelmach 9, Fears 7, Ochońko 7, Diduszko 6, Wiśniewski 6, Dąbrowski 4, Surmacz 2, Ratajczak 2.