W sobotę, podopieczni Karlisa Muiznieksa mierzyli się z Kotwicą Kołobrzeg. Przed meczem, sopocianie byli stawiani w roli faworyta. Trefl zaczął spotkanie całkiem obiecująco, od prowadzenia 10:4, ale z biegiem czasu to kołobrzeżanie nadawali ton wydarzeniom i to oni odnieśli pierwsze zwycięstwo w rozgrywkach Tauron Basket Ligi. - Drużyna Kotwicy była lepiej dysponowana, wykorzystała nasze wszystkie słabości. Nie mogliśmy poradzić sobie z Tedem Scottem, który kreował grę nie tylko dla siebie, ale i zespołu. Był takim motorem napędowym całej Kotwicy. Trafiał niesamowite rzuty, które napędzały jego kolegów - ocenił sobotnie spotkanie, Filip Dylewicz.
- Po raz kolejny mieliśmy ogromne problemy ze skutecznością, w dodatku przegraliśmy walkę na deskach, co w ogóle jest nie do zaakceptowania, ponieważ jedynym wysokim zawodnikiem w Kotwicy był Darrell Harris. To były dwa główne elementy, które zadecydowały o naszej porażce. Jechaliśmy do Kołobrzegu uskrzydleni zwycięstwem nad Koszalinem i może za szybko uwierzyliśmy w nasze możliwości - stwierdził Dylewicz.
W drużynie z Sopotu, jak na razie nie widać gracza, który w trudnych momentach mógłby wziąć ciężar odpowiedzialności na swoje barki. - Liczymy, że Paweł Kikowski oraz Adam Waczyński zaczną trafiać swoje rzuty. Są to zawodnicy, którzy muszą odnaleźć się, ponieważ niezbędni są nam do funkcjonowania zespołu. Jeżeli mają problemy z trafianiem, to nasza koncepcja gry się rozsypuje. Oni potrzebują jednego dobrego meczu, by uwierzyć w swoje możliwości - dodaje kapitan drużyny.
Sopocianie na początku sezonu spisują się bardzo chimerycznie. Dobre mecze przeplatają ze słabymi. - Myślę, że przede wszystkim chodzi o koncentrację. Raz jesteśmy zaangażowani bardzo, a raz mniej. Mecz z Dexią nam kompletnie nie wyszedł, ale z Koszalinem było lepiej. Teraz znowu z Kotwicą zagraliśmy słabo, teoretycznie kolejny powinien nam wyjść. Ale mnie takie granie nie interesuję. Mnie interesuję, żeby grać w każdym meczu równo. Ale żeby tak było każdy musi znać swoją rolę w zespole, a nie myśleć tylko o indywidualnych statystykach - podsumowuje Dylewicz.