Po wywalczonym w pięknym stylu awansie do I ligi wydawało się, że bydgoskich koszykarzy stać nawet na walkę o środek tabeli. Wszak zdaniem niektórych obserwatorów poziom zaplecza Tauron Basket Ligi nie odbiegał znacząco od półamatorskich rozgrywek II ligi. - Chcieliśmy grać w tej klasie i widzimy jak daleko odbiega ona od naszych wyobrażeń. Przepaść jest ogromna - tłumaczy trener Jarosław Zawadka.
Sobotnia porażka z rezerwami Asseco Prokomu to już szósta w obecnych rozgrywkach. Taka seria źle działa również na psychikę zawodników. Bydgoszczanie grają falami, bo po dobrych momentach notują jeszcze kilkuminutowe przestoje w grze. Zawodzi znakomity w II lidze skrzydłowy Sebastian Laydych, a Łukasz Paul i Igor Trela na razie są za młodzi, aby móc skutecznie zastąpić Rafała Urbaniaka i Łukasza Kuczyńskiego.
Jeszcze przed ostatnim meczem jeden z głównych sponsorów - firma PKS nałożyła kary finansowe na bydgoskich koszykarzy. Chodzi o znaczną obniżkę pensji. - Nie rozumiem tej decyzji - przyznał kapitan Artur Gliszczyński na antenie ITV24. - Dostaliśmy po kieszeni, a przed sezonem ci panowie stawiali przed nami zupełnie inne cele. Mieliśmy co prawda trzy mecze na tak zwanym widelcu, ale taka kara nie jest na miejscu. Jesteśmy bardzo przybici z tego powodu.
Zapytaliśmy więc prezesa Jacka Borkowskiego jak dalej widzi szanse bydgoskiego zespołu w I-ligowym sezonie. Sprzymierzeńcem KPSW Astorii jest regulamin rozgrywek. Nawet jeśli przed fazą play-out beniaminek zajmie ostatnie miejsce w tabeli, może później wygrać tylko dwa lub trzy spotkania i utrzymać się na zapleczu TBL. - Gwałtownych zmian nie należy się spodziewać - potwierdził w rozmowie z SportoweFakty.pl. - Oczywiście nie jest tak, że nie patrzymy na osiągane wyniki przez naszych koszykarzy. Musimy się dostosować do obecnych realiów. Naszym głównym problemem pozostaje skuteczność, bo mogliśmy wygrać wcześniej trzy mecze. W końcu jednak musimy gdzieś zwyciężyć - podsumował Borkowski.