- Jestem niezwykle zadowolony z tego meczu. To jeden z najlepszych jaki ta drużyna rozegrała pod moją wodzą - mówił po meczu Jose Ignacio Hernandez, szkoleniowiec Wisły Can Pack Kraków. Hiszpanowi trudno się dziwić, gdyż jego podopieczne rozegrały kapitalne spotkanie na tle niezwykle bezradnych rywalek z Gdyni.
Spotkanie miało być sentymentalne dla Erin Phillips, która w poprzednim sezonie razem z Lotosem sięgnęła po tytuł mistrza Polski, a sama została wybrana MVP finałów. Australijka już w pierwszej akcji meczu pokazała, że na parkiecie sentymentów nie będzie. Od pierwszych minut Phillips była niesamowicie aktywna, a Biała Gwiazda nabierała tempa z każdą kolejną minutą. To właśnie zawodniczka z kraju kangurów ustaliła wynik po pierwszej kwarcie meczu, gdy w efektowny sposób z powietrza dobiła niecelny rzut koleżanki.
Drugą część meczu od "trójki" rozpoczęła Paulina Pawlak, a Wisła rozpoczęła budowę swojej przewagi. Gdy reprezentacyjna rozgrywająca trafiła kolejny swój rzut zza linii 6,75 na tablicy wyników było już 29:18. Przed przerwą gospodynie podwyższyły jeszcze prowadzenie do 13 oczek, a wszystko za sprawą efektownych wejść pod kosz Andji Jelavic.
Gdy po zmianie stron podopieczne Hernandeza zdobyły dziewięć punktów z rzędu wydawało się, że jest już po meczu. W Lotosie niewidoczna była Daria Mieloszyńska, a pod koszami nie istniała Milka Bjelica. Podsumowaniem nieporadności Lotosu niechaj będzie akcja, w której sam na sam z koszem spudłowała Monica Wright, przy czym doznała jeszcze urazu stawu skokowego. W odpowiedzi zza linii 6,75 trafiła Katarzyna Krężel, a wynik w tym momencie brzmiał 58:32. Krakowianki grały bezwzględnie i perfekcyjnie wykorzystywały każdy błąd rywalek.
Ostatnia część meczu była już tylko oczekiwaniem na końcową syrenę. Gdy po raz czwarty zza łuku trafiła Pawlak, przewaga Białej Gwiazdy wzrosła do 35 punktów! W końcowych sekundach meczu kilka punktów nadrobić zdołała Wright, której uraz nie okazał się zbyt poważny, ale to nie uchroniło Lotosu od prawdziwej klęski pod Wawelem.
- Cieszy bardzo gra w defensywie. Nie straciliśmy w żadnej z kwart więcej niż 15 punktów, a to tylko dowód, że była ona na bardzo dobrym poziomie - powiedział Hernandez. Jego podopieczne zagrały zespołowo, co najlepiej odzwierciedla przewaga w asystach krakowianek, które miały aż o 16 asyst więcej od gdynianek.
W ekipie Lotosu trudno wyróżnić kogokolwiek, gdyż cała drużyna zagrała bardzo słabo na tle znakomicie dysponowanych gospodyń. - Nie ma co się oszukiwać, było to starcie mistrza Polski z Wisłą Can Pack. Szkoda tylko, że z mistrzowskiego składu w Gdyni niewiele zostało, a w Wiśle doszło dużo - powiedział po meczu Dariusz Raczyński, trener Lotosu.
Wisła Can Pack Kraków - Lotos Gdynia 82:54 (18:14, 21:12, 24:12, 19:16)
Wisła Can Pack: Paulina Pawlak 19, Erin Phillips 16, Ewelina Kobryn 16, Janell Burse 11, Katarzyna Krężel 8, Dorota Gburczyk-Sikora 6, Andja Jelavic 4, Maja Vucurovic 2, Gunta Basko 0, Katarzyna Gawor 0
Lotos: Monica Wright 16, Milka Bjelica 9, Elina Babkina 8, Daria Mieloszyńska 8, Sandora Irvin 7, Małgorzata Misiuk 4, Olivia Tomiałowicz 2, Marta Jujka 0, Magdalena Ziętara 0, Claudia Sosnowska 0, Magdalena Kaczmarska 0